[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powodzenia, Londry.Odwrócili się, by odejść.- Zaczekajcie.proszę! - zawołał Tyne.- Brittelbury to jedno z miejsc, w których sięzatrzymujemy.Powinniśmy tam dotrzeć za kilka dni.Co wam szkodzi, żeby pojechać znami? Pomóżcie zarobić nam trochę pieniędzy i sami przy okazji się wzbogaćcie.Gidyon odwrócił się.- Nie sądzę, bym potrzebował pieniędzy, panie.Londry przyzna, że mamywystarczająco dużo, by dotrzeć do celu.Londry skinął głową.- Przykro mi, Vyk.Myślałem, że się zgodzi.Tyne wzruszył ramionami.- Idziecie w nocy? - zapytał.- Na to wygląda - odparł Figgis.- Myślałem, że jesteś niemową - rzucił z niedowierzaniem Tyne.- Nie, potrafię też śpiewać i tańczyć - powiedział Figgis, podskakując komicznie.Czułulgę, że konfrontacja nie okazała się tym, czego się obawiał.- Nie odchodzcie jeszcze.Proszę.Zostańcie z nami w obozie, porozmawiamy sobiejeszcze.Na noc znajdzie się jakieś łóżko, a rano coś do zjedzenia.Z przyjemnością okażęodrobinę gościnności.Może nauczysz Londry ego kilku sztuczek - powiedział Tyne,skinąwszy głową Gidyonowi.Sprawiał wrażenie szczerego.Nie wyczuwali żadnegopodstępu.- Chodzcie i napijcie się ze mną przed snem.Wasze pieniądze będą bezpieczne,macie na to moje słowo.Kto wie, może uda mi się was przekonać do wspólnej podróży.-Uśmiechnął się wielkodusznie.- W porządku - powiedział Gidyon.- Przyda mi się miękkie łóżko.- Chodzcie - rzekł Tyne.Ruszyli wraz z pozostałymi.- Pozwólcie, że przedstawię wam kilku naszych artystów: Londry ego już znacie, a tonasz akrobata, Elby.- Szczupły, płynnie poruszający się mężczyzna uśmiechnął się doFiggisa, który mruknął coś na powitanie.- Tam na końcu idzie Selwyn, który, jak widać, niema rąk, ale chodzi po linie.Między nimi widzicie Caerysa.połykacza węży.Caerys wyciągnął przed siebie dłoń.- Kiedyś występowałem w cyrku Zorros - oznajmił.Gidyon uśmiechnął się.- Nie jestem stąd, przykro mi. - Och, to bardzo znany cyrk, szczycił się sztuczką z latającymi pudłami.Rozwiązał sięjednak, kiedy odszedł Saxon.a Greta wyszła za Zorrosa.- Saxon - powiedział Figgis - Kloek?- Właśnie on - odparł Caerys i rozpromienił się, że znalezli wspólnego znajomego.-Skąd znasz Saxona?- Znamy się od bardzo dawna - przyznał Figgis.Dotarli na łąkę.- Tędy - powiedział Tyne.Grupa rozeszła się w stronę swoich wozów, lecz Caerys podążył za Gidyonem iFiggisem, którzy schylali się pod markizami i przechodzili po dywanach i innych pospiesznieustawionych konstrukcjach.Tyne zaprowadził ich do najbardziej okazałego wozu i zaprosiłgestem, by weszli do środka.- Wiem, że obaj potrzebujecie odpoczynku, ale wypijcie ze mną coś mocniejszego niżpiwo.Dzięki temu obaj będziecie spać jak nowo narodzeni.- Figgis zmierzył gopodejrzliwym wzrokiem.Tyne roześmiał się.- To nic złego, zapewniam cię, krasnoludzie.Tylko odrobina znakomitego likieru, który kupiłem podczas ostatniej wizyty na południu.Caerys lekko trącił Gidyona.- Możecie nam zaufać.Rozsiedli się w stosunkowo wygodnym wozie Tyne a i wsłuchali w opowieść o tym,jak ponad dziesięć lat wcześniej powstał Pokaz Dziwadeł.Gidyon bawił się znakomicie iznacznie rozluznił, lecz Figgis uważnie obserwował drzwi i zachowanie swojegopowiązanego.Jeszcze jeden kielich i chłopak odpłynie.- Opowiedz mi o swoim cyrku, Caerys - wybełkotał Gidyon.- W swoim czasie był naprawdę niezwykły.Podróżowaliśmy po całym królestwie,wielokrotnie występując na dworach.Wiesz, to pewnie zabrzmi nieprawdopodobnie, alenasza królowa.teraz matka króla, kiedyś mieszkała z nami.Gidyon niemal upuścił kielich.- O kim mówisz?- O królowej Alyssie.Mieszkała i podróżowała z nami.Ona i jej przyjaciółka, staraSorrel.- Nie wierzę ci.- To prawda, przysięgam.Gidyon zamierzał właśnie wyciągnąć z młodzieńca więcej informacji, kiedy do ichuszu dotarł potężny ryk. - Wybaczcie.To nasz wielki przyjaciel.Każdej nocy po pokazie upija się donieprzytomności.- Wielki przyjaciel? - zapytał Figgis, odkładając swój kielich i zabierając ten, któryspoczął na udach Gidyona.- Tak, słowo daję.Jest ogromny.Całkowite przeciwieństwo ciebie, przyjacielu.Ty ion moglibyście wystąpić razem.- Masz na myśli olbrzyma? - zapytał Figgis, czując, jak żołądek zaciska mu się wwęzeł.- Olbrzym? Nie, nie sądzę.Giganci to tylko wytwór naszej wyobrazni, nieprawdaż?To wielki człowiek.Nigdy nie widziałem drugiego takiego.Przyciąga naprawdę wielkietłumy.- Jak ma na imię? - zapytał Figgis.- Nie wymówi go do rana, kiedy znów będzie trzezwy - roześmiał się Caerys.Tyne zaproponował ponowne napełnienie kielichów, lecz Figgis odmówił w imieniuswoim i Gidyona.- Nazywa się Themesius, co brzmi dość staroświecko, nie sądzisz? - powiedział Tyne,napełniając swój kielich.Nie zauważył, że krasnolud zerwał się na równe nogi i zmierzał dodrzwi.- Chcę go zobaczyć - powiedział.Gidyon ziewnął.Wstawaj, chłopcze.Natychmiast! Znalezliśmy Themesiusa!Tyne nie rozumiał, dlaczego jego gościowi tak spieszy się do spotkania WielkiegoCzłowieka.Zawsze starali się nie określać go mianem olbrzyma, gdyż mogłoby to odstraszyćnajmniejszych.Themesius budził strach swoimi długimi, ciemnymi włosami i równie długą iciemną brodą.Jego potężne ramiona, podobnie jak nogi, pokryte były ciemnymi włosami, agłos miał tak niski, że słychać go było w każdej części obozu.Ale mimo swojegoprzerażającego wyglądu, była to delikatna dusza, która pewnego dnia zdezorientowanawyszła z Wielkiego Lasu.Zbiegło się to akurat z przejazdem Pokazu Dziwadeł przez rzadko uczęszczany traktna północnym zachodzie, który okrążał jedną ze słynnych odnóg Lasu.Wszyscy bylipodenerwowani faktem, że podróżują tak blisko miejsca uznawanego za zaklęte.Kiedy wielkiczłowiek niespodziewanie wyskoczył spomiędzy drzew, tak bardzo wystraszył pierwszy wóz,że konie zarżały i stanęły dęba, łamiąc oś.W ten sposób zostali zmuszeni do rozbicia obozu wmiejscu, które tak bardzo chcieli pozostawić za sobą.Jak się okazało, obcy stracił pamięć inie wiedział, gdzie mieszka, czy ma rodzinę oraz skąd w ogóle znalazł się w Lesie.Pamiętał jedynie tyle, że nazywa się Themesius.Nie chciał zrobić im żadnej krzywdy, a dzięki jego sile naprawili uszkodzony wóz iruszyli w drogę - tym razem wraz z wielkim człowiekiem, który zdecydowanie wolał biecobok karawany i szybko stał się popularnym członkiem podróżującej trupy, zyskując rozgłoswszędzie tam, gdzie się pojawili.Tyne opowiedział im o tym wszystkim, kiedy szli w kierunku najciemniejszej częściobozu i Themesiusa.- Znasz go? - zapytał Figgisa.- Znałem pewnego Themesiusa.Był potężny - przyznał.- Z pewnością nie może być mowy o dwóch takich włóczących się po Tallinorze -zauważył Tyne.Gidyon wlókł się za nimi.Kręciło mu się w głowie i uznał, że z całą pewnością jegożołądek nie toleruje silnego likieru.Już samo piwo zrobiło swoje, a w połączeniu z nalewkąTyne a.Myślał jedynie o tym, by się położyć, ale wiedział, że wówczas świat zaczniewirować.Miał naprawdę poważny dylemat.- Dlaczego on tyle pije? - zapytał Caerysa, który poszedł z nimi.- Nie wiemy.Rano jest zawsze trzezwiuteńki, ale wieczorami przepija większośćswoich zarobków.Jest całkiem miły, choć nie mamy wspólnych tematów.On nie znosi węży.- Ach, racja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl