[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez zezwolenia sądu nie wolnomi było opuszczać Chicago ani też podejmować żadnych próbskontaktowania się z Butterfieldami.Tymczasem jednak snułem się pomieszkaniu, spałem do pózna, oglądałem telewizję i obżerałem się zwilczym apetytem.Rose cierpiała, widząc moją apatię.Równiegłęboko wierzyła w siłę woli co Newton w siłę grawitacji, toteżwyrośnięty chłopak w jasnobrązowej piżamie, który ogląda w telewizjipowtórki starych komedii, był dla niej jak jabłko, co spada z drzewa izawisa w powietrzu.Pogoda była ohydna.Temperatura utrzymywała się w granicachtrzydziestu pięciu stopni, niebo miało barwę przybrudzonych bandaży.Klimatyzator pracował bez przerwy, a do ustawionych pod nim misekkapały zimne, szare krople wody.Wszystko było wilgotne i ażmiękkie; tusz z gazet zostawiał ślady na palcach.Nie potrafiłem się zdobyć na to, żeby wyjść z domu.Spałemnajdłużej, jak mogłem.Kiedy się budziłem, zmuszałem się doponownego zaśnięcia, odpychając od siebie świadomość, niczym ktośumierający z głodu odpycha innych od okruchów leżących na swoimtalerzu.Gdy wreszcie nie mogłem już dłużej wytrzymać ani w łóżku,ani w pokoju, zataczając się, wchodziłem do salonu, włączałemtelewizor i z kiścią podłużnych zielonych winogron łub pudełkiemkrakersów kładłem się na kanapie.Rose namawiała mnie do wyjścia.Proponowała pójście na obiad do pobliskiej restauracji, przeglądała zemną repertuar kin, pytając, co bym chciał obejrzeć.Twierdziła, żepoumawiała mnie z różnymi ludzmi - ze swoją przyjaciółką MillicentBell, która pracowała na Roosevelt Universi- ty, i z Haroldem Sternem, który mógłby mi załatwić pracę wZjednoczonym Związku Pracowników Przemysłu Tekstylnego.Powiedziałem jej jednak, że nie czuję się na siłach, aby wychodzić zdomu.Nie zauważyłem, aby Rose dzwoniła do kogoś, by odwołaćspotkanie.Chodziło jej więc tylko o to, by mi przemówić do rozumu,pokazać, że na świecie żyją prawdziwi ludzie, którzy pragną się ze mnązobaczyć i pomóc mi w zorganizowaniu sobie życia.Zaproponowałapójście na zakupy, a kiedy i tego odmówiłem, poszła do mojegopokoju, skąd wróciła z naręczem starych ubrań.Położyła je napodłodze w salonie i zmusiła mnie, żebym przejrzał wszystko po koleii przekonał się na własne oczy, że właściwie nie mam co na siebiewłożyć - urosłem w Rockville i nieco przybrałem na wadze.Przeglądgarderoby odbył się trzeciego dnia po moim powrocie; kiedyprzyznałem matce rację i obiecałem, że wkrótce pójdę z nią na zakupy,zebrała z podłogi część ubrań, żeby spalić je w piwnicy.- Mogłabyś je komuś oddać! - zawołałem, gdy była blisko drzwi.- Działalność charytatywna to przywilej klasy rządzącej.- Każdy może dzielić się tym, co ma! - krzyknąłem z gniewem,wyładowując wstyd i frustrację.Słuchałem, jak stukot jej obcasów cichnie na schodach.Po razpierwszy od powrotu z Rockville byłem w domu sam.Swój pokójprzeszukałem bardzo dokładnie i nie znalazłem w nim ani moich listówdo Jade, ani jej listów do mnie.Teraz wreszcie mogłem rozejrzeć się poinnych pokojach.Podbiegłem do regałów i otworzyłem suwane dolnedrzwiczki: ujrzałem złożone obrusy, niebiesko-zielone oraz wiśniowemeksykańskie serwetki, kilka starych numerów  The NationalGuardian", szachownicę i puszkę od cygar White Owi, w której leżały figury szachowe, kilkadziesiątopakowań małych różowych świeczek na tort urodzinowy, książeczkiczekowe, pudełko niezatemperowanych ołówków, podręczny zestawdo szycia opakowany w gruby lśniący papier z rysunkiem słoniawymachującego trąbą, koperty oraz niezapisane kołonotatniki.Kiedyindziej uśmiechnąłbym się na widok tej przypadkowej, niewinnejzbieraniny: szafki rodziców nie kryły nic, czego musieliby sięwstydzić.Czułem się jednak tak, jakbym znalazł czyjś pilnie strzeżonypamiętnik, a w nim ku swojemu zaskoczeniu ujrzał same przepisykulinarne i opisy przyrody albo podsłuchał, jak ktoś mamrocze przezsen:  Muszę pamiętać o urodzinach Ezry".Zasunąłem drzwiczki, włączyłem telewizor i położyłem się nakanapie, drżąc ze zdenerwowania, iż nie udało mi się lepiejwykorzystać okazji.Rose wróciła do mieszkania.Widziałem, że złośćjej minęła, podobnie jak ochota, żeby pozbyć się reszty ubrań, ale leżałjeszcze jeden stos i nie wypadało jej się teraz poddać.Unikając mojegowzroku, matka zgarnęła pozostałe sztuki garderoby i znów wyszła.Czym prędzej pognałem do sypialni rodziców.Nawet w słonecznedni pokój był mroczny, ale dziś czułem się tu jak w łodzi podwodnej.Spojrzałem na wypukły, mleczny klosz ze rżniętego szkła i zapaliłemświatło.W pokoju rodziców nigdy nie było widać żadnych oznakżycia.Rose i Arthur ubierali się w łazience na końcu korytarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl