[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłojeszcze dyrektywy z Moskwy.Także i partyjniacy na zebraniu nie mieli pojęcia, że mówiłemz własnej inicjatywy i wyrażałem tylko swój własny pogląd.Koestler poparł w dyskusji mojestanowisko.Po ukazaniu się artykułu w  Prawdzie wszyscy się od nas odwrócili. Wielka czystka  Aleksander Weissberg-CybulskiKierownictwo partii i kierownictwo klubu wdrożyły przeciwko nam postępowanie.Musiałem zrozumieć swój błąd i wyrazić skruchę.Nie wolno mi było więcej występować w klubie.Gdy po roku okazało się, że rzeczywiście w Niemczech nastąpiło coś w rodzaju klęskiniemieckiej klasy robotniczej, nic nie uległo zmianie w stosunku kierownictwa klubu i partiido mnie.Koestler szalał wtedy z powodu mojej ustępliwości.Jeśli jednak chciałem pozostaćw kraju, nie miałem żadnej innej drogi.W mojej rozmowie z Rożanskim oświetliłem wszechstronnie incydent z dnia 6 marca.Rożanskisłuchał i rozmawiał ze mną bardzo rozumnie o zasadniczych kwestiach polityki niemieckiej.Nieusiłował zająć stanowiska przeciwko mnie.W głębi serca przyznawał mi słuszność.Gdy jednak mowazeszła z powrotem na śledztwo, doradził mi, co następuje: Alex, macie świetną okazję, by pójść na rękę sędziemu śledczemu bez ujmy dla siebie.Przedstawicie fakty prawdziwe i zmienicie tylko ich pobudki.Ostatecznie chodzi przecież o fakty, a nieo ich zaszufladkowa nie.Niech sobie sędzia śledczy napisze, że wygłaszając to przemówienieuprawialiście agitację kontrrewolucyjną przeciwko władzy sowieckiej.Możecie się do tego spokojnieprzyznać.Historia przyzna rację wam, a nie jemu.Pod jednym warunkiem  jeśli w ogóle okaże się,że my mamy rację, a nie on. Kto to jest: my, i kto to jest: on? Rożanski przerwał przerażony. To także rozstrzygnie dopiero historia.Wydarzenia historyczne formują zespoły ludzkie, a nie naodwrót.Słowa jego wydały mi się trochę mgliste, ale nie chciał ich wyjaśnić.Zauważyłem, że od czasuswego ostatniego przesłuchania Rożanski był nieco wytrącony z równowagi.Czasem wybuchałgwałtownie, potem znowu zwyciężała jego uległość wobec losu.Mówił teraz rzeczy, które wydawałymi się zupełnie zagadkowe  jak na przykład zdanie, wciąż jeszcze tkwiące w mej pamięci: Kroczymy jeszcze w mroku, ale wkrótce nadejdzie ktoś, kto wyłamie ciężką bramę, i wtedy spłynieświatło.Bez światła osobowość ludzka nie może się rozwijać.Zdanie to wymruczał sam do siebie, więc wydawało mi się nietaktem prosić go o wyjaśnienie.Gdyobserwowałem go tego tygodnia, przychodziły mi często na myśl postacie narodników, znane mi zpowieści  Płomienie polskiego socjalisty Brzozowskiego, %7łelabow i Perowska, Sołowiew i Babuszkin,wszyscy ci bohaterscy rewolucjoniści, którzy wycisnęli swe piętno na budzącym się ruchu przeciwkocarskiemu samodzierżawiu.Rożanski niezle by do nich pasował.On sam opowiadał mi często oNieczajewie, który w najgłębszym lochu twierdzy Pietropawłowskiej napawał strażników więziennychlękiem. Rożanski opowiadał: Ten Nieczajew był postacią rozdwojoną.Jedni uważali go za zwykłego mordercę, który kazał zabićtowarzysza walki jako prowokatora Ochrany, gdyż stał mu w partii na zawadzie.Inni uważali go zatyp konsekwentnego, bezinteresownego, lecz zimnego jak lód rewolucjonisty, który poświęca siebiesamego i swych przyjaciół na ołtarzu czystej idei walki o wolność.W twierdzy PietropawłowskiejNieczajew siedział całymi miesiącami, przykuty do ściany.Ciężkie łańcuchy wrzynały mu się w ręce iw nogi, lecz on znalazł w sobie tyle siły, by sterroryzować psychicznie wartowników.Wierzyli w jegomisję, wierzyli, że ma zasiąść na tronie carskim.Czcili go jak świętego.W rozmowach z Rożanskim dowiedziałem się wiele o nieznanych mi dotychczas stronicach historiirosyjskiej.Ukazał mi w nowym świetle postać Iwana Groznego.Raz po raz przebijało porównanie zeStalinem, chociaż nie wymówił jego imienia.Może tylko raz powiedział wprost: O n stoi pomiędzy Robespierrem a Iwanem Groznym.Trzyma swoją siłą państwo w garści, a Wielka czystka  Aleksander Weissberg-Cybulskijednocześnie burzy fundamenty przeszłości.Jego uległość wobec reżymu dyktatury uzewnętrzniała się w każdym drobiazgu.Intelektualistów naogół trudno jest utrzymać w karności.Rożanski był najbardziej karnym więzniem, jakiego znałem.Ztego powodu dochodziło często między nami do starć.Złościł się, gdy nie zasłałem porządnie łóżka,gdy nie stawałem punktualnie do spaceru lub gdy kreśliłem obliczenia na ścianie.Strażnik więziennybył dla niego również przedstawicielem państwa rewolucyjnego.Pomimo tych małych konfliktów zbliżałem się do Rożanskiego coraz bardziej.Jedno nas tylkodzieliło, moja tajemnica, której trwożnie strzegłem przed sędzią śledczym: sprawa rysunków.Pewnego dnia Rożanski został wezwany do sędziego śledczego.Po dwóch godzinach powróciłszary jak popiół, ręce mu drżały. Na litość boską, co z wami?Nie odpowiadał.Rzucił się na łóżko, wtulił twarz w poduszkę, tłumiony szloch wstrząsał jegociałem.%7łal mi go było.Cała moja tkliwość dla niego odezwała się.Przysiadłem się do niego, objąłemgo, uścisnąłem i usiłowałem go pocieszyć. Co z wami, Jakubie Jefremowiczu? Na miłość boską, co się stało? Nie pytajcie.Myślałem, że wszystko już mam za sobą, że męczarnia się już skończyła, podpisałemwszystko, a teraz przychodzą z nową sprawą.Jakaś grupa w Moskwie podała moje nazwisko iśledztwo zaczyna się na nowo.Jestem już u kresu sił, Aleksandrze Siemionowiczu.Popatrzcie na mnie,przecież nie jestem już człowiekiem. Ależ Rożanski, nie rozpaczajcie, wszystko przeminie.Nagle zmienił temat: Dlaczego śpiewamy w Międzynarodówce  Nie ulituje się nad nami ni Bóg, ni cesarz, ni trybun! ,a gazety nasze zmuszają nas codziennie do sławienia trybuna?Pytanie wydało mi się niebezpieczne. Rożanski, pieśń ma na myśli obcych trybunów, a nie takich, którzy sami wyszli z klasyrewolucyjnej i których ona sama wybrała sobie na wodzów.Rożanski odpowiedział z rezygnacją: No tak, już i wy mówicie tak jak wszyscy inni.Dobrze was u nas wychowano.Wiecie, co należypowiedzieć.Było mi trochę wstyd mojej taktycznej ostrożności.W owej chwili znikła ostatnia resztka nieufnościwobec mego towarzysza.Deinina nie było w celi, jego już też zawołano do sędziego śledczego.Zdecydowałem się mówić. Rożanski, zataiłem dotychczas przed wami pewną sprawę, która mnie bardzo gnębi.Jestemzupełnie niewinny, ale pozory przemawiają przeciwko mnie.Opowiedziałem mu historię rysunków.Podniósł się i słuchał mnie z napiętą uwagą.Gdy już miałempowiedzieć, że prawdopodobnie zostawiłem rysunki w Wiedniu, w mieszkaniu moich rodziców, oczyjego zabłysły zdradziecko.Słowa uwięzły mi w gardle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •