[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt niewie, co zrobić albo co powiedzieć.Zupełnie jak teraz.- Ja wiem, co zrobić.- Wziął ją za ręce i przyciągnął do siebie.Dał jej mnóstwo czasu na ucieczkę, lecz Charlotte tylko stała iwpatrywała się w zbliżające się powoli usta z fascynacją izachwytem.A gdy delikatnie musnął jej wargi, chciała tylkooddać mu pocałunek.Gdy wreszcie się od siebie oderwali,westchnęła.- Rzeczywiście wiesz, co zrobić - przyznała, obejmując go zaszyję.- To była łatwa część - powiedział z uśmiechem.- Znacznie trudniej znalezć właściwe słowa.- Teraz ich nie potrzebujemy.- Odwrócił się i spojrzał na fale.- Popatrz na morze.Mieszkamy w najpiękniejszym zakątkuświata.Powinniśmy codziennie się z tego cieszyć. - Ja się cieszę - wyznała, spoglądając w błękitną przestrzeń.Ale to nie widok tak ją uszczęśliwiał.To Joe.Przez kilka minuttrwała wtulona w jego ramiona, wreszcie zerknęła na zegarek.-Przykro mi to mówić.- Ale musisz wracać - dokończył Joe.- Ja także.- Odetchnął głęboko.- Charlotte, chcę cię przeprosić.Kiedyzobaczyłem cię wczoraj z Andrew, zachowywałem się jakdupek.Wstydzę się tego.Wybacz mi.Ujęła jego twarz w dłonie.- Joe, przyszłam do ciebie, pamiętasz? Czy to nie wyjaśniawszystkiego?- Boję się zgadywać.- Powiedziałam Andrew, że chcę być z tobą.Spojrzał na niąze zdumieniem.- Naprawdę?- Naprawdę.Odetchnął z ulgą.- No to w porządku.- W porządku.- Puściła go i uśmiechnęła się.- Wracamy.Ruszyła w powrotną drogę z Silveirą u boku.Przez większączęść życia biegała sama, więc bardzo się cieszyła ztowarzystwa.Nie rozmawiali, ale cisza była pełna spokoju ipewności.Po prostu cieszyli się z ruchu i z poranka.Gdy wbiegli na ulice miasteczka, zwolniła kroku.Na którymśpodjezdzie zobaczyła stare auto na sprzedaż.Przeszła na drugąstronę.- Czy to nie mustang? - zapytała.- Chyba z lat siedemdziesiątych - potwierdził Joe.- Jest na sprzedaż.- Widzę.- Cóż.- zaczęła.- Co takiego? Chcesz go kupić? - Pomyślałam, że może ty powinieneś go kupić.I naprawić.Tak, jak robiłeś to z tatą.Może nawet zaprosisz go, żeby cipomógł?- Nie grzebałem w autach od wielu lat - zaprotestował Joe,jednak w jego spojrzeniu zatliła się jakaś iskierka.Obszedłsamochód dookoła, przyglądając mu się uważnie.Charlotteżałowała, że nie ma jak zapisać numeru telefonu z ogłoszenia.- Ten samochód będzie wymagał wiele pracy i czasu -zawyrokował Joe.- A ty nie masz czasu? Nie lubisz pracy? Dlaczego sięwahasz?- Porzuciłem to hobby.Zawadzało mi w życiu.- W dawnym życiu - zauważyła.Spojrzał jej w oczy.- Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety nie lubią byćdrugie po starym samochodzie.Widziałem to u Rachel.I umatki.- Gdybym była z facetem, który kocha reperować auto, możezdecydowałabym się reperować je razem z nim.Wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Znudziłabyś się po dwóch minutach.- Być może.A być może byłaby to świetna zabawa.Zresztą toauto stworzone dla ciebie, nie dla mnie.A każdy powinienmieć coś, co lubi robić po pracy.Przemyśl to, Joe.Nie musiszsię nikomu tłumaczyć, tylko sobie.- Dziwnie się z tym czuję.- A rozważając kupno tego auta, mógłbyś przy okazjiprzemyśleć wymianę niektórych mebli, żeby twój dom niewyglądał, jak mieszkanie osiemdziesięcioletniego staruszka.- A teraz chcesz przemeblować mi dom?- Przeprowadziłeś się tu, ale jeszcze się nie zadomowiłeś.Większość mebli należała do twojego wuj- ka, prawda? Chyba już czas, żebyś się wprowadził na dobre.- I kto to mówi? Mieszkasz z mamą, o ile mi wiadomo.-Spojrzał na nią, przechylając głowę.- Gdzie trzymasz meble?Przecież musiałaś mieć jakieś w Los Angeles.- W wynajętym magazynie.Nie planuję mieszkać z mamą nazawsze.- A dokąd się wyprowadzisz?- Jeszcze nie wiem.- Pomyślisz o tym jutro? - roześmiał się.- Oczywiście.Joe czule poklepał maskę auta i ruszyli ulicami.Charlottemiała nadzieję, że zadzwoni do sprzedawcy.Czuła, że Joerównie mocno potrzebuje tego samochodu, jak samochódnowego właściciela.- Domyślam się, że zaparkowałeś pod moim domem.- Zgadza się.- Jakby ci mało było plotek.- Masz rację, nie pomyślałem o tym.- Spojrzał na niąprzepraszająco.- Wybacz.- Może jeszcze nikt nie wstał.* * *Jej nadzieje rozwiały się, gdy tylko wybiegli zza rogu.Przeddomem stała matka, Annie i grupka sąsiadów.- Co tam się dzieje? - zdziwiła się Charlotte.Po chwili tłumekrozstąpił się, odsłaniając dwóch mężczyzn w mundurach.-Och, mój Boże, to Jamie! Mój brat wrócił! - Puściła się pędemw stronę domu.- Jamie!Brat odwrócił się i uśmiechnął szeroko na jej widok. - Nie do wiary! - wykrzyknęła, podbiegając do niego.Chciałamu się rzucić na szyję, ale w porę dostrzegła, jak ciężkowspiera się na kulach.Jedną nogę miał w gipsie, a na twarzysiniaki i zadrapania.- Jesteś ranny.- Nic takiego, Charlie.Kłamał.W jego oczach widziała cierpienie, a twarz miałwycieńczoną.- Nie wygląda na nic takiego.- Wejdzmy do domu, Jamie - powiedziała szybko matka.-Zapraszamy pózniej - zwróciła się do sąsiadów.- Teraz musiodpocząć po podróży.Gdy tłum się rozproszył, Charlotte spojrzała na mężczyznępodpierającego ramię jej brata.Był wysoki, potężniezbudowany o jasnobrązowych włosach, znacznie dłuższych niżzwykła żołnierska fryzura.Był trochę starszy niż Jamie,wyglądał na trzydzieści lat, a w oczach miał ten sam wyrazcierpienia.- Porucznik Gabe Ryder - przedstawił go Jamie.- Mojasiostra, Charlotte.- Miło mi - powiedział Gabe.- Mnie również.- Porucznik uratował mi życie - dodał Jamie.Gabe wzruszyłramionami.- Majaczysz, Adams.To pewnie te środki przeciwbólowe.- Nie lubisz być bohaterem - wytknął mu Jamie.- Poczuję się bardziej bohatersko, jeśli pozwolisz sobiepomóc przy wejściu do domu.Jamie pokiwał głową i zacisnął wargi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •