[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Godny nawet nie pre-zesa, ale szefa rady nadzorczej.Gdybyśmy taką mieli.Zastanawiałem się, jak fotelowi udało się zapukać, bo poza nimnikogo w korytarzyku nie widziałem.Dopiero po chwili zza oparciawychynęła rumiana twarz Woznego.- Czy można prosić o pomoc? - zapytał wesoło.- Andrzej!-Już, już.Taśmę schowam do pudełka!- Andrzej!!!Rzucił taśmę na stół i we dwójkę z panem Tabashim wtaszczyliogromny mebel do reżyserki. - Tabashi-san, czy TO - wskazałem palcem skórzane monstrum- znaczy, że JA mam sobie stąd pójść? Bo na pewno dla mnie iTEGO czegoś nie ma tu miejsca.A może to znaczy, żeawansowałem na dyrektora? Tylko że ja dziękuję bardzo, wolęmoje stare, wysłużone krzesło obrotowe.Jeśli można prosić.- To fotel pana Hayakawy - wyjaśnił Wozny.Pacnąłem się w czoło.Wielki guz z tyłu czaszki odezwał sięboleśnie.Na śmierć zapomniałem o obietnicy Hayakawa-san.Miałpomóc w nagrywaniu Y2K.Wczoraj.Tylko że wczoraj studiozamieniło się w teren wykopalisk archeologicznych.Co przy-płaciłem guzem, trzema siniakami i bólem rzepki.Tabashi-san stanął w lekkim rozkroku, odsunął połę brązowej,skórzanej kamizelki i sięgnął do skórzanego holstera przy biodrze.Zręcznym ruchem wyciągnął puszkę płynu do polerowania mebli,zakręcił nią młynka w powietrzu, po czym łapiąc, natychmiastwystrzelił idealnie równą kreskę pianki na prawą poręcz fotela.Zzapasa na lewym biodrze dobył płachtę irchy i zabrał się dopolerowania lewą ręką, w czasie kiedy prawa wykonała kolejnezakręcenie puszką (tym razem w przeciwną stronę), chowając ją wkońcu zdecydowanym ruchem do holstera.Andrzej stał z rozdziawionymi ustami.Pan Tabashi zachichotał, psując trochę efekt, po czym powtórzyłcałą operację, tym razem z lewą poręczą.Głęboki brąz szlachetnego drewna rozświetlił skromne progireżyserki studia A.Wozny ukłonił się i odjechał wprost w zachodzące słońce, czyliza zakręt korytarza.Andrzej nierozsądnie wybrał tę chwilę, żeby zapytać:-Jak szef się czuje.po wczorajszym.?-  Po wczorajszym" - narysowałem w powietrzu palcami cudzysłów  oznaczałoby, że zamarynowałem się na sztywno.A NIE że stado rozbrykanej młodzieży wrzuciło mnie do wykopów.Na trzecim piętrze - dodałem z goryczą, jakby to coś mogło zmienić. - Bo my.- Tak, tak, wiem, ciągnęliście pupę.Czyli przewód uziemiający.I.?- Bo Ikeda-san odkrył, że nasze preampy mikrofonowe nie sąuziemione, to znaczy przewód uziemiający nie jest podłączony doziemi i nie uziemia, i dlatego preampy zbierają fale, czyli stają sięodbiornikami radiowymi, i słychać Johna z piątego piętra, bo tam nadachu jest antena nadawcza, i.-.wez sobie teraz oddech, Andrzejku, zanim zsiniejesz, a ja ciwyjaśnię kilka drobiazgów.Czasem powinieneś mniej mówić, awięcej słuchać.No więc, po pierwsze, preampy po polsku nazywająsię przedwzmacniacze.Tyle ze studiów na Okólniku pamiętam.Podrugie, to nie przedwzmacniacze zbierają fale radiowe, tylko kablemikrofonowe, a konkretnie ich oploty.Faktycznie, jeśli nie sąuziemione, działają jak anteny.No i.?-I poszliśmy szukać, gdzie ten kabel uziemiający się przerwał.- Co wymagało zerwania podłogi na całym trzecim piętrze? Cóż.Znalezliście je w końcu czy nie?- Tak.- Andrzej wyglądał tak, jakby miał nadzieję, że nie zadamnastępnego pytania.- Gdzie?- Na podwórku.Coś go przerdzewiło.- Przerdzewiał - poprawiłem odruchowo.- Czyli, reasumując,jakby ktoś ruszył głową i zaczął od tego łatwiej dostępnego końca,gdzie kabel wchodzi w ziemię, nie trzeba by zrywać podłogi? Iwrzucać starego Bosa do rowu? Hę?Andrzej wyglądał na tak zmieszanego, że aż zrobiło mi się go żal.- Nie przejmuj się, chłopcze.To Techniczny powinien był ruszyć głową.Gdyby ją tylko znalazł.Bo trzeba ci wiedzieć, że.Nie dokończyłem, bo drzwi reżyserki stanęły otworem, a panTabashi, który zdążył się przebrać z kowbojskiej kamizelki w swójfrakopodobny, pikowany kubrak, wykonał dworski ukłon izaanonsował:- Pan.Hayakawa! Hayakawa-san wkroczył z godnością i dał się wchłonąć fotelowi,wprowadzając do reżyserki atmosferę spokoju starego świata.- Czy Szanowni Muzycy wkrótce przybędą? - zapytał.- Tak, panie Hayakawa  odpowiedzieliśmy chórem.- To dobrze.Dotknąłem plasterka, zdobiącego od wczoraj mój nos.Przełożyłem pusty kubek z ręki do ręki.- To może.ja pójdę sprawdzić mikrofony.Wczoraj jewszystkie poprzestawiali, kiedy, tego.podłoga.Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby przed wyjściem postawićkubek na.pawianie.Tym samym wciskając przycisk do komuni-kacji ze studiem.Perkusja, jako instrument, ma tę zaletę, że posiada stołek.Usiadłem wygodnie i bez zbędnego pośpiechu zabrałem się zapoprawianie mikrofonów, jako że wykopy podłogowe pana Ike-dydotarły nawet tu.Monitory sufitowe zaszemrały słabymi głosami z reżyserki.%7łeby było głośno, ktoś musiałby się nachylić do szyjki mikrofonu.Nikt się nie nachylał, ale słychać było i tak.Wystarczająco dobrze.-.i znalazłem to pod podłogą.- mówił Andrzej.- Ciekawe.Czy Andrew-san, wie, co to jest?- Errr.łyżka do butów?- Nie - roześmiał się Hayakawa.- To jest fiszbin.Prawdziwy.Zwieloryba.- Czy.tu kiedyś mieszkali wielorybnicy.?- Owszem, bo Chiyozaki-chó jest starą dzielnicą portową, ale toakurat fiszbin od gorsetu.Zapadła chwila ciszy.Jakieś szmery.-Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Japonki w gorsecie.- Zachi-chotał Andrzej.- Przepraszam.- Faktycznie, w dzisiejszych czasach, biorąc pod uwagę, jak sięubiera nasza młodzież, może się to wydawać dziwne.Ale zapew- niam pana, że w erze Meiji eleganckie damy nosiły takie.stroje.Zdarzało się to jeszcze we wczesnej erze Taishó, chociaż wtedygorsety były raczej noszone przez damy.lekkich obyczajów.Tobyła era jazzu i big bandów. W płynącym z sufitu słabym gło-sie pana Hayakawy słyszałem wyrazną aprobatę.Jeśli nie rozma-rzenie. Niestety, nie da się tańczyć swinga w kimonie.Panie wowych czasach przyjęły więc szybko modę zachodnią.- Czy ten fiszbin jest z ery Meiji czy Taishó?Obejma mikrofonu upadła mi na ride'a, robiąc taki łoskot, żejeżeli Hayakawa coś odpowiedział, to nie usłyszałem.Uspokoiłempalcami talerz i wytężyłem słuch.Mówił znowu Andrzej:- Ale skąd to się wzięło pod podłogą.na naszym korytarzu?Cisza.- Myślę, że pan Andrew zrobiłby dobrze, prezentując ten.ar-tefakt panu Tabashiemu.Pan Tabashi prowadzi małe.muzeum.Obrazujące niewątpliwie ciekawą i kolorową historię tego.budynku.Ale, ale.Najpierw praca, potem pogaduszki.Czy An-drew-san jest w posiadaniu dziennika sesji?- Proszę!- Dziękuję, Andrew-san.Czy można poznać pana impresje natemat nagrywanego obecnie.zespołu?- No.jest w nich ta.dynamiczna energia.- Rozumiem.Czyli nie umieją grać.A jak się panu pracuje zpanem Bosem?Pauza.Andrzej obrócił się chyba tyłem do stołu mikserskiego, bo jegogłos ledwo mnie teraz dochodził:-.jest dobrym szefem i - tutaj straciłem parę słów -.się odniego uczę.- To mnie cieszy.Ale.?- Ale? Ale.no.trochę despotyczny.Nie słucha ludzi.Nie dajedojść do słowa, serwuje te niekończące się wykłady.On poprostu.nie słucha.- Pana przełożony jest wykształconym i doświadczonym reali-zatorem nagrań - powiedział surowo Hayakawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •