[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oficerdyżurny.Stał oparty o framugę.– Właśnie przyszła poczta – oznajmił.– Powinniście to zobaczyć.* * *Położyli ją na stole w sali konferencyjnej.Znajoma brązowa koperta,klejona, z metalowym zapięciem.Wydrukowana na komputerzesamoprzylepna nalepka z adresem.„Brook Armstrong, Senat StanówZjednoczonych, Waszyngton DC”.Wyraźne czarne litery na białym tle,czcionka Times New Roman.Bannon otworzył teczkę i wyjął białebawełniane rękawiczki.Naciągnął je na prawą, potem na lewą dłoń.Poprawił na palcach.– Dostałem je z laboratorium – wyjaśnił.– To szczególneokoliczności.Nie chcemy używać rękawiczek lateksowych i zostawićwłasnych śladów talku.Rękawiczki były dość grube i Bannon musiał przesunąć kopertę naskraj stołu, by ją podnieść.Przytrzymał jedną ręką, szukając czegoś,czym mógłby otworzyć list.Reacher wyjął z kieszeni ceramiczny nóż,otworzył go i podał rękojeścią do przodu.Bannon wsunął czubek ostrzapod klapkę.Pociągnął kopertę w tył, a nóż do przodu.Klinga przecięłapapier jak masło.Agent oddał Reacherowi nóż, nacisnął krawędziekoperty tak, by się rozchyliła.Zajrzał do środka.Odwrócił jąi wytrząsnął coś na blat.Był to arkusik grubego białego papieru listowego.Prześliznął siękawałek po błyszczącym blacie, po czym znieruchomiał.Na środkuw dwóch linijkach, nieco ponad połową wysokości kartki, widniałopytanie, pięć słów wydrukowanych znajomą prostą czcionką: Podobaławam się nasza demonstracja? Ostatnie słowo jako jedyne przeszło dodrugiej linii, co jeszcze podkreśliło jego znaczenie.Bannon odwrócił kopertę i obejrzał znaczek.– Znów Vegas – oświadczył.– Sobota.Są bardzo pewni siebie,prawda? Pytają, czy spodobała ci się demonstracja trzy dni przed jejurządzeniem.– Musimy już ruszać – oznajmiła Froelich.– Startujemy o dziesiątej.Chcę, żeby Reacher i Neagley pojechali ze mną.Już tam byli, znająteren.Stuyvesant uniósł rękę w niewyraźnym geście oznaczającym albo„w porządku”, albo „nieważne”, albo „nie zawracaj mi głowy”.Reachernie potrafił określić, która z tych interpretacji jest prawdziwa.– Chcę, żebyśmy spotykali się dwa razy dziennie – powiedziałBannon.– Tutaj.O siódmej co rano i może o dziesiątej wieczór.– Jeśli będziemy w mieście – zaznaczyła Froelich.Wstała i ruszyłado drzwi.Reacher i Neagley wyszli za nią na korytarz.Reacher dogoniłją, trącił łokciem i popchnął w lewo, nie w prawo, w stronę jej biura.– Przeszukaj bazę danych – szepnął.Zerknęła na zegarek.– To trwa za długo.– W takim razie zacznij teraz i niech sprawdza cały dzień.– Bannon tego nie zrobi?– Pewnie zrobi, ale zawsze warto sprawdzić samemu.Przystanęła, potem odwróciła się i ruszyła w głąb piętra.Zapaliłalampę w pokoju, włączyła komputer.Baza NCIK miała bardzoskomplikowany interfejs przeszukiwania.Froelich wprowadziła hasło,kliknęła kursorem na pierwsze pole i wpisała: „odcisk kciuka”.– Więcej szczegółów – poradził Reacher.– Przy czymś takimotrzymasz miliony najzwyklejszych, niewinnych spraw.Froelich wróciła do pierwszego pola i napisała: „odcisk kciuka +dokument + list + podpis”.– W porządku? – spytała.Wzruszył ramionami.– Urodziłem się, nim jeszcze wynaleziono ten sprzęt.– Niezły początek – powiedziała Neagley.– Jeśli trzeba, możemyuściślić to później.Froelich kliknęła na „szukaj”.Twardy dysk zaszumiał, a pytaniezniknęło z ekranu.– Ruszajmy – rzuciła.* * *Przewiezienie zagrożonego wiceprezydenta elekta z DystryktuColumbii do wielkiego stanu Dakota Północna okazało sięskomplikowanym przedsięwzięciem.Wymagało ośmiu osobnychpojazdów Secret Service, czterech radiowozów, w sumie dwudziestuagentów i samolotu.Wiec polityczny ochraniało dwunastu agentów,czterdziestu miejscowych policjantów, cztery radiowozy policjistanowej i dwie miejscowe jednostki z psami.Froelich przez czterygodziny koordynowała przez radio całą operację.Suburbana zostawiła w garażu.Wykorzystała długą limuzynę towncar z kierowcą, by móc skupić się na wydawaniu rozkazów.Reacheri Neagley siedzieli obok niej z tyłu.Razem wyjechali z Georgetowni zaparkowali przed domem Armstronga.Trzydzieści minut późniejdołączył do nich samochód artylerii i dwa suburbany.Po kwadransietuż pod namiotem zaparkował opancerzony cadillac.Następnie dwaradiowozy zablokowały ulicę z obu stron.Miały włączone koguty.Wszystkie samochody ani na moment niegasiły reflektorów.Niebo było ciemnoszare, padał lekki deszcz, nikt niegasił silników, żeby nie wyłączyć ogrzewania.Spaliny unosiły sięw powietrzu i zbierały obok krawężników.Czekali.Froelich rozmawiała z obstawą osobistą w domu, obsługąnaziemną z bazy lotniczej Andrews.Rozmawiała z policjantamiw radiowozach, słuchała raportów o ruchu na ulicach przesyłanychz helikoptera.Pogoda sprawiła, że miasto było zakorkowane.Drogówkadoradzała długi objazd dookoła centrum.Ludzie z Andrews meldowali,że mechanicy sprawdzili samolot i załoga już czeka.Obstawa osobistapoinformowała, że Armstrong skończył pić poranną kawę.– Ruszamy – poleciła Froelich.Nie widzieli przejścia przez namiot, lecz Froelich na bieżącosłuchała relacji przez słuchawkę.Limuzyna odjechała od krawężnika.Jeden z suburbanów natychmiast ją wyprzedził i ustawił się zapierwszym radiowozem.Następna była artyleria, potem limuzynaFroelich, później drugi suburban i zamykający kawalkadę radiowóz.Cały konwój wyjechał na Wisconsin Avenue przez Bethesdę, oddalającsię od bazy Andrews, następnie jednak skręcił w prawo i szybkozatoczył koło.Tymczasem Froelich połączyła się z Bismarcki sprawdzała szczegóły dotyczące przylotu.Zaplanowano go natrzynastą.Chciała wszystko ustalić, by móc przespać się w samolocie.Konwój wjechał do Andrews bramą północną i wtoczył się wprostna płytę lotniska.Limuzyna Armstronga zatrzymała się siedem metrówod stopni.Samolot, dwusilnikowy odrzutowiec Gulfstream, oznaczonybył niebieskim godłem Stanów Zjednoczonych.Silniki wyły, a ulatującez nich powietrze porywało ze sobą krople deszczu.Z suburbanówwysypali się agenci.Armstrong wysiadł z limuzyny i przebiegł szybkosiedem metrów do schodów.Tuż za nim podążała ochrona osobista,a potem Froelich, Neagley i Reacher.Z czekającej furgonetki prasowejwyskoczyło dwóch reporterów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl