[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A gdyby - zaczęła i z ulgą usłyszała, że jej głos brzmi całkiem normalnie - gdyby, powiedzmy,chcieć odnalezć kogoś znajomego, z kim się straciło kontakt? Z kimś, kogo się polubiło i chciałobysię go znowu zobaczyć? Znajdzie się na to jakieś zaklęcie?Brązowe oczy Laurel znów zabłysły.- Zaraz? Rozmawiamy tu o jakiejś konkretnej osobie? Chłopaku? - spytała.- Tak.- Cassie poczuła, że znów się rumieni.- No cóż.- Laurel zerknęła na Melanie, która z rezygnacją kręciła głową, a potem znówpopatrzyła na Cassie.- Ja bym zalecała jakieś proste zaklęcie z drzewem.Drzewa dostrajają się dotakich emocji jak przyjazń czy miłość, bo to też coś, co rośnie i sprowadza nowe życie.A jesień todobra pora na używanie tego, co właśnie się zbiera, na przykład jabłek.Więc ja bym rzuciła zaklęciez jabłkiem.Najpierw bierzesz jabłko i dzielisz je na połówki.Potem bierzesz dwie igły, zwykłe igłydo szycia, przekładasz jedną przez ucho drugiej i łączysz je obie, związując nitką.Potem wbijasz je w jabłko i znów je składasz w całość.Obwiązujesz, żeby się nie rozpadło.A pózniej wieszasz zpowrotem na drzewie i wypowiadasz słowa, które mówią drzewu, czego pragniesz.- Jakie słowa?- Och, jakiś wiersz czy coś - stwierdziła Laurel.- Coś, co obudzi moc drzewa i pomoże cizwizualizować to, o co prosisz.Najlepiej, żeby się rymowało.Ja nie umiem zbyt dobrze tworzyćtakich zaklęć, ale na przykład:- Drzewo dobre, drzewo miłe, mej miłości przynieś siłę.Nie, nie bardzo, pomyślała Cassie i przejął ją dreszcz.Słowa Laurel coś zmieniały w jej umyśle,przekształcały go, rozwierały.Miała wrażenie, że słyszy głos, odległy i czysty jak dzwon.Pączek i kwiat, drzewo i liść, Znajdz go, przywołaj teraz do mnie.Pęd i nasienie, korzeń i kiść, Niech mnie pokocha nieprzytomnie.Jej wargi poruszały się cicho w rytm tych słów.Tak, w głębi ducha czuła, że te słowa sąwłaściwe.Miała już zaklęcie.Tylko czy naprawdę starczy jej odwagi, żeby je rzucić?Tak.Dla niego zaryzykuję wszystko, pomyślała.Opuściła wzrok na swoje palce przesypującepiasek.Jutro, zdecydowała.Jutro to zrobię.A potem w każdej minucie, każdego dnia, będę czekała z nadzieją.Czekała na moment, kiedyzobaczę jakiś cień, uniosę głowę i to będzie on.Albo usłyszę kroki, obejrzę się i go zobaczę.Albo.A potem zdarzyło się coś tak niesamowitego i niespodziewanego, że Cassie omal nie wrzasnęła.Pod jej dłoń wsunął się mokry nos.Nie wrzasnęła tylko dlatego, że chyba dostała ataku serca.Krzyk uwiązł jej w gardle, a potem naprawdę zobaczyła tego psa i wszystko zaczęło jej wirowaćprzed oczami.Dłoń, którą chciała cofnąć, zwisła bezwładnie.Otworzyła usta w milczeniu, a potem jezamknęła.Przez wirującą mgłę spojrzała w brązowe, ciepłe oczy owczarka i na krótką, jedwabiścieszorstką i sierść na jego pysku.Pies popatrzył na nią, ziejąc wesoło, jakby chciał zapytać:  Cieszyszsię, że jestem?"A potem Cassie podniosła wzrok, żeby spojrzeć na właściciela zwierzaka.Patrzył na nią jak tego dnia na plaży w Cape Cod.Zwiatło księżyca błyszczało w jegociemnorudych włosach, niektóre pasma zamieniając w płomień, inne przyciemniając jak wino.Szaroniebieskie oczy wydawały się srebrne.Znalazł ją.Wszystko zastygło w bezruchu.Szum oceanu przycichł i zdawał się odległy, żaden inny dzwięknie docierał do Cassie.Nawet bryza zelżała.Zupełnie jakby cały świat czekał.Cassie powoli wstała.Zielony szal opadł jej z ramion, zapomniany.Poczuła chłód, ale tylko dlatego, że uświadomiłasobie istnienie własnego ciała, każdej jego naelektryzowanej, mrowiącej części.Co dziwne, chociaż czuła własne ciało, miała jednocześnie wrażenie, że się nad nim unosi.Zupełnie jak za tym pierwszym razem, wydawało jej się, że obserwuje samą siebie - i jego-jak stoją na plaży. Widziała siebie w tej cienkiej białej koszuli nocnej, stojącą na bosaka, z włosamirozpuszczonymi na ramionach, podnoszącą na niego wzrok.Jak Klara w balecie Dziadek do orzechów, pomyślała, kiedy budzi się w środku nocy i widziksięcia - ołowianego żołnierzyka, który przyszedł zabrać ją do czarodziejskiego świata.Poczuła się jak Klara.Jakby światło księżyca zamieniało ją w istotę delikatną i piękną,zaczarowaną.Jakby ten chłopak mógł ją zaraz porwać w ramiona i zacząć z nią tańczyć.I jakby mielitak tańczyć bez końca w księżycowym świetle.Patrzyli na siebie.Od chwili, kiedy na siebie spojrzeli, żadne nie odwróciło wzroku.Widziała na jego twarzy zdumienie.Jakby dziwił się na jej widok tak samo, jak ona zdziwiła sięjego widokiem.Ale dlaczego był zdziwiony? Przecież ją odnalazł, więc musiał jej szukać.Srebrna nić, pomyślała.Teraz jej nie widziała, ale wyczuwała ją, czuła wibracje jej mocy.Czuła, że ich łączy, serce z sercem.Drżenie ogarnęło powoli całe jej ciało.Nić się zacieśniała, przyciągała ich do siebie.Czuła, że musi się do niego zbliżyć.On powoliuniósł dłoń i wyciągnął ją do niej.Uniosła własną, chcąc mu ją podać.I usłyszała za sobą czyjeś wołanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •