[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właśnie miałam zajrzeć do Elżbiety Szóstej  dodała tonem wyjaśnienia. Jeśli ze mnąpójdziesz, to was sobie przedstawię.Ruby przysunęła się bliżej i patrzyła nieufnym wzrokiem, jak Sugar zdejmuje nadstawkęula. Czy nie powinnaś czasem włożyć kombinezonu i je oczadzić czy coś w tym stylu? Mam kombinezon, jeśli chciałabyś go włożyć, ale te pszczoły są raczej oswojone odrzekła Sugar. Dym je uspokaja, lecz są z natury spokojne, więc szkoda zachodu.Poza tymto nic miłego, dym w domu.Sami w takich sytuacjach dzwonimy po strażaków.Ale jeśli chcesz,możesz zostać w środku. Nie boję się  mruknęła Ruby, gdy Sugar wyjęła ze środka ramę z pszczołami. Widzisz, pokryły woskiem wszystkie komórki.W każdym jest mała pszczółka. A gdzie miód? Na razie jest go niewiele.Dopiero się rozkręcają.Kiedy Elżbieta Szósta, czyli Elżunia,jak ją czasami nazywam, złoży więcej jaj i wyklują się młode pszczoły, otwory piętro wyżejzostaną wypełnione nektarem.Pszczoły wysuszą go skrzydełkami i ani się obejrzymy, jak będziemiód!Ale Ruby nie interesowała się miodem, bardziej ciekawiły ją skrzynki Nate a.  Czyli poznałaś tego rudzielca o wiecznie czerwonej twarzy? Rumieni się, bo jest nieśmiały, to wszystko.Dziewczyna wzruszyła ramionami. Co on tam w ogóle hoduje? O, wszystko  zapewniła Sugar. A potem zbiera i przyrządza coś pysznego.Niedawnozrobił marokański gulasz z jagnięcia; matko święta, od samego zapachu ślinka ciekła, ażmusiałam zapytać, co to takiego.Ugotował go w cudnym naczyniu z kominem pośrodku i podałz kuskusem.Potem sprawdziłam, gdzie leży Maroko, żeby wiedzieć, skąd pochodzą takie cuda. Chodzisz z nim czy co?  spytała Ruby. Ależ skąd! Jest dla mnie za młody.Zresztą dopiero się poznaliśmy. Nie trzeba kogoś długo znać, żeby z nim chodzić.Czasem wystarczy chwila.W moimzeszycie to norma.Sugar chrząknęła. Hm, ja się nie znam, bo mi z chłopakami nie po drodze.Ruby zerknęła na nią z ukosa. Mnie tak samo. Nigdy nie miała chłopaka.Nawet w przybliżeniu. Pszczoły są o wiele mniej skomplikowane  podjęła Sugar. Gdzie ta moja królowa? Wyjęła kolejną ramę, jeszcze gęściej nimi usianą, i starannie ją obejrzała w poszukiwaniuElżbiety. Jak ją odróżniasz od pozostałych? Jest od nich większa i ma większą klasę, jak na królową przystało.Zwykle od razurzuca się w oczy, ale& O, tu jest. Wskazała na Elżbietę Szóstą, schowaną do połowy w jednymz otworów. Zobacz, jest dłuższa, chociaż słabo to teraz widać. Czekała, aż Elżunia złoży jajoi przesunie się dalej, lecz ta nie ruszyła się z miejsca. Dziwne  stwierdziła po chwili. Cośdługo jej idzie.Lepiej nie przeszkadzajmy.Wsunęła ramę do ula i przykryła daszkiem.Ruby przycupnęła z zeszytem na jednej z pasiastych poduszek.Jej mina wyrażała na połysmutek, na poły nadzieję, jakby dziewczyna liczyła na coś wbrew sobie.Pszczoły nie byłybalsamem dla jej duszy tak jak dla Sugar, lecz nie ulegało wątpliwości, że balsam jest tunieodzowny.Wyglądało na to, że w imię niesienia pomocy innym Sugar będzie zmuszonaprzełknąć nieco ślubnej sielanki. Proponuję, żebyśmy się napiły mrożonej herbaty  powiedziała. A potem mipoczytasz, co ty na to? Co w niej jest? Tylko herbata i cytryna, może pół kalorii w całym dzbanku. Może być. Na pewno? A co jeszcze dodajesz? Czasem warto ją troszkę posłodzić. Nie mam zamiaru  oświadczyła Ruby.Sugar nie podjęła dyskusji, ukradkiem jednak rozpuściła w dzbanku pół łyżeczki mioduz Jacksonville, gdyż Ruby nade wszystko potrzebowała osłody.Miał delikatny, a zarazem lekkocierpki smak, niewyczuwalny w herbacie.Sugar mogła przysiąc, że w miarę picia policzki Ruby nieco poróżowiały, jakby życiewstąpiło w zwiędły kwiat, który rozchyla płatki po deszczu. 17.Do kolejnego spotkania z Theo doszło, gdy Sugar sprzedawała lody na straganie farmyRonnybrook na jarmarku ekologicznym przy Tompkins Square.Trzy tygodnie z rzędu udzielałasię na ochotnika w budce informacji i kierownik targu poradził, aby na początek zaczepiła sięu innego sprzedawcy, zanim wystawi własne stoisko.Marcus Morretti z Ronnybrook niechętnie przystał na jej pomoc: nie miał zbyt dobregodoświadczenia z ochotnikami, gdyż zwykle około dziewiątej wychodzili na kawę i więcej się niepojawiali.Ten targ nie miał rozmachu jarmarku przy Union Square, gdzie tłumywyelegantowanych mieszkańców kupowały cukinie, a turyści strzelali fotki dorodnym malinom,pyszniącym się jak klejnoty obok dojrzałych truskawek i jeżyn jak z obrazka.Nikt nie rozpływałsię nad bakłażanem i wegańskimi ciasteczkami ani nie ustawiał w kolejce po precelkiz Pensylwanii i wegetariańskie tortille.Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że ta imprezadoczeka się wzmianki w kolorowych czasopismach czy przewodnikach turystycznych.W miejsce eklektycznej zbieraniny East Village miejscowi mieli do wyboru około półtuzina straganów, w tym rzeznika, piekarza, dwóch sprzedawców warzyw, sadownika, hodowcęlawendy oraz Marcusa i jego organiczną lodziarnię.Nastrój panował swobodny, większość sprzedawców znała większość kupujących,a barwna czereda narkomanów i bezdomnych dodawała smaczku całości.Ci ostatni zwyklepilnowali własnego nosa, ale ponoć bywało, że w niedzielę darli się od rana do nocy  lub cogorsza, śpiewali na całe gardło  uprzykrzając życie wszystkim naokoło.Tamtego ranka jednak nikt się na nikogo nie wydzierał.%7łonkile kwitły pełną parąpod słynnymi wiązami parku, rozsiane w trawie jak złoty pył.Grupa podstarzałych muzykantówgrała cygański jazz na ławkach obok placu zabaw, a matki plotkowały i wystukiwały stopamirytm.Dzień zapowiadał cudowne lato i Marcus w niespełna godzinę zauważył, że Sugar masmykałkę do handlu.Po dwóch godzinach podliczył kasę i stwierdził, że zarobił dwa razy tyle cozazwyczaj w tym samym czasie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •