[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanisław Michalkiewicz: SztafetaStanisław Michalkiewicz: Sztafeta2004-12-13 (00:44) Nasza PolskaKiedy w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku WRON wprowadziła w Polsce stan wojenny, a generał Jaruzelski rankiem go ogłosił, na stole w największym pokoju mego mieszkania rozłożona była właśnie do składania książka podziemnego wydawnictwa "Krąg" o inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.Leżała tak już kilka dni, bo opóźnił się druk okładki i składanie było niemożliwe.Kiedy zatem okazało się, że mamy stan wojenny, a w stosownym dekrecie aż roi się od kar śmierci (ciekawe, że w tym przypadku nikt nie miał wątpliwości, że kara śmierci pełni funkcję odstraszającą), pomyślałem sobie, że trzeba tę książkę uprzątnąć ze stołu i pochować po różnych domowych skrytkach, by nie kusić losu.I słusznie, bo za kilka dni miałem do domu włamanie.Początkowo myślałem, że to nieznani sprawcy, ale okazało się, że to zwykli złodzieje, więc z radością naprawiłem drzwi i zainstalowałem zamki, nie zgłaszając, rzecz prosta, niczego do milicji.Gdzieś w styczniu, czy może lutym, w Wydawnictwie "Prasa ZSL", gdzie do stanu wojennego pracowałem w charakterze z-cy kierownika działu łączności z czytelnikami w "Zielonym Sztandarze", odbyła się weryfikacja.Ponieważ odmówiłem podpisania deklaracji lojalności, zostałem niezwłocznie usunięty z pracy z tzw.wilczym biletem, tzn.adnotacją, że nie nadaję się do pracy w mediach w warunkach stanu wojennego.W pewnym sensie podzielałem tę opinię, więc już w marcu 1982 r.zająłem się produkcją dla wydawnictwa "Krąg" książki Andrzeja Alberta Najnowsza historia Polski w nakładzie 1000 egzemplarzy, co wymagało rozwiązania wielu skomplikowanych problemów organizacyjnych.Wszystko jednak skończyło się dobrze, tzn.książka rozeszła się do kolportażu, bo ze mną było trochę gorzej - trafiłem do obozu dla internowanych w Białołęce z powodu kontynuowania działalności antysocjalistycznej, co zagrażało bezpieczeństwu państwa, podobnie zresztą jak i dzisiaj.Kiedy władza ludowa mnie stamtąd wypuściła, niezwłocznie udałem się do grójeckich sadów, by w charakterze robotnika sezonowego obrywać jabłka i w ten sposób zarabiać na utrzymanie rodziny.Kiedy jabłka się skończyły, zatrudniłem się w firmie "Thomex" produkującej poliuretanowe ramy do obrazów.Wkrótce nauczyłem się obsługiwać wtryskarkę i wydawało mi się, że tak już będzie do końca mojego życia, bo w swoim zawodzie nie nadawałem się do pracy.Zebrało mi się na te wspominki, bo w "Rzeczpospolitej" z 4 grudnia, w felietonie Barbarzyńcy w archiwach, JE abp Józef Życiński, ordynariusz lubelski, napisał w formie zawoalowanej instrukcji, że normalną reakcją na nadmiar ambicji winno być zerwanie współpracy przez redakcję ceniącą zasady moralne.Ten nadmiar ambicji w moim przypadku polegał na napisaniu w paryskim "Głosie Katolickim", iż pan prof.Jerzy Kłoczowski jest podejrzewany o długoletnią współpracę z SB, jako TW "Historyk".Tymczasem jest on najwyraźniej faworytem Ekscelencji i w ogóle, bo niedawno został nawet kawalerem Orderu Orła Białego, więc chyba jasne, że targnąłem się na same zasady moralne.Jednym słowem - znowu wilczy bilet, jak w stanie wojennym, tyle że już z innym uzasadnieniem.Wtedy partia, po marksistowsku, usiłowała wrogom socjalizmu podciąć materialne podstawy egzystencji.Dzisiaj Ekscelencja usiłuje dokonać tego samego, szantażując nieposłuszne redakcje odebraniem certyfikatu moralności.Jak widzimy, kontynuacja jest większa niż nam się wydaje; co zaczęła partia i SB, to dokończy Jego Ekscelencja! W "Głosie Katolickim" pokazucha była przeprowadzona w całkiem sowieckim stylu, ale w innych przypadkach moc sprawcza Ekscelencji wydaje się mniejsza niż SB w stanie wojennym.No, ale wtedy mieliśmy państwo totalitarne, a teraz jest wolność i demokracja, więc jakieś różnice muszą przecież być.To ograniczenie mocy sprawczej ilustruje również bardzo w archidiecezji lubelskiej popularne ludowe przysłowie, jednocześnie dosadne i pobożne, bo dosadnie wyraża podziw dla Boskiej mądrości.Wypada się z tego cieszyć, bo wydaje się, że w przypadku Ekscelencji ewangeliczna łagodność jest coraz bardziej wypierana przez mściwość, taką bardziej starotestamentową.Czyżby takie były skutki nadużycia dialogu z judaizmem? PRL była państwem nie tylko totalitarnym, ale również zakłamanym.To zakłamanie brało się m.in.stąd, że narodziny PRL zostały opatrzone fałszywą legendą, zaś wszelkie próby podważenia jej w imię prawdy pociągały za sobą prześladowania tych, którzy się na nie odważali.Jeśli dopuszczano krytykę, to wyłącznie tzw.konstruktywną, czyli, mówiąc popularnie, taką po linii i na bazie, a więc nie tylko mieszczącą się w granicach fałszywej legendy, ale nadającą kłamstwu pozory prawdy oczywistej.W tej dziedzinie kontynuacja też jest większa niż nam się wydaje.Narodzinom III Rzeczypospolitej też towarzyszy fałszywa legenda, zaś wszelkie próby zdemaskowania fałszu napotykają zorganizowany opór koalicji, za każdym razem odtwarzającej się błyskawicznie ponad ostentacyjnie eksponowanymi podziałami.Pozorowane jest to intencją pedagogiczną, ale tak naprawdę chodzi o prestiż i wpływy bohaterów fałszywych legend i tych, którzy z namaszczeniem ich okadzają w nadziei, że woń kadzideł stłumi zapaszek trupów pochowanych po szafach.Tymczasem nam wcale nie są potrzebne ani fałszywe legendy, ani podstawione panteony.Nam wystarczy prawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •