[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Żeby chociaż zapytał mnie o pozwolenie, łotr!” - pomyślałem.Dobijanie targu trwało długo.Wreszcie profesor wrócił z dumną miną, wymachując złotym łańcuszkiem.Wydało mi się, że wszyscy wokół wpatrują się w tenże łańcuszek w nabożnym skupieniu.- Chciałbym, żeby to dziełko inkaskiego rzemieślnika - profesor ujął w dwa palce figurkę lamy - przyozdobiło tego, który prowadzi nas ku złotu Inków oraz żeby przyniosło mu, a co za tym idzie i nam wszystkim, szczęście w poszukiwaniach.Przymknąłem oczy i przybrałem poważny wyraz twarzy, jaki przystoi dekorowanemu.Rozległ się cichy śmiech Janusza, który widocznie dostrzegł moją mimikę i zrozumiałjej powód.Lama na łańcuszku ozdobiła koszulę Aleksandra, a on sam wymieniał z de la Vega uścisk dłoni.Maria zaśmiała się głośno i ucałowała Aleksandra mocno w oba policzki.My z Januszem uścisnęliśmy dłoń z należnym odkrywcy szacunkiem.Po obiedzie Aleksander nie musiał symulować choroby.Naprawdę poczuł się źle.Do tego stopnia, że chciałem wieźć go do lekarza.Ale ofuknął mnie:- Wszystkie leki, których potrzebuję, mam ze sobą.To ten czort mnie zauroczył -pstryknął lamę w nosek.- Albo ten profesor to jakiś peruwiański znachor i działa na mnie przez to cudactwo - zdjął lamę i cisnął ją na dno torby.Zaśmiałem się:- Ależ Aleksandrze! Nie twierdzę, że profesor koniecznie musi nas kochać, ale teraz w jego interesie jest, byś czuł się jak najlepiej i tak szybko, jak tylko możesz, doprowadził go do“złota Inków”!- Niech ci będzie - odburknął i ze zbolałą miną położył się na swym tapczaniku.Wyszedłem z gazetą na balkon, by nie przeszkadzać Aleksandrowi.Janusz poszedłprzejść się po Czorsztynie.W jakiś czas po jego wyjściu usłyszałem, jak otwierają się i zamykają drzwi pokoju Peruwiańczyków.Po krokach poznałem, że to Maria wychodzi z pensjonatu.Zapadła cisza.Musiałem zdrzemnąć się nad gazetą, bo poczułem nagle, że ktoś mnie szarpie za nogawkę spodni.Nade mną stal Janusz i gorączkowymi gestami dawał mi do zrozumienia, że mam zachowywać się cicho i wejść za nim do pokoju.Zrobiłem jak kazał, na dodatek starannie zamykając za sobą drzwi.- Panie Pawle - wyszeptał donośnie Janusz, budząc Aleksandra - znalazło się białe audi!- Białe audi? Jakie białe audi? - jeszcze byłem zaspany.Chłopak aż jęknął nad moją głupotą.- No to białe audi, które widzieliśmy pod Tarnowem, a potem w Bochni! To, o którym pan myślał, że jeżdżą nim profesor i Maria.Ożywiłem się.- Białe audi? Ale skąd wiesz, że to akurat tamto? Skąd się tu wzięło?Janusz wzruszył ramionami.- Może to rzeczywiście nie ten samochód? Wiem tylko jedno: Maria rozmawiała z kimś siedzącym w białym audi na polskich numerach rejestracyjnych.Jakich, przez te moje szkła nie widziałem, a nie mogłem podejść bliżej.Teraz ja wzruszyłem ramionami.- Może ten z audi zapytał ją o drogę?- Po polsku?- Spytał po polsku, Maria odpowiedziała po angielsku, bo raczej nie po hiszpańsku, i w tym języku potoczyła się rozmowa.- I Maria wskazała przyjezdnemu drogę? - Janusz pokręcił głową.- Dokąd? Przecież jest tutaj pierwszy raz w życiu, panie Pawle drogi!- A nie mówiłem, że trzeba na policję? - wymruczał ze swego łoża boleści Aleksander.- Czyli - sięgnąłem po fajkę - nasi goście zaczynają się niecierpliwić.Albo pogania ich jakiś nieznany nam szef.- To by pasowało! - wtrącił Janusz.- Maria po rozmowie z tym z audi szła bardzo ponura.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYUROKI I NIEBEZPIECZEŃSTWA SPŁYWU DUNAJCEM • PRAWDA OJANOSIKU • PRZEZ DOLINĘ HARCZYGRUND • CZYŻBYKOBIATKO ZABŁĄDZIŁ • CO ZNALEŹLIŚMY KOŁO ZBÓJECKIEJDZIURYCóż robić, gdy wiadomo, że przeciwnik zbiera siły i przygotowuje się do ostatecznego, zwycięskiego dlań ataku?! Co prawda Maria i profesor zachowywali się podczas kolacji i po niej grzecznie i cicho, ale trudno od nich wymagać, by oświadczali wszem i wobec: “Przygotowujemy się do ostatecznej rozgrywki!”Owszem, należałoby zauważyć z całym szacunkiem i sympatią, że nasi goście zechcieli uszanować zły stan zdrowia towarzysza.Ten zaś popatrzył na nich i na mnie, po czym obwieścił, gromkim jak na chorego, głosem:- Jutro zapraszam wszystkich na spływ Dunajcem! Schowek ze “złotem Inków” może poczekać jeszcze dzień, przez który ja nabiorę siły i potem poprowadzę was prościutko do miejsca, gdzie mój wykrywacz zupełnie “zwariował”.Profesor zmarszczył brwi.- Spływ Dunajcem? Co to takiego? Nie rozumiem.Kobiatko ożywił się.- Cudowny spływ tratwami przez jedne z najpiękniejszych gór polskich, Pieniny, w których obecnie się znajdujemy! Tradycja spływu flisackiego Dunajcem jest bardzo stara.Mistrz Jakub Korab de Nowy Targ już w 1589 roku wymalował patrona flisaków, świętego Mikołaja, na ścianie kościoła w Krościenku.Istnieją przekazy, że początkowo spływy miały charakter towarzyskich spotkań dla właścicieli zamków w Niedzicy i Czorsztynie.Ale też legenda flisacka uważa za prekursora spływów króla Władysława Jagiełłę, pogromcę zakonu krzyżackiego spod Grunwaldu: “Siedział na Cisowcu - mawiają górale - upytał se kapelantów i puścił się wodą w dół, do Isowic.” Flisacy słowaccy mają innego bohatera.W 1708 roku spłynął Dunajcem do Wisły Daniel Krman z Trenczyna, śpiesząc jako posłaniec kuruców do króla Szwecji Karola XII.- Aleksander uśmiechnął się - ale dla państwa to tak egzotyczne opowieści, jak dla nas z historii Inków i Peru.Goście zaprzeczyli uprzejmie, ale widać było, że odłożenie wyprawy do miejsca odkrycia Aleksandra jest im nie w smak.Trudno.Nie chcąc budzić podejrzeń musieli się zgodzić z zaproszeniem na spływ przez naszego seniora.Tym bardziej, że już wcześniej wspominali, iż im się nie śpieszy i chętnie pobędą w Pieninach jeden lub dwa dni dłużej.Dostrzegłem tylko, że Maria popatrzyła na profesora znacząco i uspokajająco zarazem.“Więc jednak musieli dogadać się z polskimi wspólnikami” - pomyślałem.Mała orkiestra cygańska zagrała czardasza i nasze tratewki złożone z pięciu połączonych ze sobą łódek ruszyły w dół Dunajca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl