[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kroił cebulę, tarł marchewkę, a ja cochwila dotykałam go, właściwie bez potrzeby, czy raczej z potrzeby przytulania się do niego; chciałam czuć, że jest tuż obok.O dziwo, niedrażniło go to i na mój dotyk reagował pobłażliwie.Pod wieczór, gdy usiedliśmy przed telewizorem, zadzwonił Ar-tiom.- Co robisz? - odezwał się zmęczonym głosem.- Dobre pytanie - odparłam, drapiąc się po karku.- Ten typ z Moskwy ciągle jest?- Dziadek zdecydował, że na razie.- Jasne - przerwał mi Wieszniakow.- Masz jakieś pomysły?- Tak.Położyć się wcześnie spać.- Tak myślałem.A ja tu muszę tyrać sam.Rusz się trochę,wspólny problem rozwiązuje się wspólnie.- Lepiej znajdz Wańkę.- Marzycielka! I co jeszcze, może chcesz, żeby Ignatow przy-szedł i przyznał się? Zgrzeszyłem, powie, i teraz nie mogę spać ponocach.- Aleś zasunął.- Westchnęłam i pożegnaliśmy się.- Wieszniakow? - spytał Aukjanow.- Tak jest.- No cóż, koniec próżnowania.Zastanówmy się, jak by tu przy-cisnąć Ignatowa.- Zastanówmy - zgodziłam się, siadając naprzeciwko.- Propo-nuję sprawdzić jego otoczenie - ktoś przecież powinien coś wiedzieć.Nawet jeśli kilerzy są tu na  występach gościnnych , to mogły byćjakieś przecieki.- Oczywiście.Co jeszcze?- Obserwować go.A nuż będziemy mieli szczęście?- Nie sądzę, ale można spróbować.Dobrze byłoby sprawić, żebyzaczął się denerwować.Masz znajomych dziennikarzy?- Mnóstwo.- Skrzywiłam się.- Zwietnie.Rano przyszedł Dziadek.Zaskoczył nas kompletnie - idiotyczny zwyczaj składania wizyt bez uprzedzenia - więc to, co zobaczył, niemogło go ucieszyć.Gdy wszedł, otwierając drzwi własnym kluczem,ja i Aukjanow właśnie piliśmy kawę.Aukjanow siedział w fartuchukuchennym, który został mi z poprzedniego życia, kiedy co jakiś czaspojawiali się mężczyzni.Na widok Dziadka nawet mu brew niedrgnęła, przywitał się i dalej jadł śniadanie jakby nigdy nic.Dziadekobrzucił kuchnię surowym spojrzeniem i popatrzył na mnie tak, jakbychciał, żebym zapadła się pod ziemię.Niezbyt mnie to wystraszyło, zato zaciekawiło mnie zachowanie Aukjanowa.Najwyrazniej nietraktował Dziadka jako chlebodawcy, raczej ignorował go, co byłobyzabawne, gdyby nie budziło obaw.Widząc, że Aukjanow czuje się komfortowo i nie ma zamiaruwychodzić z kuchni, Dziadek zwrócił się do mnie:- Mała, mogę cię prosić na dwa słowa?Poszliśmy do salonu.- Zdejmiesz płaszcz? - zaproponowałam.- Zrobię ci kawę.- Nie trzeba - odparł, siadając w fotelu, po czym nie wytrzymał idodał: - Cieszę się, że macie taką bliską współpracę.- Przyszedłeś w jakiejś sprawie czy tylko po to, żeby przypo-mnieć mi, że mieszkam w twoim mieszkaniu?- To twoje mieszkanie - powiedział ostro.- Ty je kupiłeś.- To twoje mieszkanie i masz prawo.- Sokołowa Anna Dmitrijewna - przerwałam mu.- Wieritni-mowa Olga, imienia odojcowskiego mnie pamiętam, lat dwadzieściadwa.Lemieszowa Andżelika Siergiejewna.Już nie mówię o tej pani,która mieszka z tobą oficjalnie, no bo ktoś przecież musi pilnowaćporządku w domu.Kulik Margarita.- A to co za jedna? - Dziadek zmarszczył brwi.- Margo, striptizerka z  Piramidy.- O Boże - uniósł brwi z miną męczennika - zupełnie o niej za-pomniałem.- Nie dziwię się.Wyliczać dalej? - Nie warto.Cieszę się, że tyle wiesz o moim życiu.- No przecież nie na darmo płacą mi w twojej firmie.- Dobrze, uznajmy, że porozmawialiśmy.A co tam w sprawieIgnatowa?- Jak będzie coś nowego, to cię powiadomię.- Pospiesz się, miesiąc miodowy urządzisz sobie pózniej.Na pewno - pomyślałam złośliwie, ale na głos tego nie powie-działam.Dziadek wstał, odprowadziłam go do drzwi.Nim wyszedł, ująłmnie za podbródek i pocałował po ojcowsku.- Zapamiętaj jedno - powiedział cicho.- Te wszystkie baby.iten twój Aukjanow.Dziś jest, jutro może nie być.Ale to, co łączynas, mnie i ciebie - to poważna sprawa, to jest na zawsze.Nie skomentowałam tego; zamknęłam za nim drzwi i wróciłam dokuchni.- Cenna myśl - prychnął Aukjanow i dodał: - To, co powiedział omnie i jego babach.Chyba naprawdę cię kocha.- Przecież ci opowiadałam, zna mnie od dziecka.Na ryby mniezabierał, książki czytał, hipopotamy rysował.- A potem podrosłaś i zaczęłaś się nadawać do ciekawszych za-jęć.- Nie przeginaj.To ja go uwiodłam.Ja.- Pamiętam tę wzruszającą historię.No cóż, zajmijmy się Igna-towem.Przez dwa dni byłam bardzo zajęta, głównie rutynową, nieciekawąpracą.Przestudiowałam biografie Ignatowa wzdłuż i wszerz: jegoprzyzwyczajenia, styl życia i całą resztę.Spotkałam się z dziennika-rzami, nieoficjalnie oczywiście, chodziło o to, żeby interesujące mnieinformacje pojawiły się w gazetach pod nagłówkiem  plotki.WadimWiszniewski, rosły chłop o wielkich ambicjach i wielkiej miłości dopieniędzy, wczepił się we mnie jak kleszcz.- Mówisz więc, że za tymi zabójstwami stoi Ignatow? - Już ci zarysowałam sytuację.I pamiętaj o rzeczy najważniej-szej: nie ma żadnych dowodów i zdobycie ich nie będzie łatwe.- Chcesz, żeby zaczął się denerwować?- Oczywiście.Musi się jakoś zdradzić.- Artykulik zrobimy jak malowanie, spokojna głowa.Nazwiskanie podam, ale każdy zrozumie, o kogo chodzi.Pasuje?- Zobaczymy, jak zrobisz.- To będzie bomba - rozmarzył się dziennikarz.Zadzwoniła Ritka.- Mam wolne pół godzinki, może napijemy się razem kawy? -Ton, którym to powiedziała, nieco mnie zaniepokoił.- Spotkajmy sięw  Arlekinie.- Tak nazywał się bar nieopodal naszego biura.- Dobrze - zgodziłam się, rozmyślając, co też przyniesie mi tendzień.Jak się okazało, nic dobrego.Spieszyłam się, ale Ritka i tak byłapierwsza.Siedziała ze smętną miną przy dwuosobowym stoliku -młoda kobieta z zadartym noskiem, ubrana w drogie ciuchy.Z pozoru- zwykła gospodyni domowa, jedna z tych, które nie potrafią liczyćpieniędzy, nic więcej.Po raz kolejny przekonałam się, jak bardzopozory mogą mylić.- Cześć - powiedziałam, siadając naprzeciwko niej.- Zakochałaś się - stwierdziła z niezadowoleniem, przyglądającmi się.- Oczy ci błyszczą.- Umyłam się rano.- Posłuchaj.Wiesz, jaki jest mój stosunek do ciebie?- No.- I wiesz, jaki jest mój stosunek do Dziadka.Ma sporo wad, ale toprawdziwy facet.Z charakterem.To budzi szacunek u istot pozba-wionych zasad, takich jak ja.- Jako istota pozbawiona zasad w tym samym stopniu nie mogęsię z tobą nie zgodzić.- Nie wiem, co tam jest między wami.I przepraszam, że sięwtrącam.- zabrzmiało to tak żałośnie, że choć sekundę temu chcia- łam ją posłać do diabła, teraz ugryzłam się w język.- Wygonił ją -oznajmiła ni z tego, ni z owego.- Kogo?- Tę swoją Ankę.- Co ty powiesz? - parsknęłam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •