[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mójwielbiciel dosłownie zbaraniał ze zdziwienia.Widocznie któ-ryś z jego ludzi postanowił działać na własną rękę, nie pytającszefa o zgodę.A przecież to już druga wpadka.Teraz jestempewna, że z fotografiami było tak samo.Ktoś chciał popisaćsię przed szefem, a wyszło fatalnie.Szef zamierzał szantażo-wać mnie tymi zdjęciami, żebym się przestraszyła i była po-słuszna, ale jego pomagier chyba nie był w ten sprytny planwtajemniczony i postąpił według własnego uznania.Z wła-snej inicjatywy włamał się też do mieszkania.Ale heca!- Wiesz, Asieńko, masz jakieś specyficzne poczucie hu-moru.- Losza pokręcił głową.- Ktoś dzwoni do ciebie i cigrozi, a ty pękasz ze śmiechu.Nastia natychmiast spoważniała.Usiadła przy stole na-przeciw męża i objęła dłońmi filiżankę z kawą, co zawszerobiła, gdy chciała rozgrzać lodowate palce.Z powodu sła-bych naczyń krwionośnych ciągle marzła i stale miała zimneręce.- Jest mi wesoło, słoneczko, bo skończył się już czas pła-czu i strachu.I nawet jeśli nie przyniesie to spodziewanegorezultatu, gorzej i tak nie będzie.A człowiek, który pojął, żegorzej już nie będzie, przestaje się bać i robi mu się lekko naduszy.Mamy coś do wypicia?369 Losza popatrzył na nią uważnie.Z wyjątkiem świąt Nastiazwykle piła w domu tylko martini, które było rodzajem środ-ka nasennego, ale i to zdarzało się rzadko.Alkohol jej niepociągał, wódki i koniaku nie lubiła, tak jak i różnych gatun-ków win, nawet tych z górnej półki.Oprócz martini dla przy-jemności piła tylko półsłodkiego szampana.Aleksiej wyjął z szafki butelkę martini i dwa wysokie kie-liszki, nalał do nich nieco wermutu i postawił na stole.- Za co pijemy?- Za proste rozwiązania, Loszyk.To najmądrzejsza rzecz,jaką ludzkość wymyśliła.Nawet najbardziej skomplikowanyplan można udaremnić w prosty sposób.I za to wypijemy.Posterunkowy Gawriluk pod wieczór ledwie powłóczył no-gami ze zmęczenia.Nie znosił wspólnych dla całego miastaakcji, zwłaszcza takich jak  Garaż.Drugi dzień z rzędu ra-zem z funkcjonariuszami GAI* lustrował wszystkie parkingi igaraże na swoim terenie, bo ktoś wpadł na pomysł, żeby zor-ganizować  Garaż i poszukać skradzionych samochodów.Wgłębi ducha nie mógł nie przyznać, że takie akcje przynosiłyzazwyczaj niezłe efekty, bo zamknięte garaże często wyko-rzystywano w charakterze punktów przerzutowych, gdzieskradzione samochody rozkładano na części, a na podwoziu isilnikach przebijano numery.Gawriluk strasznie jednak nielubił uczestniczyć w tego typu akcjach.Cały dzień na nogach,ani normalnie zjeść, ani wypić, ani odetchnąć.Gawriluk byłjuż koło pięćdziesiątki i taka gimnastyka dawała mu się tro-chę we znaki.Szczególnie męczyły go poszukiwania właści-cieli zamkniętych garaży, bo bez nich nie można było doko-nać oględzin.A tych albo nie ma w domu, albo są, ale dopierowrócili z pracy i patrzą na milicjanta wilkiem, bo chcą sięnajeść i rozwalić na tapczanie przed telewizorem, albo są370 pijani i śpią jak zabici.Słowem, kompletna mordęga.*GAI (Gosudarstwiennaja awlomobilnaja inspiekcyja) - kontrola dro-gowa (przyp.tłum.).- Na pańskim terenie jest jeszcze jeden duży garaż - po-wiedział starszy rangą funkcjonariusz GAI.- Sprawdzimy goi na dzisiaj koniec.Gawriluk westchnął ciężko i powlókł się do radiowozu,którym jezdził razem z gliniarzami z drogówki.Funkcjonariu-sze operacyjno-dochodzeniowi zajmujący się poszukiwaniemsamochodów jechali drugim radiowozem.Garaż, który mielisprawdzić, był rzeczywiście duży - spółdzielczy, z własnąmyjnią i warsztatem.Właśnie w takich najczęściej majstro-wano przy trefnych gablotach.Ale siedzący w budce stróżmiał zapasowe klucze do wszystkich boksów.Gawriluk do-brze o tym wiedział, bo opróżnił ze stróżem niejedną butel-czynę.Przynajmniej to jest pocieszające, że nie trzeba będzieuganiać się za właścicielami po całej Moskwie.Lista poszukiwanych samochodów była długa, obejmowa-ła kilka kartek, ale za to numery rejestracyjne wprowadzonedo komputera ułożono w porządku wzrastającym, więcsprawdzenie, czy dany samochód jest poszukiwany, nie byłoskomplikowane.Oprócz oficjalnej listy istniała jeszcze jedna,nieoficjalna.Figurowały na niej numery aut, których kradzie-ży nikt nie zgłaszał, ale z jakiegoś powodu interesowali sięnimi moskiewscy milicjanci.Jak tylko ogłoszono akcję  Ga-raż , od razu posypały się prośby, żeby  mieć na uwadzejeszcze parę numerów, na przykład żiguli z rysą u dołu pra-wych przednich drzwi albo mercedesa z oryginalną maskotkąza przednią szybą.Wszystkie te samochody umieszczono naoddzielnej liście.Grupa, z którą posterunkowy Gawriluk ob-chodził parkingi i garaże, też miała taką listę.Na to jednak, że371 jakiś samochód z nieoficjalnej listy zostanie znaleziony, nieliczono.Problem polegał na tym, że początkowo listę miałkierujący grupą milicjant z wydziału operacyjnego, potemkartka znalazła się w teczce milicjanta z drogówki, który peł-nił rolę szefa, kiedy jego kolega ulotnił się na trzy godziny, bypozałatwiać swoje sprawy.Milicjantowi z drogówki lista niewiedzieć czemu stale wypadała z teczki, i podniósłszy ją poraz kolejny z podłogi, Gawriluk nie zwrócił jej, ale złożył naczworo i wsunął sobie do kieszeni.Tak będzie bezpieczniej,postanowił, przynajmniej się nie zgubi.Pół godziny pózniejkompletnie o niej zapomniał.Gwoli sprawiedliwości należydodać, że inni też do listy nie mieli głowy.Oględziny garażu zaczęli od warsztatu, potem sprawdzilimyjnię, w końcu weszli po pochylni na górę i przystąpili dometodycznego przeglądania boksów z samochodami.Jakieśpół godziny pózniej Gawriluk sięgnął do kieszeni po papiero-sy i ze zdziwieniem wyjął złożoną na czworo kartkę.A niechto cholera wezmie, zaklął w duchu.Jak mogłem o niej zapo-mnieć.%7łe też nikt mi nie przypomniał.Młodzi.trudno się ponich czegokolwiek spodziewać.Rozłożył kartkę i aż do ostatniego boksu porównywał z niąwszystkie auta.Na nic interesującego nie trafił.Po zakończonej kontroli milicjanci wsiedli do radiowo-zów.Gawriluk nie pojechał z nimi, mieszkał nieopodal, więcpostanowił się przejść.Minąwszy pół dzielnicy, posterunko-wy zatrzymał się.Spokoju nie dawała mu myśl, że przypo-mniał sobie o liście dopiero wtedy, kiedy sprawdzili już po-łowę boksów.A nuż w tamtej, pierwszej części stoi samo-chód, którego szukają dochodzeniowcy?Gawriluk był bardzo zmęczony i głodny.W domu leżałażona z ciężką grypą, nie miał kto wyprowadzić psa, i biedakpewnie cierpiał, nie pojmując, dlaczego nikt nie zabrał go na372 dwór od siódmej rano.A przecież syn specjalnie uprzedzał, żewróci dziś pózno, więc Gawriluk obiecał wyprowadzić Filęnajpózniej koło piątej, żeby nie męczyć niewinnego zwierza-ka.A teraz jest już w pół do dziewiątej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •