[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musieli się gdzieś ukrywać  pomyślała.A może naprawdę była świadkiem cudu? Lucille.Głos Harolda wyrwał ją z rozważań o cudzie i przywołał dorzeczywistości.Spojrzała na męża. Czy pamiętasz ten dzień, wtedy, w pięćdziesiątym ósmym,przed urodzinami Jacoba? Wracaliśmy nocą z Charlotte i tak lało,że chcieliśmy się zatrzymać i zaczekać, aż przestanie.Pamiętasz? Tak  powiedziała. Pamiętam. Jakiś cholerny pies wyskoczył mi przed maskę  ciągnąłHarold. Pamiętasz? Nie miałem nawet szansy go ominąć.Rozległo się tylko:  łup , w chwili gdy metal uderzył zwierzę. To nie ma nic wspólnego z moją sprawą  zaprotestowała. Zaczęłaś płakać niemal w tej samej chwili, zanim jeszczezdołałem sobie uświadomić, co się stało.Siedziałaś i łkałaś, jakbymprzejechał dziecko.Wciąż powtarzałaś:  Boże! Boże! Boże!.Cholernie mnie wystraszyłaś.Pomyślałem, że może to dziecko,choć było mało prawdopodobne, żeby jakieś dziecko biegało wnocy po szosie, i to w taką pogodę.Wyobraziłem sobie, żesamochód potrącił Jacoba i że to on leży pod nim martwy. Przestań  powiedziała słabym głosem. I wtedy zobaczyłem tego cholernego psa.To był myśliwskipies na szopy.Pewnie coś zwęszył i wypadł na drogę, tracąc wdeszczu orientację.Wysiadłem w ulewie z kabiny i go podniosłem.Był zmasakrowany.Położyłem go z tyłu i ruszyliśmy. Harold& Po przyjezdzie wniosłem go do domu, ale się okazało, że niemożna mu już pomóc.Nie żył, tyle że jego ciało nie przyjęło tegojeszcze do wiadomości.Poszedłem do pokoju i wyjąłem broń.Tęsamą cholerną spluwę, którą trzymasz w ręce.Chciałem, żebyśzostała w domu, ale się nie zgodziłaś.Bóg jeden wie dlaczego.Przerwał, jakby chciał przełknąć coś, co utknęło mu gardle.Wtedy użyłem jej po raz ostatni  powiedział. Pamiętasz, jakwyglądała, kiedy to zrobiłem? Wiem, że pamiętasz. Spojrzał nażołnierzy i karabiny.A potem wziął na ręce Jacoba, podniósł go i trzymał chwilę nad sobą.Broń zaczęła jej ciążyć w dłoni.Drżenie zaczęło się odramienia, by przesunąć się w kierunku łokcia i przegubu.Lucillenie miała wyjścia.Musiała opuścić pistolet. No i bardzo dobrze  odezwał się pułkownik Willis.Bardzo, bardzo dobrze. Musimy porozmawiać o tym, co tu się dzieje  mówiąc to,czuła, że ogarnia ją nagle straszliwe zmęczenie. Możemy rozmawiać na każdy temat. To się musi zmienić  ciągnęła. Tak dłużej nie może być.Tego po prostu nie da się wytrzymać. Wprawdzie opuściła broń,wciąż jednak mocno ściskała ją w dłoni. Zapewne ma pani rację  odparł Willis.Zerknął nażołnierzy, wśród których znajdował się chłopak z Topeki, idyskretnie wskazał głową Lucille.Potem znów obrócił się w jejstronę. Nie zamierzam udawać, że wszystko wygląda tak, jakpowinno.Wiele odbiega od normy, oględnie rzecz ujmując. Odbiega od normy&  powtórzyła.Zawsze lubiła słowo norma.Spojrzała przez ramię.Wciąż tam byli.Zwarta, falującaściana.I wciąż patrzyli, jak stoi samotnie w pustej przestrzeni,która dzieliła ich od żołnierzy. Co się z nimi stanie?  spytała, obracając się w samą porę.Junior zbliżył się tak, że niemal sięgał po jej pistolet.Chłopakzamarł; jego własna broń tkwiła w kaburze.Nienawidził przemocy.Pragnął tylko jednego  bezpiecznie wrócić do domu.Tak jakwszyscy. Co takiego, pani Hargrave?  Willis nie zrozumiał.Blaskświateł samochodu bijących od strony południowej bramyrozświetlał mrok za jego plecami. Pytałam, co stanie się z nimi. Jej palce nerwowoporuszyły się na rękojeści. Zakładając delegalizację& Jasny gwint  wysapał Harold.Opuścił Jacoba na ziemię iwziął go za rękę.Głos Lucille był twardy i opanowany. Co się z nimi stanie?  Wskazała gestem milczący tłumPrzywróconych. Junior nigdy wcześniej nie słyszał słowa  delegalizacja.Miałjednak przeczucie, że nie wróży to nic dobrego, cofnął się więc okrok od starej kobiety z pistoletem. Stój!  warknął Willis.Chłopak zastygł, posłuszny rozkazowi. Nie odpowiedział pan  rzekła Lucille, staranniewymawiając każde słowo.Przesunęła się nieco w lewo, by mieć okona młodego żołnierza, który niemal odebrał jej broń. Zostaną poddani stosownej procedurze. Willis sztywnosię wyprostował i założył ręce do tyłu na wojskową modłę. To nie do przyjęcia  powiedziała tonem twardszym niżpoprzednio. Niech to szlag!  klął Harold pod nosem.Jacob spojrzał naniego z przerażeniem.Widział teraz to samo co jego ojciec.Tenskierował już wzrok na Bellamy ego, usiłując nawiązać z nimkontakt.Należało go ostrzec, że Lucille przekroczyła właśniegranicę samokontroli. Odrażające  ciągnęła. Irracjonalne.Harold zadrżał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •