[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tu nie chodzi o ciebie, to nie jest tak, że ja nie chcę.Chyba nie jestemna to gotowa.Nie byłabym w tym dobra.Cholera, jej gardło i usta nie chciały normalnie funkcjonować.Zamigdałkami poczuła olbrzymią gulę strachu, pokrytą warstwą speedu. - Potrzebuję.trochę czasu.Jeśli nie masz nic przeciwko.To znaczy, nieoczekuję, że będziesz siedział i na mnie czekał.Ale nie chcę, żebyś myślał, żechodzi o ciebie, tego nie chcę.To nie tak.I nie chcę, żebyśmy przestali sięspotykać.Chcę.Chcę, żebyśmy.Po prostu., potrzebuję trochę czasu.Jej słowa zawisły w powietrzu tak długo, że Chess niemal słyszałagrzechotanie śmierci, gdy umierały.Cholera, zle to rozegrała, co? yle topowiedziała, nie wiedział, o co jej chodzi.Myślała, że będzie wiedział, żewyczyta wszystko między wierszami i zrozumie.Ale jeśli nie? Czy powinnajeszcze coś powiedzieć? Ale co?Ale Terrible pokiwał głową.- Dobra, w porządku.Nie martw się.Zimny uścisk na jej piersi nieco zelżał.Cały czas czuła panikę, którapróbowała przebić się przez jej skórę i dostać się do środka, ale już nie tak silną,jak parę minut temu.Oczywiście nie miała zielonego pojęcia, co teraz zrobią.- Wracasz do siebie?- Nie wiem.Chcesz wpaść? - powiedziała to, zanim zdążyła sięzastanowić.Może to nie był najlepszy pomysł.Sami w jej mieszkaniu, na haju.Tak.To wcale nie był dobry pomysł.- Chciałem iść do Trickstera.Ma grać jakaś nowa kapela, całkiem niezła.Chodz ze mną, jeśli chcesz.Pokiwała głową i zrobiła parę kroków do przodu, podchodząc bliżejniego.Trickster był o wiele lepszym pomysłem.Już samo stanie u bokuTerrible a powodowało, że jej żołądek zaczął fikać koziołki.Z jakiegoś powodunie mogła przestać gapić się na jego szyję.Skóra w tym miejscu była takadelikatna, taka wrażliwa, gdyby tylko musnęła ją ustami.- Pojadę za tobą, zostawisz swój samochód, tak?Kiedy szli, musnęła ramieniem jego rękę.Dotyk sprawił, że poczuła naciele ciarki, które nie miały nic wspólnego z panującym wokół chłodem.Cholera, co ona zrobiła? I co miała teraz zrobić? Chyba właśnie popełniła wielkibłąd.Jeśli ostatni tydzień czegokolwiek ją nauczył, to właśnie tego, że ona izwiązki to nie najlepsza mieszanka.%7łe dobrze robiła, będąc przez tyle czasusama.Ale samotność nie wydawała jej się już oazą spokoju.Była po prostusamotna.Wiedziała, że Terrible nie będzie jej do niczego zmuszał, nie miała codo tego żadnych wątpliwości.Nigdy by nic nie powiedział, gdyby go niezmusiła.Pozwoliłby jej zdecydować, jaki ma być następny ruch i kiedy gowykona.A to, że była przy nim podniecona.Cóż, to nic nowego, prawda?Chociaż próbowała udawać, że jest inaczej.Gdy dotarli do końca mostu, położył rękę na jej plecach i pomógł przejśćprzez żwir i luzne odłamki betonu.Jej krew jeszcze bardziej się rozgrzała.Cholera, musiała przestać o tym myśleć.Podniecenie było przekleństwem.Jaktylko je poczuła, nie chciało odejść, wlewając się w nią jak whisky.Wciąż była przerażona, ale chyba mogła go pocałować, co? Mogą być przyjaciółmi, którzysię całują, prawda?Tylko jeden pocałunek.Chciała znowu poczuć jego dłonie, posmakowaćjego skóry.To nie musiało trwać długo.Chciała go tylko dotknąć.Być bliskoniego.Mogła go pocałować, wsunąć ręce pod jego koszulę, dotknąć jego piersi.Trzymałby ją mocno w ramionach.Mogła pocałować go w szyję, przejechać poniej zębami, wbić się w nią, ugryzć, rozerwać ją na strzępy i poczuć na sobiejego krew, sięgnąć wyżej i wbić mu paznokcie w oczy, wyciągnąć je i.Stłumiła okrzyk, gwałtownie się od niego odsunęła i upadła na lodowatąziemię.- Nie! Ttzymaj się ode mnie z daleka! - Odtrąciła rękę, którą jej podał iprzeczołgała się na drugą stronę chodnika.- Oni tu są, Terrible.Cholera, są tu!Czuję ich.Zacisnął rękę na jej ramieniu, gwałtownie podciągnął ją na nogi iprzycisnął do siebie.Zadrżała, z całej siły powstrzymując się przed tym, by niewtulić się w jego klatkę piersiową, wdychając jego zapach jak kreskę speeduLepiej sięgnąć po nóż.Terrible już trzymał w dłoni pistolet.Uważnie wpatrywałsię w drzewa widoczne na skraju drogi, w brzeg rzeki.- Jak blisko? Mocno ich czujesz, czy są jeszcze daleko?- Nie wiem.- Powietrze nagle wdarło się do jej płuc.Musiała pamiętać otym, by oddychać.Czy to, co czuła, było erotyczną magią, czy zwykłympodnieceniem? %7łądza krwi nie była jej, a była cholernie silna.Jak silna? Trudnopowiedzieć.Była zbyt mocno związana z całą resztą, z pragnieniemprzeszywającym jej ciało.- Co mamy robić? Czekamy na nich? Może uda nam się ich złapać, co?Masz w sobie dość sił, bez tych twoich ziół i całej reszty?Pokiwała głową, nie ufając swojemu głosowi.- Zróbmy to.Zacisnął rękę na jej ramieniu, a potem zwolnił uścisk.Wszystko działo siętak szybko, że mogłaby przysiąc, że to tylko jej wyobraznia, gdyby nie była takwyczulona.Ruszyli przed siebie, odwróceni do siebie plecami, mniej więcej wtej samej pozycji, w której szła z Lexem wtedy w krematorium.Czekali.Obserwowali.Nad brzegiem słychać było szum rzeki, który przypominał cichyszmer.Wiatr poruszał gałęziami drzew, potęgując szum, a na tym tle słyszaławłasny oddech i pulsowanie krwi w uszach.Zesztywniała, czekając, aż magiazrobi się silniejsza.Czekała na Vanitę i jej Towarzysza.Mijały kolejne minuty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •