[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli twój stryj przyniesie cokolwiek domuzeum, to historycy bez trudu rozpoznają fałszerstwo.Poza tym nabiorą podejrzeń, co doautentyczności innych pamiątek po bohaterze.Wkrótce może się okazać, że wutrzymywanym na koszt państwa muzeum nie ma nic, co kiedykolwiek należało doSzczęsnego.Portrety robione na zamówienie w pózniejszych czasach nie mają żadnejwartości.Zarówno dyrektorka muzeum ze swoim funduszem reprezentacyjnym, jak i twójstryj, niejaki Taborski tylko żerują na pamięci po moim przodku.A wszystko to na kosztpodatników.Okropność.- Więc mówisz, że nie ma testamentu?- Nie! Niepotrzebnie wkradałeś się w moje łaski, niepotrzebnie odbyłeś tyle męczącychpodróży do Komorowa! Wpuszczono cię do tego domu jako człowieka godnego zaufania,a ty naruszyłeś zasady, których nie wolno naruszać.Szukałeś tu czegoś, co do ciebie nienależy.Jak mogłeś mnie oszukiwać przez tyle czasu? Jesteś podły i podstępny.- Anno, prosiłem cię dzisiaj na ulicy i wtedy, pamiętasz, na cmentarzu, żebyś mi zaufałabez względu na to, co się wydarzy.Obiecałaś mi, a teraz mnie oskarżasz.Ja wiem, maszpodstawy, żeby mi nie wierzyć, ale jestem gotów uklęknąć przed tobą i przysięgać nawszystkie świętości, że nie mam z tym nic wspólnego.Kocham cię nad życie i jedyne,czego pragnę, to twojej wiary we mnie.Jak mam cię uchronić przed niebezpieczeństwem, skoro mi nie ufasz?- Nie klękaj, bo obrażasz w ten sposób Boga.Nie wierzę ci.Jesteś' fałszywy, zakłamany,podły! Przez ciebie umarła moja babcia i teraz zostałam sama na świecie.- Dopiero w tymmomencie Anna z całą mocą uświadomiła sobie, że tak jest naprawdę.Rozczuliła się nadwłasnym losem i znów zaczęła głośno szlochać.Krzysztof wykorzystał moment słabości dziewczyny i upadł przed nią na kolana.Ujął jejręce w swoje duże ciepłe dłonie i zaczął okrywać je pocałunkami.Kiedy próbowała sięwyrwać, wstał i chwycił ją w objęcia.Po krótkiej walce skapitulowała.Kołysał ją wramionach i przemawiał do niej najczulszymi słowami.W tym momencie wróciła pani Maria z torbą pełną jedzenia.- Zaraz wam zrobię kanapki.Pan, młody człowieku, pojedzie do domu, a ja zajmę sięAneczką.Zwiętej pamięci nieboszczka z pewnością by sobie tego życzyła.Tu nie jestbezpiecznie.Jak sobie przypomnę ten napad, cośmy go tu mieli nie tak dawno, to aż mi sięwłos jeży na głowie.Aneczka nic panu nie powiedziała? Parę dni temu włamało się tudwóch takich w czarnych kominiarkach.Narobili mnóstwo zamieszania, ale my, dzielnekobiety, zrobiłyśmy z nimi porządek.- Aneczko, czy to prawda?Dziewczyna milczała, za to sąsiadka z zapałem ciągnęła swoją opowieść. - Na szczęście mój karabin jeszcze tu stoi za drzwiami.Już ja cię obronię przed każdym na-pastnikiem, gołąbeczko.- Pani Maria spojrzała zaczepnie w stronę Krzysztofa.- Jaki karabin? - spytał chłopak niepewnie.- To wyłącznie moja sprawa.Porządny karabin, z czasów rewolucji pazdziernikowej.Takito potrafi sam wystrzelić, nie daj Panie Boże.O, tu jest kanapka i soczek w kartoniku.Bierz to, chłopcze, na drogę i zmykaj.- Anno, powiedz coś.Pozwól mi tu zostać.Pozwól mi wszystko wyjaśnić.Porozmawiaj zemną.- Krzysztof podjął ostatnią próbę przekonania dziewczyny.- Jutro, Krzysztofie.Jutro będzie na to czas.Jeśli chcesz, to przyjedz z samego rana.Aleteraz wybacz.Muszę pozbierać myśli.Chcę zostać tylko z panią Marią.Idz, proszę -powiedziała to miękko, pieszczotliwie niemal.Chłopak pokłonił się nisko obu paniom i wyszedł z domu bez ofiarowywanego muzawiniątka z kanapką i soczkiem.Anna usiłowała zmierzyć się z rzeczywistością, ale nicjej z tego nie wychodziło.Patrzyła bezradnie na panią Marię i nie była w stanie wykonaćnajmniejszego ruchu.- Dziecinko, zrobię ci kąpiel, pościelę łóżko i zdrzemnę się trochę w gabinecie twojegodziadka z karabinem pod ręką.Chwała Bogu, że nie zdradziłaś temu chłopcu, co to zakarabin.Gdyby wiedział, że to tylko dekoracja teatralna.No i co z tego? Grunt, że jestskuteczna.Już niejed- nego przestraszyłam tak, że uciekał gdzie pieprz rośnie.Wezmiesz teraz proszek nasenny,umyjesz się i pójdziesz spać.Wszystkie trudne sprawy odłóżmy do jutra.Wzięła Annę pod ramię i jak małe dziecko poprowadziła do łazienki. 16Od śmierci Izabeli minęły trzy dni, a śledztwo wciąż nie było zakończone.Lekarzeprzeprowadzali jakieś dodatkowe badania, których wyniki wciąż budziły wątpliwości.Krzysztof pilnował Anny od rana do wieczora.Robił zakupy, gotował obiady, podawałdziewczynie herbatę, kiedy siedziała w milczeniu na werandzie.Pozwalała się obsługiwaćjak udzielna księżna.Zdawkowy uśmiech na jej twarzy nie wróżył nic dobrego, aleKrzysztof nie zawracał sobie tym głowy.Wieczorami, niczym wyrzut sumienia, zjawiałasię pani Maria, która sprawdzała, czy wszystko w porządku, pytała o nowe wiadomości ipilnowała, żeby chłopak wracał na noc do Warszawy.Czasem urządzała demonstrację siłyi z karabinem na ramieniu obchodziła całą posesję, pilnie uważając, żeby Krzysztof niezobaczył z bliska zabytkowej broni.Po raz kolejny prowadzący śledztwo funkcjonariusz złożył Annie wizytę i wypytywałszczegółowo o znajomych, którzy mogli mieć do Izabeli jakieś pretensje.Nic z tychrozmów nie wynikało.Tym razem policjant usiadł z dziewczyną na werandzie, dał siępoczęstować herbatą i zaprosił do rozmowy Krzysztofa.Razem próbowali znalezć przyczynę nieszczęścia, do jakiegodoszło w tym domu.- Dlaczego nikt nie zgłosił tego włamania, o którym najwyrazniej niechcący wspomniałapani Maria? Co wy tu ukrywacie? Przecież może wam zagrażać ogromneniebezpieczeństwo.Czy nie wystarczy jedna ofiara? Czekacie na następną? Wprawdzienic się wtedy nie stało, bo panie dzielnie poradziły sobie ze wszystkim, ale mogło się stać.Krzysztof patrzył z niepokojem, jak filiżanki podskakują na stole w rytm uderzania dłoniąo blat.Funkcjonariusz miał potrzebę podkreślania w ten sposób wagi swoich słów.Wreszcie przerwał mu nieco za długi monolog.- Czy to czasem nie wiąże się w jakiś sposób z tym spadkiem po bohaterze Połońskim?Zapewne pamięta pan ze szkoły to nazwisko? Szczęsny Poloński, ten sam, który walczył uboku Waszyngtona.- A, ten Poloński.- Policjant gorączkowo przeszukiwał pamięć.- Coś słyszałem, aleszczegółów nie pamiętam.Co on ma wspólnego z tą sprawą?- To był przodek pani Izabeli, no i Anny oczywiście.Podobno zostawił po sobie spadek wAmeryce, o który spierały się potem dwie rodziny.Ja uważam, że to tylko i wyłącznielegenda.Ale ludzie mogą sądzić, że tu, w tym domu znajdują się jakieś prawdziwe skarby.Być może właśnie dlatego ktoś się tutaj włamał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl