X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sybilla Artaud! Trzymaj się od niej z dala.Cała ta rodzina, ci szla-chetnie urodzeni, wiecznie zadłużeni utracjusze. Ona jest inna, ojcze, wiem o tym.137  Po jednym przypadkowym spotkaniu? Nie wiesz nawet, któ-rą nogą wstałeś z łóżka, baranie! J e ś l i kiedykolwiek staniesz sięodpowiedzialnym mężczyzną i j e ś l i zdobędziesz sobie godną po-zycję, twoja matka i ja poprosimy krewnych, aby znalezli ci na żonę do-brą włoską dziewczynę, czystą pannę z bogatej bankierskiej rodziny.Do tego czasu radzę ci unikać kobiet złej sławy.Nie zapłacę nawet jed-nego sou. Ona nie.jak śmiesz! Ona pochodzi ze szlacheckiego rodu! A tymczasem ja słyszałem od Gondiego, że królowa zaprosiła jąna dwór.Sam wiesz, co to oznacza i jak rozwiązłe życie prowadzą ciludzie.Pewnie królowa sama wybierze jej kochanka mając na wzglę-dzie jakiś polityczny manewr.Trzymaj się od nich z daleka, Miko-łaju.To dla ciebie za wysokie progi, a przy tym nie jesteś aż tak zde-prawowany.Zjedzą cię na surowo. Nie będę. Powiadam ci: jeśli się dowiem, że zalecasz się do tej kobiety,każę zamknąć cię w Bastylii jako wyrodnego syna, który zszedł na złądrogę.Niestety, zgorszony i rozwścieczony Scypion Montvert sięgnął poten właśnie argument, który otoczył nieznajomą pannę aurą pożądania,magicznym blaskiem zakazanego owocu.Figlarne spojrzenie MikołajaMontverta, tak łatwo biegnące za każdą wytworną młodą damą, zostałow ten sposób przykute do tej, która stała się jego Gwiazdą Polarną Sybilli Artaud de La Roque.Wysoka, odziana w czerń smukłaarystokratka, której oczy kryły niewypowiedziany dramat; kobietainteligentna i wykształcona, o starym nazwisku, a co najlepsze odpowiednio uboga.Tylko on, Mikołaj, mistrz rapiera i człek nie-ustraszonego ducha, może uchronić ją przed złem pieniącym się nakrólewskim dworze.Przygnała ją tam bez wątpienia okrutna życiowakonieczność, lecz odtąd już Sybilla była wszystkim, czego pragnął natej ziemi..co więcej, spodziewam się, że do mojego powrotu nauczyszsię obliczać procent składany. Głos ojca wciąż jeszcze rozbrzmiewałna piętrze, gdy Mikołaj chyłkiem wymknął się do stajni.Bóg nie stworzył mnie na buchaltera, myślał.Mym przeznacze-niem jest ocalić tę smutną piękność od intryg podłych, zwyrodniałychdworaków.Potem zaś staniemy się jednym ciałem i duszą.Dokładnie pamiętam, że to był wtorek: we wtorek przybył do nasposłaniec królewski z listem opatrzonym licznymi pieczęciami.Ciocia138 jak w ukropie krzątała się po domu, oczekując wizyty swego kuzynaw trzeciej linii, opata Dufoura.Czcigodny opat odwiedzał nas regu-larnie w każdy wtorek po południu, opychał się słodyczami i grał znami w warcaby, a także relacjonował najnowsze odkrycia nauk zwy-kłych i tajemnych.Był to człowieczek niewielkiej postury i wielkiej mą-drości, zapraszany na wiele kulturalnych wieczorków, podczas któ-rych czytywał na głos wyjątki z pisanego przez siebie monumentalnegodzieła:  O życiu żółwi  z dodatkiem szczegółowego opisu dróg wod-nych Ile-de-France, poczynionym przez Autora. Pięć rodzajów konfitur, trzy kołacze, a na dodatek jeszczewiśnie w cukrze! Ciociu, prześcignęłaś dziś samą siebie! Opat uwielbia moje wiśnie w cukrze prawie tak samo jakwarcaby.Nie zapomnij ustawić szachownicy na tamtym małymstoliku.Arnoldzie, słyszę mojego kuzyna.Wprowadz go, wprowadz!Muszę mu powiedzieć, że strzyka mnie o, tu, i na dokładkę czujędziwny ból w wątrobie.Niechże poradzi, które wody miałyby na tokojący wpływ.Raz w roku opat eskortował moją ciocię, swoją matkę staruszkęoraz jeszcze jedną sędziwą damę do wód w Plombi�res, w Enghien-les-Bains, w �vian albo gdzie indziej, gdzie lokalne zródła gwarantowaływyleczenie reumatyzmu, podagry/bladości, anemii, suchot, palpitacji,puchliny wodnej, paraliżu, rozstroju nerwowego, nadmiaru humorówi tysiąca innych domniemanych schorzeń, a także znacznej częścirzeczywistych dolegliwości.Zapał do omawiania symptomów rzad-kich i egzotycznych chorób (najchętniej z pozoru nieszkodliwych, leczprowadzących do śmierci w męczarniach) czynił opata cenionymgościem i powiernikiem.Kuzyn Dufour lubił również dywagować natemat cudownych uzdrowień, ślepego trafu oraz Bogu tylko wiado-mych celów.Wiele nauczyłam się w owe wtorki, a ponieważ były tosprawy dla mnie nowe i nie mające nic wspólnego z łowami, byłamtemu nawet rada.Osobą, którą Arnold wprowadził do komnaty, nie był jednak opat.Zamiast niego ujrzałyśmy pokrytego kurzem osobnika w barwachkrólowej, który wręczył list i czekał na odpowiedz. Czytaj na głos!  zakrzyknęła ciocia. Jestem tak podnie-cona, że nie widzę liter.Nie, oddaj! Patrz tu, ależ to cudowne,zdumiewające: .by stawiła się przed Królową. O tu, czarno nabiałym! .i odczytała wyjątki ze swych poetyckich dzieł. O mojeserce!  Usiadła z rozmachem, łapiąc się jedną ręką za serce, podczas gdy drugą wachlowała się trzymanym kurczowo listem. Tak,139 tak, powiedz królowej, że jesteśmy zaszczycone i na pewno się sta-wimy. Królowa kazała mi powiadomić szlachetne panie, iż posiadazbiór rzadkich starożytnych szkatułek.Słyszała, że macie paniekuferek wart, by stać się częścią jej kolekcji.Podarunek ten nagrodziwielką łaską.Rozważa mianowicie stworzenie nowego stanowiska przydworze.Byłoby to stanowisko poetki, czysto ceremonialne, same panierozumieją. Kuferek? Nic nie sprawi nam większej radości  oznajmiłarozpromieniona ciocia, przyciskając list do wydatnej piersi.Kiedy posłaniec odszedł, opadłam na krzesło i wyjąkałam: Moje.moje utwory [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl