[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A gdy się cofnął i położył jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą ująłmnie pod brodę, kątem oka zobaczyłam porośnięte rudawymi włosami palce z nierównymi paznokciamiubrudzonymi węglem do rysowania i dotarło do mnie, że nie należą do tego, któremu wolno mnie było dotykać.Wtedy wrócił mi rozum.Jedyne ręce, jakie pragnęłam czuć na swoim ciele, były szczupłe, o długich palcach inależały do Johna.Jeszcze chwilę stałam, zastanawiając się nad sobą.Moje serce ogarnął dziwny spokój, jakiego nigdydotąd nie zaznałam.Rewelacje, które usłyszałam w nocy, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.OpowieśćJohna wstrząsnęła mną, a nasza przyszłość była wielką niewiadomą.Ale to wszystko.Wprawdziezareagowałam bardzo emocjonalnie, gdy się okazało, że najprzyjemniejsze wspomnienie z dzieciństwa opierasię na fałszu, jednak musiałam przyznać, że w tworzeniu tego fałszu nie było złych intencji.Postąpił tak, bomusiał.Oszukiwał, ale nigdy w złej wierze.Kochał mnie.Znajdując się w ramionach mężczyzny, którego niekochałam, miałam wrażenie, że moje serce skacze z radości, bo wreszcie zrozumiałam własne uczucia.%7łetęsknię za ciałem Johna.Uświadomiłam sobie głęboki sens życia, który przez moment wydawał się bez-powrotnie stracony.Teraz wiedziałam, że odzyskałam go znowu.Biedny Hans Holbein odgadł, że od niego uciekam.Jego uśmiech przygasł, twarz posmutniała.Puściłmoje ramię.Na swój sposób był człowiekiem subtelnym.- A więc nie - szepnął żałośnie i westchnął.- Rozumiem.Przepraszam.- Cofnął się kilka kroków;staliśmy w takiej odległości, jakby nas dzieliła szerokość grobu.Gwałtownie poczerwieniał.RLT - Przykro mi - powiedziałam naprawdę szczerze.Był to jeden z najmilszych i najlepszych ludzi, jakichznałam, i za nic na świecie nie chciałam ranić jego uczuć, nawet jeśli przeżyty przed chwilą moment bliskościwzbudził we mnie niechęć.- Nie chciałam.Już sama nie wiem, czego chciałam.Powinnam była.-pokręciłam bezradnie głową.- To znaczy, nie powinnam była.- Musiałam głęboko odetchnąć, żeby sięuspokoić.- Otóż, chcę wam coś wyznać.- Gorąco pragnęłam przekonać go o moim szacunku i sympatii.Sytuacja stała się krępująca dla nas obojga, wolałam więc postawić sprawę uczciwie.- Zdradzę wam mójwielki sekret.Wychodzę za mąż za Johna Clementa.Milczał.Zmarkotniał, ale nie był zdziwiony.Moje słowa bardziej zdumiały mnie samą niż jego.Zatopiony we własnych myślach kiwał jednostajnie głową i wydawał z siebie ciche tk-tk-tk, dotykającjęzykiem zębów.Mocno zacisnął ręce.- No, tak.Rozumiem - odezwał się wreszcie.- To miłość.- Owszem - potwierdziłam.Słońce przyjemnie grzało mi włosy, w sercu czułam podobne ciepło.Zlekkim niedowierzaniem spoglądał na moją zapłakaną twarz, dziwiąc się pewnie, dlaczego płaczę nad tak dobrąnowiną.- To łzy szczęścia - rzekłam pośpiesznie, ocierając policzki.- Przeżyłam lekki wstrząs.Niespodziewałam się.- Zamilkłam, bojąc się, że już za wiele powiedziałam.Nadal kiwał w zamyśleniu głową.- Ja też wam coś wyznam - rzekł melancholijnie po kilku kolejnych tk-tk.- Od jakiegoś czasu myślę opowrocie do Bazylei.Zaskoczył mnie zupełnie.Tam jego kariera była zagrożona - tutaj rozwijała się pomyślnie, wręczzasypywano go zamówieniami na portrety; ta decyzja wydała mi się dość dziwna.Nie zadawałam jednakżadnych pytań.Aby wyrazić swe rozczarowanie, wykrzyknęłam tylko:  O!" - co było niezbędnym minimum.Nie pociągał mnie jako mężczyzna, ale był mi bliski jako człowiek i jego los leżał mi na sercu.Może zatęskniłza rodziną? A może powód był jeszcze bardziej osobisty, związany ze mną? W takim razie wolałam nic o tymnie wiedzieć.Trudno orzec, czy był rozczarowany, że nie czynię mu wymówek i nie namawiam, by został.Niewidziałam jego twarzy, gdyż odwróciwszy się, gorączkowo szukał czegoś w wielkiej skórzanej sakwie, wktórej nosił szkice i przybory malarskie.Głowę miał pochyloną, mięśnie pleców napięte, pochłonięty byłszukaniem.Uśmiechnęłam się z ulgą; pewnie przyszedł mu do głowy jakiś nowy pomysł.Nie był to człowiek,któremu nieudany pocałunek mógł zrujnować życie.Wreszcie mruknął z zadowoleniem, wyciągnął z sakwy arkusz papieru i podał mi.- To dla was.- Uśmiechnął się niewyraznie.- Od jakiegoś czasu nad tym pracowałem.Zobaczyłam cudo nie obraz; czyste żywe barwy przelane na papier.Ja w białym futrzanym czepku iprostej czarnej sukni, a w tle błękitne letnie niebo i kilka zielonych liści rozświetlonych słońcem.Głębokozamyślona, patrzyłam w dal.Na gałązce za mną siedział szpak i spoglądał tak, jakby zamierzał zeskoczyć mi naramię; wyraznie chciał zwrócić na siebie moją uwagę.Dopiero po chwili zauważyłam drugie zwierzątko: rudąwiewiórkę, siedzącą na moich kolanach i chrupiącą orzeszek.Wiewiórka była uwiązana na łańcuszku, któregokoniec trzymałam w dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •