[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast Rose nadalutrzymywała z nią kontakty towarzyskie, po części zresztą z litości.Fortuna nie przyniosłaLily szczęścia, topniała zresztą z wolna, głównie za sprawą zastępu adoratorów.Lily nabrałakosztownych upodobań i przekonania, \e zasłu\yła na sławę, jaka na nią spadła.Nie miałazbyt wielu przyjaciół, a nadto mgliste jedynie wyobra\enie, co dalej ze sobą począć.- Rose! - wykrzyknęła Lily, gdy na siebie wpadły.- Bo\e, co za szałowa suknia! Ty to siępotrafisz ubrać! Szałowa, a przy tym prosta, absolutnie w twoim stylu!Spotkały się pod pawilonem, w którym koncertowała grupa Ptaki Wodne", musiały więcprzekrzykiwać ogłuszające dudnienie.Głuchy stukot obcasów o drewnianą membranętanecznego parkietu towarzyszył muzyce jak natrętny akompaniament basu.- Ty te\ wyglądasz cudownie - zrewan\owała się komplementem Rose.- Rzekłabym:orientalnie.Fantastyczne spodnie!Porzucona przez partnera Lily miała na sobie obszerne, pomarańczowe szarawary, ściągniętew kostkach połyskującymi od cekinów tasiemkami, do tego białą bluzkę z cienkiegojedwabiu, ozdobioną cię\kimi, złotymi łańcuszkami i przepasaną purpurową szarfą, za którązatknęła końce okrywającego jej ramiona przejrzystego, srebrzystego szala.W ów wyszukanystrój zaczęłosię ju\ wkradać pewne rozprzę\enie: szarawary wysunęły się z opinających je w kostkachtaśm, bluzka - z przepasującej ją szarfy, a srebrny szal zwisał luzno u jednego boku.Lily,ni\sza i szczuplejsza od Rose, prawdę mówiąc chuda, miała wąską, niemal wymizerowaną,bledziutką twarz, krótkie, puszyste, lekkie jak piórka blond włosy i długachną szyję.Kobietamo\e na osół bez uszczerbku dla urody mieć szyję nieco za długą, lecz szyja Lily zbli\ała sięniebezpiecznie do granicy, jaka dzieli szyję jeszcze łabędzią od groteskowo ju\ długiej.Nadomiar złego Lily dodatkowo podkreślała jej wysmukłość, gdy\ miała zwyczaj wysuwać doprzodu brodę, jakby chciała wyjrzeć zza własnego oblicza, niczym spod muślinowej woalki.Ona sama uwa\ała ten gest za koci i określała go na własny u\ytek mianem robienia kociejmordki".Wargi miała wyjątkowo cienkie, co jej przyczyniało wiecznego strapienia.Jej oczy, ślepka z najsłodszej melasy", jak je nazwał jeden z przymilnych adoratorów, odznaczały sięintrygującą jasnobrązową barwą i ciemną obwódką wokół tęczówki, od której zbiegały się kuzrenicy niebieskie i piwne prą\ki, co upodabniało jej oczy do niektórych kandyzowanychowoców.Umalowała się dziś krzykliwie, częściowo z potrzeby zwracania uwagi, i srebrnąszminką mocno podkreśliła wargi.Wysławiała się z akcentem z północnego Londynu, z lekkaprzeciągając zgłoski, lecz \e z tą cechą wymowy walczyła, jej akcent czasami brzmiał zamerykańska.- Przyszłam z tym draniem Crimondem - wyjaśniła - ale zostawił mnie, wyobraz sobie! Niewidziałaś go czasem?- Niestety nie.A ty nie widziałaś czasem Tamar?- Więc ta mała tu jest? Nie, nie widziałam jej.Bo\e, co za jazgot! A w ogóle co u ciebiesłychać?- Wszystko dobrze.- Spotkajmy się kiedyś.- Naturalnie, pozostaniemy w kontakcie.Rozstały się.Tymczasem Tamar, ujrzawszy Rose w rozmowie z Lily, wycofała się w stronęsklepionego binda\a, prowadzącego do parku, ostoi jeleni.U wyjścia z klatki schodowej prowadzącej do mieszkania Levquista czekał na Gerarda JenkinRiderhood.Wyszedłszy na dwór, Hernshaw zdał sobie sprawę, \e niebo,które całkiem ściemnieć tej letniej nocy nie miało, poczynało ju\ jaśnieć, co napełniło gosmutkiem jakiegoś złowró\bnego, proroczego przeczucia.Bez reszty pochłonięty spotkaniemz profesorem, zapomniał o bo\ym świecie, zapomniał, gdzie jest i co tutaj robi.Nawetwzmianki w niedawno odbytej rozmowie na temat ojca, Sinclaira i Rose odbierał raczej jakoodniesienia do świata myśli Levquista ni\ własnego.Teraz przypomniała mu się naglenowina, z jaką przybiegł Gulliver Ashe.Jednak najpierw zwrócił się do Jenkina z innympytaniem.- Odnalazłeś Tamar?- Nie, ale spotkałem Conrada.Zgubił ją i wcią\ szuka!- Mam nadzieję, \e przemówiłeś mu do słuchu.- Nie było potrzeby, biedaczysko był zupełnie przygnębiony.- Musimy.Jenkin, czy coś się stało?- Chodz, chcę ci coś pokazać.Jenkin chwycił przyjaciela za rękę i pociągnął przez zdeptany trawnik, wśród włóczących sięgrupek rozbawionych balowiczów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexKochanowska Maria BaÂœnie, podania i legendy polskie
Levy Marc Moi przyjaciele, moje kochanki
Anne Tracy Warren 03 Ostatnia kochanka
Kochanowska Maria Basnie, podania i legendy polskie
H280. James Sophia Kochanka doskonała
Gregory Philippa Tudorowie 3 Kochanek dziewicy
Kochanski Krzysztof Baszta Czarownic
Hutin Patrick Kochankowie wojny
Elisa Amoruso Dzien dobry, kochanie!
Eo Andersen, Hans Christian Fabeloj 1