[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bonaparte przeszedł się kilka razy zamyślony z rękami założonymi.Po czym raptowniezatrzymał się przed Rolandem. Jakiż jest ten twój Anglik? Widziałeś go, generale. Nie pytam o urodę.Wszyscy Anglicy są do siebie podobni: jasne oczy, rude włosy,bladzi, szczęka wysunięta. To wskutek  the  odparł poważnie Roland. Jak to  the ? No tak.Uczyłeś się, generale, po angielsku. Właściwie próbowałem się nauczyć. Twój nauczyciel, generale, musiał ci mówić, że  the wymawia się, przyciskając językdo zębów.Otóż wymawiając ciągle  the i odpychając językiem zęby zniekształca sięszczękę, która, jak sam powiedziałeś, charakteryzuje Anglików.Bonaparte patrzył na Rolanda, nie wiedząc, czy żartowniś ten żartuje, czy też mówipoważnie.Roland zachowywał się poważnie. To twoje zdanie?  rzekł Bonaparte. Tak, generale.Zdaje mi się, że z fizjologicznego punktu widzenia jest ono tak samodobre, jak wszelkie inne.Mam masę takich zdań, które wypowiadam przy nadarzającej sięokazji. Wróćmy do twego Anglika. Bardzo chętnie, generale. Pytałem cię, jaki on jest. Prawdziwy dżentelmen i bardzo odważny, bardzo spokojny, bardzo chłodny, bardzoszlachetny, bardzo bogaty, a co najważniejsze  co dla ciebie, generale, prawdopodobnie niejest zaletą  jest on siostrzeńcem lorda Grenville'a, pierwszego ministra króla Anglii. Jak mówisz? Mówię: pierwszego ministra króla angielskiego.Bonaparte zaczął znowu swój spacer, a powróciwszy do Rolanda zapytał: Czy mogę zobaczyć twego Anglika? Wiesz, generale, że możesz wszystko. Gdzież jest? W Paryżu.168  Idz po niego i przyprowadz go tutaj.Roland miał zwyczaj słuchać bez oporu; toteż wziął kapelusz i skierował się do drzwi. Przyślij mi tu Bourrienne'a  zawołał za nim pierwszy konsul w chwili, gdy Rolandwchodził do gabinetu sekretarza.W pięć minut po wyjściu Rolanda zjawił się Bourrienne. Siadaj, Bourrienne  rzekł pierwszy konsul.Bourrienne siadł, przygotował papier, umoczył pióro i czekał. Gotów jesteś?  zapytał Bonaparte, siadając na biurku, przy którym pisał Bourrienne.Było to jeszcze jedno jego przyzwyczajenie, które doprowadzało sekretarza do rozpaczy,gdyż Bonaparte przez cały czas dyktowania nie przestawał się kołysać i trząsł biurkiem. Jestem gotów  odpowiedział Bourrienne, który przyzwyczaił się z czasem dowszystkich wybryków pierwszego konsula. No to pisz.I zaczął dyktować: Bonaparte, pierwszy konsul Rzeczypospolitej do Jego Królewskiej Mości, Króla WielkiejBrytanii i Irlandii.Powołany wolą narodu francuskiego do piastowania najwyższej godności wRzeczypospolitej, uważam za stosowne donieść o tym wprost Waszej Królewskiej Mości.Czyż wojna, która od ośmiu lat pustoszy cztery części świata, ma trwać wiecznie? Czyż niema możności porozumienia się? Jak mogą dwa najbardziej oświecone narody w Europie, silnei potężne bardziej niż to konieczne dla ich bezpieczeństwa i niezależności, poświęcić dlamrzonek czczej wielkości lub dla nieuzasadnionych antypatii dobro handlu, dobrobytwewnętrzny, szczęście rodzin? Czyż nie odczuwają one, że pokój jest największą potrzebą inajwiększą chwałą?Uczucia te nie mogą być obce sercu Waszej Królewskiej Mości, która rządzi narodemwolnym i tylko dla jego szczęścia.Niech Wasza Królewska Mość nie dopatruje się w moimkroku niczego innego, jak szczerego z mej strony pragnienia skutecznego przyczynienia się,po raz drugi, do ogólnego pokoju.Przez ten krok, pełen zaufania i pozbawiony form, które,choć być może niezbędne dla zamaskowania zależności słabych państw, zdradzają ze stronypaństw silnych chęć wzajemnego oszukania się.Francja i Anglia, nadużywając swych sił, mogą jeszcze długo, na nieszczęście wszystkichludów, unikać ich wyczerpania.Lecz śmiem twierdzić, że los wszystkich cywilizowanychnarodów zależy od ukończenia wojny, która ogarnia cały świat.Bonaparte zatrzymał się. Zdaje mi się, że tak będzie dobrze  rzekł. Przeczytaj mi to, Bourrienne.Bourrienne zaczął czytać.Po każdym ustępie pierwszy konsul potakiwał głową, mówiąc: Dalej!Nie czekając na odczytanie ostatnich słów, wziął list z rąk Bourrienne'a i podpisał gonowym piórem.Miał zwyczaj używać pióra tylko raz; nie znosił bowiem plam od atramentu na palcach. Dobrze  rzekł  zapieczętuj i zaadresuj:  Do lorda Grenville'a.Bourrienne wykonał rozkaz.W tejże chwili rozległ się turkot powozu, który zatrzymał sięna dziedzińcu Luksemburga.W chwilę potem w drzwiach ukazał się Roland. No i cóż?  zapytał Bonaparte. Mówiłem, generale, że możesz wszystko. Sprowadziłeś twego Anglika?169  Spotkałem go na placu de Buci, a wiedząc, że nie lubisz czekać, generale, zabrałem gosiłą do powozu.Przez chwilę myślałem, iż będę musiał przyprowadzić go tu przy pomocywarty z ulicy Mazarine. Niech wejdzie  rzekł Bonaparte. Wejdz, milordzie  zawołał Roland odwracając się.Lord Tanlay stanął w progu.Rzut oka wystarczył Bonapartemu, aby się przekonać, że ma przed sobą prawdziwegodżentlemena.Nieco mizerny, trochę blady, sir John miał wygląd bardzo dystyngowany.Skłonił się i, jak na prawdziwego Anglika przystało, czekał na przedstawienie. Generale  odezwał się Roland  mam zaszczyt przedstawić ci sir Johna Tanlay'a, którychciał dojść aż do trzeciej katarakty, aby mieć zaszczyt poznania cię, a którego musiałem dziściągnąć prawie za uszy, aby go sprowadzić do Luksemburga. Proszę, milordzie, proszę  odezwał się Bonaparte. Nie pierwszy raz się widzimy i nieraz już wyraziłem życzenie poznania pana.Niewdzięcznością więc było poniekąd ze stronypana, że opierałeś się memu pragnieniu. Jeżeli się wahałem, generale  odparł sir John doskonałą francuszczyzną  to dlatego, żenie mogłem uwierzyć, iż robisz mi ten zaszczyt. No, i, naturalnie, z powodu uczuć narodowych.Nienawidzisz mnie, prawda? Jakwszyscy twoi współrodacy? Muszę przyznać, generale  odparł sir John z uśmiechem  że moi współrodacy ciępodziwiają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •