[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.349RS Ze zdziwieniem przekonała się, przyjmując życzenia, że całasocjeta zachowuje się jak gdyby nigdy nic.Och, nazajutrz w dobrymtowarzystwie nie będzie się mówiło o niczym innym, a Lucy stanie sięgłównym tematem rozmów na długie miesiące i z pewnością przeznastępny rok każdy, kto tylko o niej wspomni, zaraz doda:- No wiecie, ta od ślubu.Po czym niewątpliwie rozlegnie się czyjeś:- Och, och! To właśnie ona?Teraz jednak słyszała wyłącznie,  Cóż za miła okazja" albo  Jestpani przepiękną panną młodą".No i, oczywiście, dyskretne  Jakaż tobyła piękna ceremonia, lady Haselby!"Lady Haselby, powtórzyła w myśli.Była od dziś lady Haselby.A chciałaby nosić nazwisko Bridgerton.W końcu nie wyszłabyprzecież za człowieka z gminu! Lady Bridgerton brzmiało dobrze.No,może nie tak efektownie jak  lady Haselby", a już na pewno nie jak hrabina Davenport", ale.Z trudem przełknęła ślinę, usiłując zachować na twarzygrzecznościowy uśmiech, na który zdobyła się pięć minut wcześniej.Wolałaby zostać lady Lucindą Bridgerton - szczęśliwą, pogodnąosobą, która wiedzie udane życie, ma psa, może nawet dwa psy,kilkoro dzieci i miły, przytulny dom, gdzie w dobrym humorze pijeherbatę z przyjaciółmi.To się jednak nigdy nie stanie.Wyszła za lorda Haselby'ego,została jego żoną i tak naprawdę ani rusz nie potrafiła sobie wyobrazić350RS swojego przyszłego życia.Nie rozumiała, co to właściwie znaczy byćlady Haselby.Przyjęcie było gwarne.Lucy obowiązkowo zatańczyła napoczątku z małżonkiem, który - co z ulgą stwierdziła - okazał sięcałkiem doświadczonym tancerzem.Potem tańczyła z bratem,niemalże przypłacając to bólem głowy, a następnie ze stryjem, bo tegood niej oczekiwano.- Postąpiłaś, jak należy - mruknął.Milczała.Była całkieminnego zdania.- Jestem z ciebie dumny.O mało nie parsknęła śmiechem.- Przedtem nigdy nie byłeś.- A teraz jestem.Nie umknęło jej uwagi, że nie ma w tym żadnej sprzeczności.Stryj odprowadził ją po tańcu na bok, pózniej zaś.O, Boże!Musiała zatańczyć z hrabią Davenportem.Co zresztą zrobiła bezszemrania, bo wiedziała, że to jej obowiązek.Tego dnia wyjątkowodobrze wiedziała, co należy do jej obowiązków.Przynajmniej nie musiała silić się na konwersację, bo Davenport,w humorze wręcz szampańskim, mówił za dwoje.Był nią po prostuzachwycony.Jak to dobrze, że wejdzie do jego rodziny! I tak dalej,bez końca.Lucy zrozumiała, że zdołała sobie raz na zawsze zaskarbićsympatię hrabiego, bo nie tylko poślubiła jego syna o dwuznacznejreputacji, ale w dodatku zrobiła to na oczach całej elity, podczasnieoczekiwanego spektaklu godnego wręcz Drury Lane.351RS Przechyliła tylko dyskretnie głowę na bok, bo gdy lordDavenport był podniecony, ślina pryskała mu z ust co chwila.Lucysama już nie wiedziała, co jest gorsze - czy jego pogarda, czybezbrzeżna wdzięczność.Na szczęście nie musiała więcej tańczyć ze swoim teściem.Udało się jej tego uniknąć z zaskakującą łatwością jak na pannęmłodą.Nie miała ochoty patrzeć na Davenporta, bo go nienawidziła.Nie miała ochoty patrzeć na stryja, bo była niemal pewna, że i jegorównież nienawidzi.Nie chciała też patrzeć na Haselby'ego, bo wtedynieuchronnie przychodziła jej na myśl czekająca ją noc poślubna.Niechciała patrzeć na Hermionę, która od razu zaczęłaby ją o wszystkowypytywać, a wówczas Lucy musiałaby się rozpłakać.Nie chciała także oglądać brata, bo z pewnością towarzyszyłabymu Hermiona, co przepełniłoby ją goryczą.To zaś z koleiprzepełniłoby ją poczuciem winy.Nie mogła mieć co prawda pretensjido Richarda, że jest nieprzytomnie wręcz szczęśliwy, a ona nie, lecztak czy inaczej wolała go nie widzieć.Pozostawali więc goście, których w większości nie znała.Niebyło wśród nich nikogo, z kim pragnęłaby się spotkać.W końcu wycofała się w kąt, a że po kilku godzinach wszyscymieli co nieco w czubie, nikt nie zauważył, że panna młoda siedzisama jedna.Nikt też z pewnością nie zauważył tego, że wymknęła siępózniej do swojej sypialni, żeby nieco odpocząć.Ucieczka z własnegoprzyjęcia weselnego niewątpliwie jest bardzo niewłaściwym352RS postępkiem, lecz Lucy o to nie dbała.Ludzie pomyślą zapewne, żeposzła do gotowalni - jeśli w ogóle ktoś dostrzeże jej nieobecność.Zresztą w jakiś niewytłumaczalny sposób odosobnienie wydawało sięjej tego dnia rzeczą właściwą.Pobiegła więc na górę kuchennymi schodami, nie chcąc sięnatknąć na jakiegoś zabłąkanego gościa.Z westchnieniem ulgi weszłado pokoju, zamknęła za sobą drzwi, a potem wsparła się o nieplecami.Teraz wreszcie mogę zapłakać, pomyślała.Pragnęła tego.Naprawdę.Czuła się tak, jakby powstrzymywaław sobie płacz przez całe godziny, czekając na tę jedyną chwilęprywatności.A jednak łzy nie nadchodziły.Była zbyt oszołomiona iznużona tym, co zaszło w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.Stała więc tylko i patrzyła na łóżko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •