[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W poniedziałek  Klub, który, jak zauważam, przestałam opisywać.CZWARTEK, 18 MARCAGdyby ten dziennik był dziennikiem duszy, mogłabym obszernie opisy-wać drugie spotkanie w Klubie Memuarowym.Leonard był obiektywnyi triumfujący; ja  subiektywna i w bardzo nieprzyjemny sposób zaamba-rasowana.Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się do tego stopnia pozba-wiona poczucia humoru na własny temat  tego partnera, którego zwykletak bardzo cenię i podziwiam. Och, czemuż przeczytałam te egotyczne,sentymentalne śmieci!"  wykrzyknęłam w bolesnym poczuciu ciszy, jakazapadła po moim wystąpieniu.Zaczęło się od głośnego śmiechu, szybkouciszonego, a pózniej nie byłam w stanie pozbyć się wrażenia, że nudaogarnęła męską część widowni, której moje rewelacje musiały zdać sięckliwe i niewiarygodne.Co mnie opętało, żeby obnażać przed nimi wła-sną duszę! Widziałam się wczoraj z Nessą  niczego się nie domyśliła a Leonard zdecydowanie zapewnił mnie, że to wszystko miazmaty wy-nikające z póznego chodzenia spać etc.SOBOTA, 10 KWIETNIAPopędziliśmy do Rodmell, z czego wynikła kolejna okropna przerwa.Przyokazji, Morgan też prowadzi dziennik, w którym zapisuje rozmowy słowo w słowo, kiedy najdzie go taka chęć.Nie wiem, czy to z powoduhumoru, ale opisuję Wielkanoc w Monks House.Opisanie Monks Houseoznaczałoby wkroczenie na teren literatury, czego tu nie mogę robić; jakoZe ostatniej nocy spaliśmy tylko króciutkimi odcinkami, o czwartej ranooganialiśmy mysz z łóżka Leonarda.Myszy łaziły i chrobotały przez całą791920noc.Potem zerwał się wiatr.Połamał slcobel przy oknie.Biedny L.wycłio-dził z łóżka pięć razy, żeby zablokować je szczoteczką do zębów.Nie piszęzatem nic o naszych przedsięwzięciach w Monks, choć mam przed sobąwidok na łąki ciągnące się w stronę Caburn; kwitną hiacynty; perspektywasadu.No i bycie tu samemu  śniadanie w słońcu  listy  żadnychsłużących  jakże to wszystko miłe!Planuję, przy dobrym szczęściu, w przyszłym tygodniu zacząć  PokójJakuba".(Napisałam to po raz pierwszy).CZWARTEK, 15 KWIETNIAPrzyszedł deszcz  chociaż dużo bardziej przeszkadza mi czarne niebo:ohyda.Wczoraj byłam chyba przez cały dzień nieszczęśliwa.Jaką książkąmogłabym się zająć? Chciałabym wybrać coś, co nie zabarwi mi poranne-go nastroju ^ coś nieco surowego.Mam zamiar pisać kolejno, rozdziałza rozdziałem, nie zaczynać następnego, póki nie będę miała pewności, żemam przed sobą dosyć dni na jego ukończenie.SOBOTA, 17 KWIETNIA Wczoraj wieczorem wybrałam się na Festiwal Bachowski [w Central Hallw Westminster].Kiedy usadowiłam się w fotelu, jakiś głos zawołał: Virgi-nia! Był to Walter Lamb.Człowiek-jajo  błyskotliwa łysa głowa  usiadłkoło mnie i opowiadał mi dużo o Bachu.Bach bardzo piękny, choć ele-ment ludzki w chórze zawsze mnie trochę rozprasza.Oni nie są piękni,cali w zieleniach, szarościach, różach, czerniach, wprost z przedmieść i odsolidnych podwieczorków.Zdawało mi się, że bardziej pasują do tej saliniż do muzyki.WTOREK, 20 KWIETNIADziś rano w  Timesie" przeczytałam o narodzinach syna Ka i w efek-cie przez cały dzień odczuwałam lekką zazdrość.Wczoraj wieczorem wy-braliśmy się na występ Londyńskiego Chóru Bachowskiego: ale to jedenz naszych błędów.Udało mi się obudzić w ten przepiękny dzień, a potemwszystkie moje przedsięwzięcia kolejno, jedno po drugim, spaliły na pa-newce.Zaplanowałam sobie takie dobre poranne pisanie, a potem zmarno-wałam całą śmietankę myśli, rozmawiając przez telefon.Dalej  pogoda;silne uderzenia i porywy wiatru, i deszcz, w którym człowiek przemaka do80suchej nitki; zatłoczone autobusy; zostawiłam w autobusie papier maszy-nowy; długie czelianie w Klubie  no i Bach bez towarzystwa nie jest zbytłatwy  chociaż w końcu zostałam porwana w górne sfery przez pieśń.Pieśń Anny Magdaleny.Wychodziłam kilka kroków za Herbertem Fishe-rem; szlam za nim przez puste, oświetlone latarniami kwartały Westmin-steru, widziałam, jak stąpa z dystynkcją, choć, na moje oko, jakoś pusto,i wchodzi w Pałace Yard, aby wziąć udział w rządzeniu Imperium.Głowęmiał pochyloną  nogi z lekka się chwiały  małe stopy  starałam sięwejść wjego wnętrze, ale mogłam tylko przypuszczać, że rozmyśla w spo-sób egzaltowany, który dla mnie stanowiłby stek bredni.Naprawdę, czujęto coraz wyrazniej.Odbyłam już swoją podróż do ich głów i wyszłam jużz nich z powrotem, tak sądzę.SOBOTA, 24 KWIETNIAMorgan przyjechał na noc.Całkowicie bezproblemowy.O, jakżebymchciała umieć zapisać to, co mówi!  Muszę zaraz napisać kartkę poczto-wą.Tak, muszę naprawdę zdążyć na najbliższą pocztę.Zaniosę sam  czyjeszcze zdążę? Powiem wam, o co chodzi.Malują mi ławkę.Ten chłopakjest tak głupi, że pomaluje mokrą po deszczu.I zniszczy ją". Nonsens",powiedział L [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •