[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałaś.- Tak, powiedziałam, \e chyba te\ jestem w tobie zakochana.Patrzył na nią z otwartymi ustami, nie mogąc wydusić z siebie słowa.Leslie pierwszy raz w \yciu widziała chłopaka, który mimo rozdziawionej buzi wcalenie sprawiał wra\enia kompletnego idioty.Przyszło jej wprawdzie do głowy, \e sama musiwyglądać niezbyt inteligentnie, ale zanim zdą\yła pomyśleć, \e trzeba by coś z tym zrobić,nie była ju\ w stanie myśleć o niczym.Marcel przechylił się w stronę jej siedzenia i delikatnie ujął w obie dłonie jej twarz.Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem on pochylił się jeszcze bardziej, ona przesunęłasię w jego stronę i ich usta połączyły się w pocałunku.Bardziej oszałamiającym ni\ zapachró\, który stał się jeszcze intensywniejszy, gdy nagle powiał silniejszy wiatr.Kiedy oderwali się od siebie, Leslie nie była w stanie złapać tchu.Spojrzała na niebo inie wierzyła własnym oczom.Księ\yc i gwiazdy były w tym samym miejscu co kilka minuttemu, a jej wydawało się, \e w czasie tego pocałunku wszystkie planety powypadały zeswoich orbit.- To niesamowite - powiedział Marcel.- Ujął jej dłoń i przytulił do swojego policzka.- Jak pomyślę, \e gdybym nie zjawił się w Kalifornii, to nigdy bym cię nie poznał.Najgorsze w tym wszystkim jest to, \e nie byłoby mnie tu, gdyby.- Głos mu się załamał i wsamochodzie znów zapadła cisza.Leslie domyśliła się, jak bolesne musi być dla niego to, co chciał powiedzieć.Terazona wzięła w obie ręce jego dłoń i trzymała mocno, jakby chciała w ten sposób przejąć częśćjego bólu na siebie.I jeśli suma wszystkich cierpień ma świecie jest niezmienna, to pewnie jejsię to udało, bo kiedy Marcel znów zaczął mówić, opowiadając o tragedii, która spotkała jegorodziców, bolało ją tak bardzo, \e nie była w stanie zapanować nad łzami.- Nie chciałem, \ebyś przeze mnie płakała - powiedział, widząc jej mokre policzki.-To miał być miły wieczór.- Był.To był najcudowniejszy wieczór w moim \yciu.- Kiedy to powiedziała, jejwzrok zatrzymał się przypadkiem na zegarku na desce rozdzielczej.Fluorescencyjne cyferkizamigały i pojawiły się cztery zera.- O, Bo\e - westchnęła z \alem.Ju\ jest dwunasta.Obiecałam mamie, \e będę koło jedenastej.Na pewno się martwi.Musimy jechać.Marcel przekręcił kluczyk w stacyjce, ale nie ruszył.Znów wyłączył silnik, objąłLessie i pocałował ją.Tym razem pocałunek nie był ju\ taki długi, ale gdyby ją ktoś zapytał, nie potrafiłaby odpowiedzieć, który jej się podobał bardziej.Miała przed sobą całą noc, \ebysię nad tym zastanawiać. ROZDZIAA 10Wbiegła do domu lekka, jakby nagle wyrosły jej skrzydła.Wiedziała, \e mama będziemiała do niej pretensje o spóznienie, ale w końcu zrozumie.Kiedy tylko weszła do salonu, zorientowała się, \e coś jest nie w porządku.Matka zgrobową miną siedziała na fotelu przy kominku, a ojciec chodził po pokoju jak lew po klatce.- Przepraszam, \e tak pózno, ale przedstawienie trwało do dziewiątej, potemposzliśmy na pizzę, a pózniej się zagadałam.- Jej beztroski ton ulatniał się w miarę, jakmówiła.Ostatnie słowa, wystraszona gniewnym spojrzeniem taty, powiedziała ju\ prawieszeptem.Ojciec wcią\ przemierzał salon w tę i we w tę.Matka rzucała lękliwe spojrzenia to naniego, to na córkę.- Przepraszam - powtórzyła dziewczyna.- Wiem, \e się martwiliście, ale zupełnieniepotrzebnie.Nic mi się nie mogło stać, nie byłam przecie\ sama.- Właśnie - rzucił ojciec wściekłym głosem.Domyśliła się, \e nie chodzi mu ospóznienie.- Dlaczego okłamałaś matkę? - zaryczał.Zerknęła na mamę.Ta podniosła się z fotela i podeszła do mę\a, który w swojejwędrówce doszedł właśnie do drugiego końca salonu.- Toni, mówiłam ci, \e to nie jest tak, jak myślisz.- Prosiłem cię, \ebyś mi nie przerywała, jak będę z nią rozmawiać.- Spojrzał na \onętakim wzrokiem, \e bez słowa wróciła do kominka i skulona usiadła w fotelu, po czymzwrócił się do córki: - Mama cię pytała, z kim dzisiaj jedziesz, prawda?Leslie skinęła głową.- I co jej powiedziałaś? - Ojciec, niczym detektyw z FBI, dalej prowadził dochodzenie,tyle \e gdyby federalni zwracali się takim tonem do osób, które przesłuchują, nie opędzilibysię od ataków obrońców praw człowieka.- Prawdę.- Powiedziałaś, \e jedziesz z córką Kincaidów i chłopakiem Cohenów.Dawno temu przestała ju\ protestować przeciwko temu, \e tata w ten sposób mówi ojej kole\ankach i kolegach, tak jakby nie mógł zapamiętać ich imion.- Tak - przyznała.Powoli zaczęła rozumieć, o co ojcu chodzi.- Dlaczego ją okłamałaś? Matka wstała z fotela, ale zanim zdą\yła się odezwać, mą\ uniósł dłoń na znak, \ebysię nie wtrącała.- Nie skłamałam - zaprotestowała Leslie.Kiedy rozmawiała po obiedzie z mamą, niewspomniała o Marcelu, ale gdyby zapytała, czy ktoś jeszcze z nimi jedzie, na pewnopowiedziałaby prawdę.- Po prostu nie sądziłam, \e chce tak dokładnie wiedzieć, kto jeszczejedzie.- Po prostu nie sądziłaś! - powtórzył ojciec, mierząc ją oskar\ycielskim wzrokiem.- Owszem, nie przyszło mi to do głowy - Strach zaczął się w niej stopniowoprzeradzać w złość.- Nie wmawiaj mi, \e kłamię!- A ty nie podnoś na mnie głosu.Leslie uświadomiła sobie, \e rzeczywiście krzyknęła do ojca i \e zrobiła to po razpierwszy w \yciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •