[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na co tylko chrząknął.Zaprowadził ją do gabinetu i wzięli się do roboty.Taryn czytała brudnopis, Jake sprawdzał przepisany tekst.Zbliżali się już do końca, kiedy mruknął:- O, tutaj.- 53 -SRPokazał jej miejsce, gdzie minimalna zmiana w sformułowaniu wpływałana znaczenie.Owszem, wpływała, ale prawnicy z firmy, którzy mieli to jeszczeczytać z dziesięć razy, natychmiast by to wyłapali.Po co więc taki alarm?Naturalnie, nie odezwała się ani słowem.Ona, zwykła płotka, nie miałaprawa na nic się uskarżać.Jake polecił jej natychmiast dokonać poprawek.- Muszę szykować się do wyjścia - oznajmił, spoglądając na zegarek.-Nie jesteś głodna? Może chcesz sobie zrobić kanapkę.- Dziękuję.Idę na kolację - odpowiedziała chłodno i też spojrzała nazegarek.Zdąży do wpół do siódmej? Trzeba się naprawdę sprężać.- Jak chcesz - powiedział Jake i wyszedł z pokoju.Dwadzieścia minut.Dokładnie tyle czasu miała na naniesienie poprawek,wydrukowanie, złożenie całego dokumentu.Gotowe.Położyła papiery w widocznym miejscu, gdzie Jake musiał jezauważyć i w pośpiechu, bez pożegnania opuściła jego dom.Do hotelu dotarła dwadzieścia po siódmej.Za biurkiem w recepcji stałyjuż dwie osoby.Starsza pani, jak się okazało, pani Buckley, z jakąś dziewczyną.- Bardzo przepraszam za spóznienie - powiedziała ze skruchą Taryn, niewspominając oczywiście ani słowem, że jest spokrewniona z właścicielkąagencji.- Widzę jednak, że państwo poradziliście sobie.- Myśleliśmy, że pani już nie przyjdzie - wyjaśniła pani Buckley - Alepotrzebna nam jest każda para rąk.Jedna z kelnerek od pani Kiteley nieprzyszła.Zaraz.Czy pani pracowała kiedyś jako kelnerka?Och, ciociu, w co ty mnie wpakowałaś? Taryn nie zdążyła mrugnąćokiem, kiedy prowadzono ją już na zaplecze, gdzie błyskawicznie wystrojono jąw czarną spódniczkę, białą bluzkę i biały fartuszek.Poinstruowano też, codokładnie ma robić i gdzie jest jej stanowisko w sali bankietowej.Sala była zatłoczona.Prawdopodobnie głównie biznesmeni.Zezlustrowaniem sali trzeba było jednak poczekać.Podano pierwsze danie.Potem- 54 -SRkelnerzy i kelnerki ustawili się w wyznaczonych miejscach, żeby spełniaćżyczenia gości i czekać na sygnał, kiedy zacząć sprzątać ze stołu i podawaćdrugie danie.Wtedy spojrzenie Taryn przemknęło po sali.Tak.To było jak grom z jasnego nieba.Stała, nieruchomo jak posąg, wlepiając oczy w jednego z gości, któregojedzenie absolutnie nie interesowało.Patrzył na nią.Reakcja ta sama.Jak grom z jasnego nieba.To on.Oczywiście, że on, powtarzała oszołomiona jego widokiem.Tensam człowiek, z którym dwie godziny temu siedziałaś w jego gabinecie.Kiedy udało jej się w końcu odwrócić wzrok, pomyślała, że najlepiejbyłoby teraz po prostu zemdleć.Ale wtedy wzbudziłaby sensację.Uciekać? Nie.Nie mogła tego zrobić.Ucierpiałoby na tym dobre imięciotki.Poza tym ludzie, dla których teraz pracowała, byli bardzo sympatyczni.Nie mogła ich zawieść.Co za szczęście, że nie wyznaczono jej do jego stolika!Cała roztrzęsiona, pomagała sprzątnąć ze stolików.Podano kawę, potemtrzeba było znowu sprzątać ze stolików.Była w drodze do kuchni, kiedy tuż koło ucha usłyszała znajomy głos.- Teraz już wiem, czym zajmuje się moja asystentka podczas weekendów.Ostrożnie przekręciła głowę.Odeszła bez słowa.Jake nie poszedł za nią.Wiedziała, że tego nie zrobi.Ale wiedziała też, że na tych kilku słowach się nie skończy.- 55 -SRROZDZIAA PITYW poniedziałek Taryn zjawiła się w pracy wyjątkowo wcześnie.Z pełnąświadomością, że jej krótki pobyt w Nash Corporation dobiegł końca.Była zła,przecież wcale nie chciała odchodzić.Kochała tę pracę, a jeszcze bardziejkochała pracować dla prezesa firmy, człowieka o porażającej inteligencji i wieluinnych zaletach.Wiedziała jednak doskonale, że prezes od swoich podwładnychwymaga stuprocentowej lojalności i nie będzie tolerował pracownika, którydorabia sobie na boku.Niestety, musiała zwrócić służbowego laptopa i materiały, które wzięła doprzepisania w domu.Gdyby nie to, w ogóle by nie przyszła.A skoro musiała,wolała zrobić to bardzo wcześnie, zanim nadejdzie reszta pracowników.Wolała,żeby Jake Nash nie zwalniał jej przy świadkach.Oczywiście, już siedział za swoim biurkiem, kiedy wchodziła dosekretariatu, ubrana w dwa kawałki wspaniałej niebieskości.Wiedziała, że wtym kolorze jest jej do twarzy.Piętnaście po ósmej.Powoli odłożyła laptopa na miejsce.Miała wrażenie,jakby całe jej wnętrze należało do kogoś innego.Okropne uczucie.Ale cóżrobić? Wyprostowała się, wygładziła żakiet i podeszła do drzwi.Jake akurat coś pisał.Kiedy weszła, uniósł głowę.Ręka, trzymającadługopis, zawisła w powietrzu.Twarz kamienna.Taryn nie zawracała sobie głowy żadnym przysiadaniem na krześle.- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć.Ale musiałam przyjść, żeby zwrócićte materiały - powiedziała, wskazując na teczkę.- Wszystko przepisałam i.Przerwał jej krótkim pytaniem.- Za mało ci płacę?- Nie chodzi o pieniądze.Poproszono mnie o przysługę.- Wiem.Co?! - Siadaj!Odłożył długopis i wskazał ręką na krzesło.Usiadła.- 56 -SR- Ale skąd to wiesz? Jak to możliwe.- Dyskutujesz ze mną? - rzucił ostro.Taryn uniosła głowę trochę wyżej.- Nigdy przedtem nie byłam zwolniona.Nie bardzo wiem, jak zachowaćsię w tej sytuacji.- A kto mówi, że cię zwalniam? - spytał, dalej bardzo opryskliwie.- Bo jana pewno nie.A o tym, że dorabiasz, wiem od Johna Buckleya.Kiedy w sobotępochwaliłem jego personel, powiedział, że większość to ludzie z doskoku,przysłani przez agencję pani Kiteley.John Buckley? A, to ten dyrektor hotelu.- Ciekaw tylko jestem, komu wyświadczasz tę przysługę? - ciągnął Jake.-Pani Kiteley czy jej mężowi? Twojemu kochasiowi?- Ko.kochasiowi?- Przecież nim jest, prawda?Oczywiście, że mogła wyprowadzić go z błędu.Czuła jednak, że ma jużtego wszystkiego serdecznie dość.Jake jest wobec niej nieuprzejmy, wręcznapastliwy.- To nie twoja sprawa - odezwała się podniesionym głosem.- Moja sprawa, jeśli weekendy spędzasz tak intensywnie, że potem wpracy jesteś półprzytomna i ziewasz przez cały dzień!Ziewała?! Kiedy? No jasne, ziewała w poniedziałek, kiedy ciotka prosiłao przepisanie raportu jednego z klientów.Pisała prawie do świtu.- Tamtej nocy spałam bardzo krótko, bo.- Pikantne szczegóły zachowaj dla siebie!- Chwileczkę!O nie, kochany! Taryn, rozzłoszczona, zerwała się na równe nogi.- Dla informacji, panie Nash! Spałam bardzo krótko, bo prawie całą nocpracowałam.Przepisywałam czyjeś sprawozdanie, było bardzo pilne.- Podejrzewam, też zlecone przez tę agencję?- 57 -SR- Tak! Czasami robię coś dla tej agencji, ale tylko w sytuacji.podbramkowej.- Rozumiem.Wyraznie spuścił z tonu.Prawdopodobnie przypomniał sobie, jak udałosię zdobyć dla jego wuja tymczasową gospodynię.- Siadaj.Usiadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexShattered Promises 1 Shattered Promises Jessica Sorensen
17. Sok trzustkowy skład, funkcje. Funkcje sekretyny i cholecystokininyid 17163
Rodzinne sekrety 08 Bird Beverly Samotny zeglarz
Marshall Paula Dynastia Dilhorne'ów 06 Ksišżę sekretów
See Lisa Kwiat Âœniegu i sekretny wachlarz
Rodzinne sekrety 10 Mackenzie Myrna Zauroczenie
Townsend Sue Sekretny dziennik Adriana Mole'a
Lynch Jennifer Sekretny dziennik Laury Palmer
Charles De Gaulle Pamiętniki wojenne 1940 41
Jordan Penny Jedwab