[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ile prawidłowoodczytałem ich intencje, z jakiegoś powodu planowali mnieusunąć.Nie trzeba być geniuszem, żeby kogoś zabić.Musia-łem skoncentrować się i przejąć inicjatywę.I to szybko, czasnaglił.Miałem tylko nadzieję, że tych dwóch nie spełnia rolioryginalnej zasłony dymnej dla kogoś, kto do tej porytrzyma się na uboczu.Byłem pewien, że śledzili mnie co najmniej od chwiliwejścia do restauracji.Bardziej prawdopodobne, że mielimnie na oku już gdy wchodziłem do siedziby OWP.Nagleczas zaczął biec bardzo szybko.Za godzinę powinienemzatelefonować do Ephraima.Do tego czasu musiałem wyjaś-nić kilka rzeczy.Plan zrodził się w jednej chwili, w przebłysku olśnienia.Wyszedłem z księgarni i przez mniej więcej dziesięć minutkierowałem się na południe, co jakiś czas przystając przedwitrynami tylko po to, aby upewnić się, że moi nowiprzyjaciele nie zgubili się w tłumie.Szedłem powoli, miaro-wym krokiem.Na kolejnym skrzyżowaniu gwałtownie skrę-ciłem w Czterdziestą Siódmą Ulicę i wszedłem do pierwszegonapotkanego sklepu, którym okazał się duży magazyn zesprzętem elektronicznym.Ktokolwiek mnie obserwował,zniknąłem mu z oczu.Jeśli śledziło mnie więcej osób niżtych dwóch kolesiów, moje monotonne przemieszczanie się128 w jednym kierunku powinno uśpić czujność i rozciągnąćśledzących w łańcuszek.Ktoś mógł iść przede mną, ale byłoto bardzo mało prawdopodobne.Tak naprawdę nie wierzy-łem, że jest ktoś jeszcze oprócz tych dwóch.Byłem gotówprzejść do drugiego etapu.Czekałem, aż mężczyzna z torbą minie sklep i zatrzymasię, zdawszy sobie sprawę, że właśnie mnie zgubił.Rozglądałsię we wszystkie strony, po chwili dołączył do niego kolegaw płaszczu.Zaglądali do sklepu, ale nie widzieli mnie.Jaksię spodziewałem, ten w płaszczu posłał towarzysza naposzukiwania do przodu, a sam ruszył w przeciwną stronę.Udało mi się ich rozdzielić.Jednego mogłem sobie odpuścić.Drugi już był mój.Wyszedłem ze sklepu.Osobnik w płaszczu był odwróconydo mnie plecami, jego kolega właśnie wchodził do sklepuznajdującego się za magazynem ze sprzętem elektronicznym.Szybkim krokiem minąłem mężczyznę w płaszczu i wszedłemna pasy dla pieszych, kierując się na Czterdziestą Ulicę.Jeślinie chciał mnie zgubić, musiał pójść za mną sam.I tak zrobił.Pojechałem na ryby tylko jeden jedyny raz w życiu, razemz ojcem, kiedy na krótko odwiedziłem go w Stanach Zjed-noczonych.Wtedy tylko ojciec złowił rybę.Teraz zro-zumiałem, co czuje wędkarz, pojąłem rozkosz ogarniającąłowcę, kiedy ryba chwyta przynętę i kiedy powoli nawija siężyłkę.Szliśmy szybkim krokiem, jeden za drugim, jakieśpięć minut.Chciałem, aby dystans dzielący go od partnerabył jak największy.Znalezliśmy się w pobliżu Port AuthorityBus Terminal.Nie najciekawsza to okolica, osnuta sieciąksięgarń z książkami dla dorosłych i saloników z peep-show.Dla moich celów nadawała się znakomicie.Czas, żebymzniknął po raz drugi.Na rogu Siedemdziesiątej i Czterdziestej Pierwszej za-trzymałem się na przejściu dla pieszych.Chciałem miećpewność, że mężczyzna w płaszczu nadal za mną podąża.129 Miałem szczęście, że stanąłem nieco z boku, bo w przeciw-nym razie moja ryba wpadłaby prosto na mnie.Nawet biorącpod uwagę uśpienie czujności, facet zachowywał się absur-dalnie.Nie widziałem nikogo, kto bardziej od niego za-sługiwałby na określenie  kompletny amator".Był zielony,ale robił swoje z godnym podziwu samozaparciem.Nawet najbardziej zacofane agencje wywiadowcze naZrodkowym Wschodzie zaznajamiały swych członków z pod-stawowymi technikami szpiegowskimi, korzystając z do-świadczeń Francuzów, Sowietów lub Amerykanów, niewspominając o ludziach, którzy zostali przeszkoleni przeznas.Ten gość był szeregowcem2, a za jedyny materiałszkoleniowy służyły mu filmy telewizyjne i tanie kryminały.Wcale mnie nie uradowało, że mam do czynienia z ama-torami.Są nieprzewidywalni.W każdych okolicznościachwolałbym spotkać na swej drodze zawodowca, taki przynaj-mniej nigdy nie uważa zadania za część swej osobistejkrucjaty.Czujesz się znacznie lepiej, gdy masz świadomość,że ktoś podążający za tobą natychmiast zniknie z twojegożycia, kiedy dostanie to, po co przyszedł.A jeśli ma cięzlikwidować, przynajmniej zrobi to szybko i bez ceregieli.Zwiatła sygnalizacji zmieniły się, mały zielony ludzikpozwolił mi ruszyć przez przejście dla pieszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •