[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem.- Dlaczego?- Widocznie mam powód.- Pani pierwsza zauważyła zwłoki Filomeny - powiedziałem.- Tak pan sądzi?- A więc kto? - zapytałem.- Pokojówka wcześniej widziała.Spojrzałem na Zenobiusza.- Czy tak?- Panie sierżancie - odparł - to chyba prawda.Bo mniewłaśnie Gienia powiedziała.A kiedy pobiegłem do pokoju,Amelia już tam była.- Każdy mógł wejść do tego pokoju przede miną.Może nawetbyłam ostatnia z tych, którzy zauważyli zwłoki Filomeny?Nareszcie mówili.Jednak sprawa w ich relacjach zaczęła sięgmatwać.Fiic się tu nie zgadzało.Zapytałem:- Jeżeli inni zorientowali się wcześniej, co stało się zFilomeną, dlaczego nie zaalarmowali domowników?- Pan sierżant prowadzi śledztwo - odparła - nie ja.Więc panmusi znalezć odpowiedz na te pytania.Muszę - pomyślałem.- I znajdę.Ale wtedy ziemia zachwiejesię wam pod stopami!Postanowiłem, że teraz mogę już z każdym oddzielnierozmawiać.%7łeby ustalić, kto pierwszy zobaczył zwłoki.Odgłosy burzy oddaliły się.Jednak niebo było wciąż czarne iwciąż słyszałem stłumiony buk spienionej rzeki. Przechadzając się po salonie, zatrzymałem się na momentprzed aparatem telefonicznym.Gniazdko, do któregopodłączony był przewód biegnący z aparatu, znajdowało sięobok futryny drzwi, było umocowane na wysokości metra odpodłogi.Tuż pod nim dostrzegłem luzno odstającą końcówkętelefonicznego kabla.Była prawie niewidoczna, odchylonazaledwie o kilka milimetrów.Usiadłem na krześle i przysłoniłem gniazdko ramieniem.Zdjąłem z widełek słuchawkę, lecz nie przykładałem jej doucha.- Dzwonek, wysiadł - powiedziała Laura.- Tak, telefon jest zepsuty - dodała Amelia.- I ja tak sądzę - odparłem.Ramiona założyłem na piersiach.Z lewej dłoni, na wysokościmoich piersi, zwisała słuchawka.Palcami prawej dłoni, ukrytejpod pachą i zasłonięte ramieniem, lekko starałem I się wsunąćodstającą końcówkę do małego otworu u dołu gniazdka.Usłyszałem w słuchawce lekki trzask, pózniej początekmonotonnego buczenia.Wypuściłem końcówkę z palców ijeszcze przez chwilę ważyłem słuchawkę na dłoni, nimodłożyłem ją na widełki.Nikt nie zauważył tej manipulacji zkońcówką.Telefon działał.Ktoś celowo wyłączył aparat.Miałem więc do czynienia z człowiekiem przebiegłym, którywszechstronnie starał się zabezpieczyć przed możliwościąinterwencji z zewnątrz.I przed możliwością zdemaskowania iudowodnienia mu popełnionej zbrodni.Spojrzałem w okno.Odgłosy burzy oddaliły się, światłobłyskawic nie docierało już do salonu.Jednak niebo było wciążczarne i wciąż dobiegał nas grozny szum spiętrzonej; wody.- I jak tam, panie sierżancie? - zapytał Zenobiusz.- Wymyśliłpan coś?- Pada deszcz - powiedziałem. UwięzionyByłem na wskroś przemoczony i zziębnięty.Musiałem siejumyć i zmienić bieliznę.Miałem ją w torbie podróżnej, takżeręcznik i przybory toaletowe.Powiedziałem, że wychodzę do łazienki i że pózniejporozmawiam z każdym oddzielnie.Przede wszystkimchciałem mówić z pokojówką.Wchodziła kilka razy do salonu iwydawało mi się, że chciała coś powiedzieć, ale nie przy tychludziach.- Dotychczas rozmawiałem z państwem - powiedziałem - jakz ludzmi godnymi zaufania.Teraz będę musiał rozmawiać jak zpodejrzanymi.Oczywiście Laura miała coś do powiedzenia, jak zawsze.- W naszym fachu nie ma strachu, jak mówił jeden znajomymilicjant.- I miał rację.Zapewniam panią, że w tej chwili tylkomorderca odczuwa strach.Zenobiusz podszedł do mnie.- Panie sierżancie - szepnął - chciałem coś.- Coś do mnie czy w ogóle?- W ogóle - odpowiedział.- Do ubikacji, panie sierżancie.Tona tle nerwowym, pan wie.Już nie te lata.Patrząc na jego rozdygotane dłonie, nie wątpiłem, że na tlenerwowym.- Proszę bardzo, może pan wyjść.Zresztą również muszęopuścić was na kilka minut.Wyszedłem z salonu.Za mną Amelia.Przede mną Zenobiusz.Po moim wyjściu rozmowa wśród pozostałych tam osóbmiała przebieg następujący:Laura powiedziała tłumiąc śmiech:- Ha, ha, zaśmiała się hrabina po francusku.Barnabapogroził jej palcem:- Inspektor da ci hrabinę po francusku, jak dowie się, że totylko kawał i że Filomena żyje?- A co, sierżant cioci nie oglądał?- Widziałem tylko, że stał w drzwiach.Nie wiem, czy oglądał. - Więc skąd ta mowa o morderstwie?- Powiem ci, skąd.Felczer obejrzał ciocię i wypisałświadectwo zgonu.Dał sierżantowi.- Nie wygłupiaj się.- Nie rozumiesz? Ciocia musiała uprzedzić felczera o swoimpomyśle.Chciała, żeby wszyscy naprawdę uwierzyli w jejśmierć.Skąd ciocia mogła wiedzieć, że w tym czasie, kiedy falapowodziowa zagrażała wiosce, przyjdzie tutaj sierżant? Ciociatylko przez powódz zdecydowała się na taki kawał, bo tozabezpieczało ją przed interwencją milicji, przyjazdem lekarza itak dalej.Dała felczerowi w łapę, a on I wypisał świadectwo.- Kto nie daje, ten odstaje - zadeklamowała Laura.- Na tymświat stoi, no nie? Albo i leży.Barnaba nie poddał się beztroskiemu nastrojowi Laury.- A ja ci mówię - powiedział - że z tego będzie draka.- Bywają większe draki, że fruwają raki.- Jak to fruwają raki? - zdziwił się Barnaba.- Kiedy?- Jak są większe draki.Przecież powiedziałam.- Zmieszna jesteś z tymi swoimi gadkami.Człowiek nigdy niewie, co ma odpowiedzieć, bo nie wie, z czym wyskoczysz.- Także nigdy nie wiem, z czym wyskoczę.Ter przychodzisamo, nie wiadomo skąd.Co się tak martwisz?Barnaba rozsiadł się wygodnie w fotelu Filomeny, wyciągnąłprzed siebie nogi, ręce położył na bocznych oparciach.Stopykołysały się rytmicznie na wysokich czubkach obcasów.- Dobrze mówisz, Laura.Nie będziemy się martwić.Ciociabeknie, a nie my.Milicja wie, że młodzież musi słuchaćstarszych.Ciocia nas namówiła, no nie? I do tego, żebyśmyrazem chodzili, ty i ja, także nas namówiła.Zenobiusz sięwścieka, widziałaś? Powiedz mu, że jest dla ciebie za poważny.No bo jest poważny, nie?- Chłop antyk, a jeszcze romantyk.Tak mu powiem.- Właśnie.Słuchaj, Laura, skąd bierzesz takie różnepowiedzonka? Do każdej sytuacji coś dopasujesz, jakzegarmistrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •