[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I z pewnością osunęłaby się na ziemię, gdyby nieten filar z mięśni, kości i pulsującej krwi, o który się wspierała.Dostrzegł jej gotowość i serce skoczyło mu do gardła.- Wracajmy do wieży - tchnął w nią gorącym szeptem.- Jeszcze wczesna pora.Wrócę cię Matce Wren przed pierwszym pianiem kogutów.Słowa te niosły słodką obietnicę.Gdyby była zwyczajną niewiastą, już od latpięciu kładłaby się co wieczór u boku małżonka.Ale przeznaczone jej było dzie-wictwo.Lecz zanim zdążyła odpowiedzieć, rozdarł powietrze przerazliwy krzyk.Talawzdrygnęła się i odskoczyła.Edon instynktownym ruchem sięgnął do lewego bokui wyciągnął miecz.Krzyk ponowił się, jeszcze donośniejszy i bardziej przejmujący.Miał w sobie cośz błagania o litość, wyrażał ból i przestrach.Jeśli miało się serce w piersi, nie możnabyło pozostać obojętnym wobec tej natarczywej prośby.- Zostań tu! - rzucił Edon tonem nie znoszącymsprzeciwu i skoczył w ciemność w kierunku obory zegzotycznymi zwierzętami.Tala miała wrażenie, że skoczył w samo piekło.Tutaj są - szepnęła Gwynnth podnieconym głosem.Cicho, Gwynnth! - upomniał ją Venn, jakkolwiek wcale nie zachowywała sięgłośno.Ponownie wyjrzał przez wrota na majdan, chcąc się upewnić, czy ktoś nienadchodzi.Zobaczył jedynie w świetle księżyca sylwetki czterech strażników -dwóch pilnowało bramy wjazdowej, a dwóch wrót wieży.Był to czas spożywaniawieczornego posiłku i wszyscy inni mieszkańcy twierdzy siedzieli za stołami lubprzy ogniskach.Proszę, Venn.Ja chcę tylko jednego.Przecież to nic dla ciebie trudnego wyjąćgo dla mnie.Cicho, mówię.Chcesz, żeby nas usłyszeli i złapali?Dla Gwynnth była to niedorzeczna grozba.Któż ośmieliłby się zrobić jejkrzywdę? Przypatrywała się umieszczonym w klatce puszystym, długouchym zwie-rzątkom.Kicały sobie wdzięcznie, podszczypując zieleninę rzuconą im na kupkę.Ich małe okrągłe oczka spoglądały łagodnie i wesoło.- Zobacz, Venn, tutaj nie wszystkie są białe.Tamtenna przykład jest cały czarny.I właśnie jego chciałabymmieć.Czy długo jeszcze mam czekać?Venn odwrócił się od niecierpliwej siostry i przebiegłwzrokiem po klatkach i kojcach.Dochodziły z nich straszliwe pomruki, piski,chrobotania i chichoty.Przerażenie zjeżyło mu włosy na głowie.Tymczasem Gwynnth, widząc opieszałość brata, sama otworzyła drzwiczki klatkii sięgnęła po upatrzonego czarnego króliczka.Krzyknęła.Och, niedobry! Ugryzł mnie w palec!Czy ty wreszcie będziesz cicho! - Zły jak sto czortów, Venn uniósł rękę, gotowysprać głupie dziewczy-nisko.Gwynnth ssała palec, a króliki, mądre stworzonka, wyskakiwały z klatki,rozpraszając się po całej oborze.- Gwynnth, spójrz, co narobiłaś! Szybko! Wyłapmy przynajmniej te, które się jeszcze nie pochowały!Ale łatwiej byłoby chyba chwytać liście strącane z drzew jesiennym wiatrem.Vennowi udało się złapać zaledwie kilku zbiegów.Zatrzasnął drzwiczki klatki i za-bezpieczył je kołkiem.We wrotach obory stanęła zwalista postać z płonącym łuczywem i dał się słyszećmęski głos:- Kto tu jest? A, to tylko krasnale.Zachciało im sięoglądać zwierzaki.Zmykajcie, pókim dobry! I żeby jużwięcej nie włóczyć mi się po nocach! Nakryję was jeszcze raz, a będziecie mieli do czynienia z Rexem.Venn i Gwynnth nie pytali, co to takiego jest ów Rex, tylko półżywi ze strachuwypadli z obory, jakby poszczuto ich psami.Między oborą a palisadą stał stógsiana i widząc, że nikt ich nie goni, tam się na chwilę zatrzymali.Przez jakiś czasotwartymi ustami łapczywie chwytali powietrze.Venn, ja się boję - powiedziała wreszcie Gwynnth żałośliwym głosem.Cicho! - rozkazał jej znowu, zły na tę głupią i chciwą dziewuchę, przez którąznalezli się w samym mateczniku wroga.A na dokładkę wróg już wiedział o ichobecności.Pozostawało więc wycofać się tą samą drogą, którą się dostali na teren fortecy,czyli przez wąską szczelinę w ostrokole.Dla bezpieczeństwa jednak musieli się roz-dzielić.Gdyby mimo wszystko ktoś miał ich na oku, Venn gotów był stawić muczoło i w ten sposób umożliwić ucieczkę Gwynnth.Chwycił więc siostrę za ra-miona i mocno nią potrząsnął.- Uciekaj, Gwynnth.Biegnij do Taliesina, wskoczna niego i niech cię poniesie jak najdalej stąd.Dziewczyna wygięła usta w podkówkę.Ale nie zapłakała i nie mitrężyła zpytaniami.Puściła się biegiem niczym lisica, która umyka z kurnika, dopadła doszczeliny, prześlizgnęła się na zewnątrz i zeskoczyła na dno wyschniętej fosy.Venn tymczasem, pragnąc zmylić pościg, pobiegł bardziej w prawo.Bynajmniejnie troszczył się o zachowanie ciszy, przeciwnie, chciał, by słyszano jego kroki.Wspiął się na nasyp i zawiesił na zaostrzonych belkach palisady.Pod nimrozwierała się kilkumetrowa przepaść.Puścił się i jął lecieć w dół.Opadł na jakieśkrzaki, i to tak nieszczęśliwie, że skręcił nogę w kostce.Poczuł ostry ból, jęknął,zacisnął zęby i pokuśtykał dalej.Wtedy stało się to drugie nieszczęście.Wpadłwprost na swego śmiertelnego wroga, który słynął z okrucieństwa.Embla Srebrnoszyja przez chwilę wręcz nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu.Oto trzymała za rosochy baśniowego jelenia, na którego już nieraz zastawiała sidła -młodego dziedzica Leamu.Kuśtykał, a teraz ona temu kulawcowi przetrąci kark.Izrobi to z prawdziwą rozkoszą.ROZDZIAA DZIEWITYKierując się krzykami niczym żeglarz Gwiazdą Północną, Edon dopadł dopalisady dokładnie w tym samym miejscu, z którego zeskoczył Venn.Chłopiec imężczyzna różnili się siłą i wzrostem i wykonali dwa różne skoki.Wilk z Warwickopadł na ziemię niczym kot, prawie bezszelestnie, z mieczem w dłoni.Wyprostowawszy się, jednym rzutem oka ogarnął całą scenę.Oto EmblaSrebrnoszyja, jedną ręka trzymając za włosy jakiegoś niedorostka, drugą, dzierżącąmiecz, szykowała się do ścięcia mu głowy.- Powstrzymaj się! - ryknął Edon, sadząc ku nimdługimi susami.- Jeżeli tniesz, to wprędce sama roz staniesz się z życiem!Kobieta znieruchomiała.Zaiste, zobaczyła zjawę.Co tu robisz, wodzu? - zapytała, bezwiednie puszczając chłopca, którynatychmiast upadł na ziemię i zasłonił rękami głowę.To ja raczej mam prawo zapytać, co tu robisz, Emblo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •