[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hammond,będący w nieprzyjaznych stosunkach ze swoim szwagrem,nie zabrał się z nimi na Portman Square powozem księcia.- No? - odezwał się Dylan, ostrożnie sadowiąc się na wy-ściełanej ławie, stojącej w nogach łóżka.- Czego chcesz się dowiedzieć najpierw: dlaczego wdałem się w ten głupi pię-ściarski pojedynek z sir George'em czy dlaczego byłemz Hammondem?- Żaden mężczyzna nie powinien wycofywać się, kiedyktoś nazwie go publicznie tchórzem, ale mogłeś go wyzwaćw inny sposób, przyjacielu.Boks? Masz cholerne szczęście, że nie uszkodziłeś sobie poważnie dłoni.Jeśli chodzi o tę drugą kwestię, świadom jestem, że wspólne hulanki pociągają171was obu, ale nie rozumiem tego.Kiedy się wiadomość o incy-dencie rozejdzie, Viola dowie się, że byłeś z Hammondem,a przecież.- Złe stosunki między mężem a jego żoną to nie mojasprawa ani twoja, Tremore, chociaż tak bardzo kochasz sio-strę.Hammond i ja jesteśmy znajomymi, nie przyjaciółmi.Obydwu nam potrzeba cieszących się dobrą sławą przyja-ciół.- Dylan się uśmiechnął.- A więc, co tam u ciebie, mój cieszący się dobrą sławą przyjacielu, i jak się miewa moja słodka, fioletowooka księżna?- Moja księżna - odrzekł Tremore ze znaczącym nacis-kiem, co zawsze bawiło Dylana, kiedy droczył się z przyja-cielem na temat Daphne - cieszy się wspaniałym zdrowiem.Oczywiście czuje się nieco niepewnie o poranku - dodał,a na jego twarzy pojawił się wyraz pewnego zażenowania,częsty u mężczyzny, którego żona jest brzemienna - ale po-za tym ma się dobrze.- Już postawiłem na syna - wtrącił Dylan.- I nie uwierzę, że zgodziłbyś się na cokolwiek innego.- Zapewniam cię, że córka uszczęśliwiłaby mnie równiemocno.- Dobre nieba! - przerwał im od progu pełen grozy głos.Stała tam Grace, jedną dłonią opierała się o framugę drzwi, a drugą przytrzymywała poły białego szlafroka.Wydała sięDylanowi jeszcze śliczniejsza niż zwykle.Jej splecione w gruby warkocz włosy opadały jej na ramię, a bose stopy wyglą-dały spod rąbka skromnej białej koszuli.Obydwaj mężczyźni wstali, Moore zrobił to za szybkoi skrzywił się, jako że dało o sobie znać każde miejsce na je-go żebrach, po którym tańczyły pięści Plowrighta.Gracekrzyknęła i szybko do niego podbiegła, przerażonym spoj-rzeniem obrzucając siniaki na twarzy i nagim torsie.- Czy nic się panu nie stało? Usłyszałam jakieś zamiesza-nie, służba biegała w górę i w dół po schodach, więc wstałam.Osgoode powiedział mi, że pan się bił.- Grace opuściławzrok na dłonie kompozytora.- Och, nie - zakrztusiła się.-Dylanie, co pan zrobił?172Po raz pierwszy wypowiedziała jego imię.Zaledwie kilkagodzin temu taka była na niego zła, a teraz stała przed nim delikatna i śliczna, z włosami w nieładzie, pachnąca gruszko-wym mydłem, z zatroskaną twarzą.Martwiła się o niego.Usta Dylana rozciągnęły się w uśmiechu.- Spokojnie, Grace.Przyznaję, trochę jestem posiniaczo-ny, ale niczego sobie nie złamałem.Będę zdrów jak ryba, i to bardzo szybko.Niech pani spojrzy.Wyciągnął zabandażowane ręce i poruszył palcami, by poka-zać jej, że nie są połamane.Grace zawahała się, a potem delikatnie ujęła jego dłoń, zapatrzyła się na białe paski płótna, jakimi ją owinięto, dotknęła plamki krwi na palcu, która umknęłauwadze lekarza.Skowyt w głowie Dylana przycichł, kompozy-tor zapomniał zupełnie o wszystkich dolegliwościach.Nagle Grace puściła jego dłoń i podniosła oczy, zachmu-rzona.- Czy pan nie ma ani krzty zdrowego rozsądku?- Ani krzty - przyznał; z przyjemnością patrzył na dołe-czek, który robił się w bródce Grace, kiedy się chmurzyła.Przyglądając się jej, zaczynał się uśmiechać.- Jest pan kompozytorem, na miłość boską! Co pan sobiemyślał, żeby posuwać się do rękoczynów? Mógł pan.mógłpan.pana dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •