[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kongres Stanów Zjednoczonych, starając się zrównoważyć wpływ biurokracji władzwykonawczych, powołał własną biurokrację - między innymi Urząd do Spraw Budżetowych(Congressional Budget Office), Urząd Oceny Technologii (Office of Technology Assessment)i inne niezbędne agencje i dodatki.Dzięki temu w ciągu minionych 10 lat liczba pracownikówKongresu wzrosła z 10 700 do 18 400 osób.Ale spowodowało to jedynie przeniesienieproblemu spoza gmachu Kongresu do jego wnętrza.Wybierani przez nas reprezentanci corazgorzej orientują się w mnóstwie sposobów i środków, o których muszą decydować; zmuszenisą w coraz większym stopniu opierać się na zdaniu innych.Reprezentant przestał już nawetreprezentować siebie samego.Co więcej parlamenty, kongresy i zgromadzenia były to miejsca, gdzie teoretycznie możnabyło godzić żądania rywalizujących mniejszości.Ich "przedstawiciele" mogli załatwiać ichsprawy.Przy dzisiejszych przestarzałych i niesubtelnych mechanizmach politycznych żadenustawodawca nie jest w ogóle zdolny zorientować się, ile małych grupek on czy onanominalnie reprezentuje, nie mówiąc już o skutecznym pośredniczeniu lub wyręczaniu wzałatwianiu spraw tych grupek.Sytuacja ta pogarsza się tym bardziej, im bardziej przeciążonyzaczyna być amerykański Kongres, niemiecki Bundestag czy norweski Storting.Zrozumiałe staje się teraz, dlaczego grupy nacisku, tworzące się w związku z jakąś konkretną sprawą, bywają tak nieprzejednane i zawzięte.Chociaż widzą ograniczonemożliwości poważnego negocjowania lub szukania porozumienia w spornej kwestii zapośrednictwem Kongresu lub instytucji ustawodawczych, ich żądania wobec systemu niedopuszczają najmniejszych ustępstw.Upada więc również koncepcja rząduprzedstawicielskiego jako ostatecznego pośrednika.Załamanie się ducha negocjacji, trudności w podejmowaniu decyzji oraz postępującyparaliż instytucji przedstawicielskich oznacza, że w dalszej przyszłości wiele decyzjipodejmowanych obecnie przez małe grupy pseudoreprezentantów będzie zapewne musiałostopniowo przejść w ręce samych wyborców.Jeżeli wybrani przez nas delegaci nie mogądogadać się w naszym imieniu, będziemy musieli dogadywać się sami.Jeżeli ustawyuchwalane przez nich coraz dalej odbiegają od naszych potrzeb lub dotyczą ich w corazmniejszym stopniu, będziemy musieli sami uchwalać własne ustawy.W tym celupowinniśmy jednak stworzyć nowe instytucje oraz wymyślić nowe technologie sprawowaniawładzy.Rewolucjoniści drugiej fali, którzy stworzyli dzisiejsze instytucje oparte na standardowymmodelu przedstawicielskim, dobrze zdawali sobie sprawę z o wiele większych możliwościdemokracji bezpośredniej w porównaniu z demokracją przedstawicielską.Zlady demokracjibezpośredniej, zgodnej z zasadą "decyduj o sobie sam", znalezć można było w rewolucyjnejkonstytucji francuskiej z 1793 roku.Amerykańscy rewolucjoniści dobrze znali działalność radmiejskich Nowej Anglii i ich organiczną jedność w małej skali działania.Pózniej w EuropieMarks i jego następcy często uważali Komunę Paryską za wzór uczestnictwa obywateli wtworzeniu i realizacji ustaw.Ale mankamenty i ograniczenia demokracji bezpośredniej byłyrównie dobrze znane i w owym czasie bardziej przekonujące.McCauley, Rood i Johnson, autorzy propozycji powołania w USA OgólnonarodowegoPlebiscytu, piszą: "W artykułach z cyklu Federalista wysuwano dwa zastrzeżenia wobec tejinnowacji.Po pierwsze, demokracja bezpośrednia nie pozwalała na kontrolowanie lubprzeczekanie chwilowych albo też powodowanych emocjami reakcji społeczeństwa.I podrugie, nie było w owym czasie odpowiednich środków komunikacji, które umożliwiałybysprawne działanie mechanizmów demokracji bezpośredniej."Wątpliwości te są uzasadnione [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •