[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałam sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek słyszałam o takim miejscu, ale raczej nie.Oczywiście ukrycie skarbóww bezpiecznym miejscu wydawało się sensowne, a poza tym wreszcie dowiedziałam się, gdzie przechowywano księgi zczytelni.Chciałam dopytać o szczegóły, ale Gabriella uniosła rękę, ucinając wszelkie pytania.- Nie mam czasu, już i tak jestem spózniona.Nie mogę cię zaprowadzić.Ciekawość podpowie ci, gdzie znalezć to, czegoszukasz.Jak skończysz, odłóż klucz na miejsce i nikomu ani słowa.Odwróciła się i pospieszyła korytarzem, czerwona, satynowa suknia połyskiwała w słabym świetle.Chciałam zawołać,żeby wróciła, zaprowadziła mnie do podziemnej krypty, ale już jej nie było.Została tylko ledwie wyczuwalna nutaperfum.Zgodnie z instrukcjami Gabrielli otworzyłam drzwi i zajrzałam w ciemność.Na haku nad schodami wisiała okopconalampa naftowa.Zapaliłam knot i wyciągnęłam lampę przed siebie.Grubo ciosane kamienne schody opadały pod ostrymkątem.Każdy romb schodka pokrywał mech, było potwornie ślisko.Powietrze było wilgotne i przesycone zapachem77 pleśni, toteż zdawało mi się, że schodzę krok po kroku do piwnicy pod kamiennym domem moich rodziców, doprzepastnego, podziemnego bunkra wypełnionego po brzegi tysiącami butelek dojrzewającego wina.Przy zejściu ze schodów znajdowały się żelazne drzwi, okratowane jak wejście do celi więziennej.Po obu stronachotwierały się korytarze i znikały w niemal absolutnej czerni.Uniosłam lampę, żeby zobaczyć, co jest w głębi.W niektórychmiejscach odpadła cegła, odsłaniając plamy bladego, nieobrobionego wapienia, skały będącej fundamentem naszegomiasta.Bez trudu otworzyłam zamek kluczem; jedyne, co stało mi na przeszkodzie, to przemożna chęć, żeby stąd uciec iwrócić do znajomego świata na górze.Wkrótce zobaczyłam kilka pomieszczeń.Lampa nie dawała dość światła, ale widziałam, że w pierwszym z nich byłmagazyn broni -zgromadzono tam lugery, kolty kaliber 45 i karabiny Ml Garand.Były też skrzynie ze sprzętemmedycznym, koce i ubrania - przedmioty niewątpliwie potrzebne w razie przedłużającego się konfliktu zbrojnego.Wnastępnej salce znalazłam skrzynie, do których przed kilkoma tygodniami pakowano książki z Ateneum, z tym że terazwieka zabito gwozdzmi.Otwarcie ich bez narzędzi było niemal niemożliwe.Szłam dalej ciemnym, ceglanym przejściem, a lampa ciążyła mi coraz bardziej.Uzmysłowiłam sobie, że przenosinyangelologów do podziemi to operacja na ogromną skalę.Nie miałam pojęcia, że nasz ruch oporu miał być takprzemyślany i zorganizowany.Zniesiono tu wszystko, co mogło być potrzebne.Były tu łóżka i prowizoryczne łazienki,wodociąg i całe mnóstwo małych piecyków naftowych.Broń, żywność, lekarstwa - wszystkie te skarby ukryto podMontparnasse, w jamach i tunelach wyrytych w wapieniu.Zrozumiałam, że kiedy wróg dotrze do Paryża, wielu ludzi niewyjedzie z miasta, ale przeniesie się do tych komór i podejmie walkę.Obejrzałam kilka cel, po czym weszłam do jakiejś zawilgoconej komórki, nie tyle kolejnego magazynu, ile ciasnegopokoiku wykutego w miękkim wapieniu.Było tam wiele przedmiotów, które widziałam wcześniej w gabinecie doktoraRaphaela, więc domyśliłam się, że trafiłam do prywatnej kwatery Valków.W rogu stal stół zastawiony książkami, nakrytyciężkim brezentem.Zwiatło lampy omiotło zakurzony pokoik.Znalazłam tekst bez specjalnego zachodu, ale zdziwiłam się, że nie była to książka, tylko notatnik, dosłownie plik spiętychkartek.Był nie większy od broszury, ręcznie zszyty, w zwyczajnej oprawie.Leciutki jak naleśnik, niepozorny - trudno byłouwierzyć, że może zawierać coś ważnego.Otworzyłam go.Zobaczyłam odręcznie spisany, poplamiony tekst, naniesionyatramentem na papier drukarski.Każda litera została wydrapana na kartce pod nierównym naciskiem nieuważnej dłoni.Musnęłam linijki palcem, poczułam wgniecenia na papierze.Wytarłam notatnik z kurzu i przeczytałam tytuł: Notatki zpierwszej wyprawy angelologicznej w roku 925 AD poprowadzonej przez czcigodnego ojca Cłematisa z Tracji.Z łacinyprzełożył i przypisami opatrzył dr Raphael Walko.Pod tytułem w mięsisty papier wtłoczono złotą pieczęć z wizerunkiem liry - nigdy wcześniej nie widziałam tego symbolu,ale domyślałam się, że to właśnie on jest sercem naszej misji.Przycisnęłam notatnik do piersi w przypływie nagłego przerażenia, że rozpłynie się, zanim zdążę go przejrzeć.Postawiłam lampę na podłodze obok gładkiej wapiennej ściany i usiadłam.Zwiatło padało na mojepalce.Otworzyłam notatnik, a pismo doktora Raphaela wydało się wyrazniejsze.Zaczęłam czytać.Od pierwszego słowalektura pochłonęła mnie bez reszty.Notatki z pierwszej wyprawy angelologicznej w roku 925 AD poprowadzonej przez czcigodnego ojca Cłematisaz TracjiZ łaciny przełożył i przypisami opatrzył dr Raphael ValkoIBłogosławieni niech będą słudzy Jego Boskiej wizji na Ziemi! Niech Pan, który posiał ziarno naszej misji,doprowadzi do jej urzeczywistnienia!IIZ mułami objuczonymi zapasami, z duszami lekkimi od nadziei, rozpoczynamy podróż przez prowincje Hellady ipotężną Morię aż do rzymskiej Tracji.Drogi, dobrze utrzymane, wzniesione przez Rzymian, świadczyły, żeśmy dotarlido świata chrześcijańskiego.Jednakże mimo złoceń cywilizacji pozostało zagrożenie kradzieżą.Minęło wiele lat, odkądostatni raz postawiłem stopę w górskiej ojczyznie ojca i ojca jego ojca.Mój rdzenny język zabrzmi zapewne obco, bomprzyzwyczajony do języka Rzymu.Kiedy miniemy większe osady i rozpoczniemy wspinaczkę, obawiam się, że nieochronią nas nawet moje szaty i Pieczęcie Kościoła.Modlę się, abyśmy podczas przeprawy nie spotkali wieluwieśniaków na górskich ścieżkach.Nie mamy broni, bylibyśmy skazani na łaskę i niełaskę nieznajomych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •