[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z egoistycznych powodów mam nadzieję, \e zostaniesz. Dziękuję ci. Gdybyś wyjechał, będziesz z nami w kontakcie? Z pewnością.Potrzebna mi broń  pomyślał. Coś lepszego, ni\ mam.Nie mogę poprosićPoindextera.Całe szczęście, \e mnie zatrzymał.Zaciągnął się papierosem.Spojrzał przez okno.Niebo wcią\ ciemniało.Na szybiepojawiły się pierwsze krople.Skończył pić, wyrzucił kubek do kosza, zgasił papierosai wstał z krzesła. Muszę ju\ iść, bo inaczej nie zdą\ę do budynku Walkera, zanim zacznie lać.Poindexter uścisnął mu rękę na po\egnanie. Jeśli mamy ju\ się nie zobaczyć przed twoim wyjazdem  powiedział  wtakim razie, powodzenia. Nawzajem.Klucze! Co? Dlaczego nie wło\yłeś swoich kluczy do kieszeni, tak na wszelki wypadek?Poindexter zaczerwienił się i schował klucze. Masz rację.Nie chciałbym, \eby przytrafiło mi się to po raz drugi.Uśmiechnął się. Musisz uwa\ać.Wziął w rękę teczkę.Poindexter zapalił lampę na biurku.Na niebie pojawiła siębłyskawica, po której nastąpił odległy grzmot. Do widzenia. Do widzenia.Wyszedł, kierując się w stronę budynku Walkera.Zatrzymał się po drodze, abywłamać się do budynku i ukraść butelkę kwasu siarkowego.Zatkał ją szczelniekorkiem. 8.Wyrwał kilka pierwszych stron wydruku i rozło\ył je na stole.Drukarka trzaskaławcią\, zagłuszając odgłosy deszczu.Zwrócił się w stronę maszyny i wyrwał następnąstronę.Poło\ył ją na stole obok poprzednich i spojrzał na nie.Od strony oknanadbiegł zgrzytliwy dzwięk.Jack uniósł szybko głowę, rozszerzając nozdrza.Nic.Zupełnie nic tam nie było.Zapalił papierosa.Rzucił zapałkę na podłogę.Zaczął spacerować nerwowo popokoju.Spojrzał na zegarek.Na lichtarzu migotała świeca.Wosk leniwie spływał wdół.Stanął przy oknie i wsłuchiwał się w szum wiatru.Nagle usłyszał szczęk zamka.Odwrócił się i spojrzał na drzwi.Do pokoju wszedłwysoki mę\czyzna.Spojrzał na Jacka.Zdjął z głowy czarny kapelusz i poło\ył go nakrześle.Przeczesał ręką rzadkie, siwe włosy. Doktor Shade  powiedział kłaniając się i rozpinając płaszcz. Doktor Quilian.Powiesił płaszcz na drzwiach, wyjął z kieszeni chusteczkę i zaczął wycieraćokulary. Jak leci? Nie narzekam.A tobie? Dziękuję, wszystko w porządku.Doktor Quilian zamknął drzwi.Jack zwrócił się w stronę maszyny i wyrwał z niejnastępną stronę. Co robisz? Obliczenia do pracy, o której mówiłem ci, jak sądzę, parę tygodni temu. Rozumiem.Dopiero teraz dowiedziałem się, \e pracujesz tutaj  wskazał rękąw stronę maszyny. Gdy tylko ktokolwiek zrezygnuje, natychmiast zajmujesz jegomiejsce przy komputerze. Tak, utrzymuję kontakt ze wszystkimi na liście. Ostatnio sporo osób zrezygnowało. To pewnie przez tę grypę. Być mo\e.Jack upuścił niedopałek na podłogę i rozdeptał.Drukarka przestała pracować.Zebrał ostatnie strony i poło\ył je na stole obok innych.  Mogę zobaczyć, co tam masz?  zapytał. Oczywiście  odpowiedział Jack i wręczył mu papiery. Nic z tego nie rozumiem  powiedział po chwili Quilian. Zdziwiłbym się bardzo, gdybyś zrozumiał.Są w wysokim stopniuuabstrakcyjnione.Będę je musiał z powrotem przetłumaczyć do mojego artykułu. John  powiedział Quilian. Zaczynam mieć dziwne podejrzenia w stosunkudo ciebie.Jack skinął głową, zapalił kolejnego papierosa i schował papiery. Je\eli potrzebujesz komputera, to właśnie skończyłem. Wiele myślałem o tobie.Jak długo jesteś z nami? Około pięciu lat.Odgłos za oknem powtórzył się.Obaj spojrzeli w tamtą stronę. Co to było? Nie mam pojęcia. Mo\esz tu robić wszystko, na co masz ochotę, John  powiedział po chwiliQuilian, poprawiając okulary. To prawda.Doceniam to. Przybyłeś do nas z referencjami sprawiającymi korzystne wra\enie.Okazałeśsię być znakomitym ekspertem od kultury Ciemnej Strony. Dziękuję. To nie miał być komplement. Naprawdę?  uśmiechnął się, patrząc na ostatnią stronę wydruku. Cochcesz przez to powiedzieć? Mam wra\enie, \e nie jesteś tym, za kogo się podajesz, John. W jakim sensie? W swoim podaniu o przyjęcie do pracy tutaj napisałeś, \e urodziłeś się w NewLeyden.W tym mieście nie ma świadectwa twojego urodzenia. Czy\by? W jaki sposób to wyszło na jaw? Profesor Weatherton był tam niedawno. Rozumiem.Czy to ju\ wszystko? Oprócz tego, \e często mo\na cię spotkać w towarzystwie opryszków, zaistniałyrównie\ wątpliwości co do autentyczności twojego tytułu. Znowu Weatherton? Nie liczy się zródło, tylko fakty.Myślę, \e nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Dlaczego postanowiłeś wyrazić swe wątpliwości akurat teraz i tutaj? Semestr się skończył.Słyszałem, \e chcesz odejść.Dziś w nocy jest twojaostatnia sesja przy komputerze, zgodnie z listą.Chcę wiedzieć, co zabierasz ze sobą idokąd.  Carl  powiedział Jack. Nawet jeśli nie jestem tym dokładnie, za kogo siępodaję, to co z tego? Sam przyznałeś, \e jestem ekspertem w swojej dziedzinie.Obajwiemy, \e jestem popularnym wykładowcą.Jakie ma znaczenie, co wygrzebałWeatherton? Mo\e masz jakieś kłopoty? Mo\e mógłbym ci w czymś pomóc? Nie.śadnych kłopotów.Quilian przeszedł na drugą stronę pokoju i usiadł na kanapie. Nigdy nie widziałem z bliska \adnego z was  powiedział. Co masz na myśli? śe jesteś czymś innym ni\ istota ludzka. A mianowicie? Mieszkańcem Ciemnej Strony.Czy nim jesteś? Jakie to ma znaczenie? Prawo mówi, \e w pewnych okolicznościach nale\y ich aresztować. Rozumiem, \e jeśli nim jestem, będzie to znaczyło, \e te okolicznościzaistniały. Być mo\e  odpowiedział Quilian. A być mo\e nie? Czego chcesz? Na razie chcę poznać twoją to\samość. Znasz mnie  odpowiedział Jack, składając strony i sięgając po teczkę.Quilian potrząsnął głową. Wiele spraw związanych z tobą budzi wątpliwości  powiedział. Ostatniojednak dowiedziałem się o jeszcze jednej, która wzbudziła mój niepokój.Zakładając,\e jesteś przybyszem z Ciemnej Strony, który wyemigrował na Jasną, istniejąokoliczności, które zmuszają mnie do zajęcia się sprawą twej to\samości.Na CiemnejStronie istnieje postać, którą zawsze uwa\ałem za mityczną.Czy legendarny złodziejodwa\yłby się pokazać w świetle słońca?  zastanawiałem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •