[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No mów, mów, detektywie ze Scotland Yardu.- Niech pan sprawdzi, czy Wydra miał wtedy magnetofon.Oksza ze zdumienia aż otworzył usta.Klapnął ciężko na krze-sło i znieruchomiał.- Jasna cholera! - zaklął wreszcie - że nam to wtedy nie przy-szło do głowy.Jakżeście na to trafili?- Przypadek, szczęśliwy przypadek.Niech pan to terazsprawdzi, dobrze? - poprosił Grzegorz, którego rozpierało poczu-cie wielkiej dumy.Tak zagiąć milicjanta, starego, zaprawionegow boju wygę - nawet o tym nie marzył.165Oksza zerwał się z krzesła, pobiegł do szafy i po chwili miałjuż teczkę na biurku.Przeglądali ją razem, ale notatki o magneto-fonie nigdzie nie było.Oksza natężył uwagę.Starał się przypo-mnieć sobie, czy nie widział gdzieś magnetofonu.- Panie Oksza, a czy wtedy dokładnie przeglądaliście domWydry?- Widzisz, detektywie, ja jestem ze starej szkoły.Jak wyło-wiono Ziętarskiego, nie miałem żadnych podejrzeń.Byłem pew-ny, że sam się utopił.Ale że jestem ze starej szkoły - Oksza moc-no to podkreślił - sam się utopił czy nie sam, zrobiłem wszystko,co było trzeba.Mam wszystkie ślady, mam raporty z przesłuchańkilkudziesięciorga ludzi - tych z knajpy, tych, którzy tego dniaspotkali się z Ziętarskim, sąsiadów „Nierozdzielnej Trójcy”-wszystko mam tu - wskazał palcem opasłą teczkę.- Mieszkanieprzeglądaliśmy bardzo dokładnie, chociaż sam nie wiedziałem poco.- A jak pan myśli, gdyby pan wtedy zobaczył magnetofon uWydry, to jakoś by pan to skojarzył? W końcu magnetofon wdomu takiego moczymordy jak Wydra to nie jest coś tak normal-nego jak stół albo krzesło, co?- Właśnie myślę teraz o tym.Magnetofon w domu Wydry…Może bym się wtedy i zdziwił, bo ja wiem… Ale jak na to trafili-ście?Grzegorz opowiedział mu to, co usłyszał od syna sąsiadówWydry.Oksza nie miał już żadnych wątpliwości.Postanowił odręki zabrać się do sprawdzania, czy faktycznie tamtej nocy zgasłoświatło.Miał też zamiar rozpocząć poszukiwania magnetofonu.Grzegorz, wychodząc od niego, spytał jeszcze o Maka i o Wy-drę.Maka do tej pory nie odnaleziono, co zaczynało być mocnoniepokojące.Wydra przejęty został przez milicję, siedział w wię-zieniu, lekarze orzekli bowiem, że jest normalny.Do tej pory166jednak nic nie powiedział.Grzegorz, wyszedłszy z posterunku, udał się do Zawadzkiego.Dziadek wyglądał nie najlepiej i nie starał się nawet ukrywaćzłego samopoczucia.W kuchni nic nie bulgotało w garnkach -odechciało mu się już chyba nawet gotowania.Zamierzał wracaćw tych dniach do Warszawy i czuło się, że ma o to żal do swoichniefortunnych letników.Pogoda od kilku dni znowu była upalna,w sadzie i w ogrodzie znalazłoby się sporo roboty, ale Zawadzkijakby tego nie widział.Życie bez chodzenia po sklepach, bezwysłuchiwania wszystkich możliwych plotek i bez szczerychrozmów z doktor Zymsową nie miało dla starego notariusza żad-nego uroku.Rozmowa z Zawadzkim zupełnie się nie kleiła.Grzegorzumówił się z nim, że do czasu wyprowadzenia się Zawadzkiego zRuśca będzie codziennie koło południa dzwonił.Liczył bowiem,że być może, gbur Płończak jeszcze raz się odezwie.Pożegnał się ze starym bez wylewności.Rozumiał dziadka, alew końcu Zawadzki od pierwszego dnia wiedział, po co przyjeż-dżają.Mógł się nie zgodzić.* * *Trzaska nie dzwonił.Był i czekał naGrzegorza.Oksza już mu powiedział, że „gryzipiórek przyjechałz jakąś nową rewelacją”.Może dlatego Trzaska nie wściekł się,że Grzegorz mimo dobrych rad pojawił się znowu w Nadaszynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl