[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co do mnie, towciąż jeszcze nie sporządziłam jabłczanego octu.Czekam, aż zacznie mi się kręcić wgłowie.Od sukcesów, jak dobrze pójdzie.Na razie kręci mi się w głowie wyłącznie od szampana, i to bardzo rzadko.Właściwie to tylko raz w roku, na sylwestra, kiedy ogłupieni tradycją pijemy go z mężem,siedząc w domu w pidżamach i szlafrokach i telefonując do przyjaciół jak Polska długa iszeroka, a także do kilku szczególnie bliskich nam osób za granicą.Z szampanem i wnadziei, że jakimś cudownym trafem sylwestrowy program tv także okaże się szampański,a tak zwana szopka choć trochę dowcipna, a może nawet odrobinę złośliwa.Tak spędzamyten wieczór od wielu lat.I nazajutrz od tego szampana i od tego programu zawsze mamból głowy, no i czasem te zawroty.Szampana wynalazł pewien francuski mnich, Dom Perignon, w ostatnich latachsiedemnastego wieku.Powierzono mu w klasztorze w Hautvillers w okręgu Champagnepieczę nad piwnicami z winem.A były to wcale spore piwnice.Szanowny mnichzauważył, że niektóre z miejscowych win skłonne są do drugiej fermentacji, po którejrobią się bąbelkowate.Wezwani eksperci uznali to za chorobę winogron i bardzo sięfrasowali.Ale Dom Perignon, przeciwnie, postanowił rozwinąć produkcję takichsfermentowanych win, gdyż bardzo mu zasmakowały.To on wymyślił korek do butelki ion także zaczął dodawać nieco cukru do wina, by przyspieszyć i wzmocnić fermentację.Podobizna mnicha znajduje się po dziś dzień na niektórych butelkach szampańskiego zSzampanii.%7łeby być znawcą wina, trzeba poświęcić na to bardzo wiele czasu, wysiłku izdrowia.Wiadomo, że są ludzie, którzy potrafią z zamkniętymi oczami upić jeden łyk iokreślić nazwę, pochodzenie i rok produkcji wina.Jest mi szalenie trudno w to uwierzyć,no, ale nasłuchałam się ja od wielu panów wspaniałych opowieści o ich umiejętnościach itriumfach w tej dziedzinie.Mój własny mąż odniósł w tej branży kiedyś duży sukces izdobył reputację wielkiego znawcy.Znalazł się pewnego dnia w Genewie na kolacji,wydanej przez delegata francuskiego do ONZ-tu.Była to kolacja męska, z okazjizakończenia długiej i trudnej sesji jednej z agend tej organizacji, zwanej Ecosoc(Economie and Social Council).Gospodarz, żeby ożywić nieco atmosferę przy stole, zaproponował starą francuską zabawę towarzyską, czyli odgadywanie gatunków iroczników win.Kiedy przyszła kolej na mojego męża, kelner nalewając do kieliszka winaz owiniętej serwetką butelki szepnął mu do ucha:  Chteau d Yquem, rok 1962.Mąż podłuższym namyśle powtórzył jego słowa, trafił w dziesiątkę i otrzymał nagrodę w postacipodobnej butelki.Przy nalewaniu kawy kelner szepnął mu znowu coś do ucha.Tym razempo polsku.Wytłumaczył w krótkich słowach, że wprawdzie jest emigrantem i nie gustujew naszym systemie politycznym, ale patriotą pozostał i pragnął, by Polak okazał sięprawdziwym światowcem.Widać, mój mąż mu na takiego nie wyglądał.Dużo pózniej,będąc kiedyś w Paryżu, poszliśmy do słynnych delikatesów Fauchona na place de laMadeleine, gdzie zobaczyliśmy butelkę takiegoż Chteau d Yquem, wprawdzie z 1937roku, za ekwiwalent dwustu pięćdziesięciu dolarów.Obok stała butelka Haut-Brion z 1947roku za trzysta dwadzieścia pięć dolarów.Wkrótce potem ktoś podłożył bombę podFauchona.Może mąż mój rzeczywiście na pierwszy rzut oka nie wyglądał na człowiekaszczególnie zainteresowanego alkoholem, ale jakieś obycie z winem jednak miał.A todzięki pewnemu dziwnemu zdarzeniu.Otóż podczas naszego pobytu w Nowym Jorku wpóznych latach pięćdziesiątych kazano nam rozejrzeć się za domem, w którym mogłabyznalezć pomieszczenie nasza stała delegacja do ONZ-tu.Dom taki musiał spełniać kilkawarunków.Mieć pomieszczenia biurowe dla urzędników, pokoje gościnne dla delegacji,która corocznie przyjeżdżała na zgromadzenie ogólne, oraz część reprezentacyjną, czylidużą jadalnię i jeszcze większy salon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl