[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodzi mi o bodzśce fizyczne, stymulacje, bioelektryczna, czy cosś w tymrodzaju. Wiem, ze na przykład w hipnozie człowiek moze przejawiac pewne cechyfizyczne, nie ujawniajace sie w normalnym stanie organizmu.Stymulacja.B o j awiem? Moze, w pewnym stopniu.Wymagałoby to chyba dośc skomplikowanejaparatury, wła,czonej w system nerwowy.Wiesz, organizm ludzki kryje w sobietyle nieznanych mozliwości.Kiedyś zajmowano sie takimi badaniami, ale ostatniojakoś nie słyszy sie o nowych osiagnieciach w tej dziedzinie.Po wyj ściu od lekarza Sneer udał sie na Dwunasta, Przecznice, gdzie miał swójantykwariat digger Benny.W sklepiku było kilka osób.Benny wygla,dał na zde-nerwowanego i Sneerowi wydało sie, ze daje dyskretne znaki.żaczał wiec prze-gladacpółki z drobiazgami, spod oka obserwujac pozostałych klientów.Dwoje z nich starsza kobieta i siwy mezczyzna, wygladajacy co najmniej na dwojaków interesowało sie, grafika,, rozwieszona, na jednej ze sścian.Trzeci, młody człowiek otepawym wyrazie twarzy, skrupulatnie przegladał stare ksiazki sto-jace na regale wgłebi sklepu.że sposobu, w jaki jego ciezkie dłonie trzymały i otwierały tom po tomie,mozna było wnioskowac, ze nieczesto miewał w reku tak niezwykły przedmiot jakksiazka.To w jego własśnie strone, biegły niespokojne spojrzenia własściciela antykwariatu,szczupłego, ruchliwego staruszka o bladoniebieskich, sświdruja,cych oczach, krecacegosie niespokojnie wokół stołu pełnego starych czasopism, ceramiki, antycznychzegarków i mnóstwa innych staroci.Sneer powoli zblizył sie do stołu, Benny rzucił mu krótkie, wymowne spojrzenie, apotem, obserwujac wciaz mezczyzne przy regale, odchylił nieco ku górze plik starychtygodników, ukazujac ukryte tam papiery.Sneer zblizył sie powoli, a Benny podszedłdo półek z ksiazkami, zapewne dla odwrócenia uwagi stojacego przy nich klienta.Wertujac tygodniki, Sneer wygarnał spod nich kilka cienkich broszurek, powolnymruchem wsunał je za bluze i leniwie skierował sie ku wyjściu.Manipulacje te nie uszływidocznie uwagi faceta szperajacego w ksiazkach. Panie!  usłyszał Sneer za soba, gdy kładł dłon na gałce drzwi. Chwi-leczke,!żatrzymał sie i odwrócił twarza do tamtego, stojacego teraz na środku sklepu.Benny, tuz za jego ramieniem, miał dośc przerazona mine i bezradnie opuszczone re,ce.Pozostali klienci, rzuciwszy bystre spojrzenia za siebie, powrócili do ogla,-daniaobrazków na ścianie udajac, ze niczego nie zauwazaja. Prosze mi to pokazac!  zazadał młody człowiek, robiac dwa kroki w stro-ne,Sneera.108  Co? Papiery, które pan schował.Wyciagnieta reka ledwo zdazyła chwycic klape bluzy Sneera, który objał ja, dłoniąw nadgarstku i ścisnał.Nie puszczał, dopóki nie usłyszał chrzestu pekaja-cej kosścipromieniowej.żobaczył przed soba, twarz wykrzywiona, bólem.Rozwarł dłon, rekaprzeciwnika opadła bezwładnie, a Sneer odwrócił sie ku drzwiom i niezbyt szybkooddalił sie, w strone, zejsścia do kolei podziemnej.Po chwili dogonił go skrzekliwygłos Benny'ego, wykrzykujacy coś na temat łobuzów atakujacych spokojnych klientów.Sneer uśmiechnął sie do siebie, przyspieszył kroku i zniknał w podziemnym przejsściu.W hotelu obejrzał broszury.Było to kilka egzemplarzy tego samego tekstu,zatytułowanego  Brakuja,cy rozdział", odbitego prymitywna, metoda, na trwałympapierze.Jedna, schował do kieszeni, a pozostałe ukrył w tapczanie.Wiedział, ze trzebaodłozyc na pózniej kolejna, wizyte u Benny'ego.żłamanie reki funkcjonariuszowiadministracji, którym niewątpliwie był młody  bibliofil", musiało pociagnac za sobaśledztwo i inwigilacje właściciela antykwariatu, i tak juz podejrzanego oprzechowywanie nielegalnych druków.Wyjrzał przez okno.Było wczesne popołudnie.Argoland zaczynał wyle,gacś naulice, tłumy kolorowych mrówek dreptały po chodnikach, zapełniały sie, sklepy i lokalerozrywkowe.ż wysokosści siedemnastego pie,tra patrzył na ten beztroski i szcze,sśliwy sświatpopołudniowo-wieczornego miasta, przypominaja,cy jakisś festyn czy lunapark, gdziewszyscy, pod koniec kazdego dnia, zapominają o codziennych kłopotach i bawia, sie,jak dzieci.Czuł sie, własśnie jak dziecko, które ktosś wywleka za re,ke, ze sświata barwnychkaruzeli, wspaniałych zabaw, niezwykłych atrakcji.Miał wrazenie, ze wkrótce opuściten świat na zawsze, bo jeśli nawet wróci tu kiedykolwiek, nie bedzie juz w taniecałkowicie poddacś ie, jego umowności.A jednak  myślał, wpatrzony w gestniejace potoki przechodniów  mimo całejumowności, ten właśnie świat jest najprawdziwszy, realny; w nim przeciez zyja milionyskładajace sie na ludzkośc.Jeśli nawet istnieja inne miejsca, ekskluzywne enklawyrozumu, to czymze są wobec tych tłocznych lunaparków, gdzie toczy sie prawdziwezycie całej prawie ludzkości?Człowiek dorosły, wracajacy do krainy dziecinstwa, nie potrafi juz bawic siebeztrosko zabawkami, które niegdyś były tak wspaniałe.Nie umie juz nie do-strzegac,ze piekne ongiś pałace zbudowane są z kiepsko pomalowanej dykty, a ze starej lalkisypia, sie, trociny.Sneer zdawał sobie z tego sprawe i było mu smutno, gdy siegał do kieszeni powizytówke, i kładł palce na klawiaturze telefonu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •