[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mary Jade.Wspominam o tym, żeby odrazu wyjaśnić, że jeśli spodziewasz się jakichś uprzejmości, jak naprzykład dostarczenie towaru do systemów gwiezdnych, którewymieniłeś, to powiem ci, że moim zdaniem, jesteśmy kwita.Spojrzał na Kypa Durrona i Gannera Rhysode'a, a w końcuuśmiechnął się do Karrde'a.- Więc po co przyjechałeś.Talon? Tylko mi nie mów, że poważniezamierzasz zająć się handlem przyprawą.Karrde spojrzał mu w oczy.- Doceniam twoją szczerość, Crev.Fakt pozostaje faktem;Yuzzhanie spowodowali, że każdy musiał zmienić swoje podejście dobiznesu.Gracze niby pozostali ci sami, ale przestawiono planszę.NaRubieżach poprzedni zwolennicy Imperium walczą u boku siłrebelianckich.Wieloletni przeciwnicy odkładają na bok różnice zdań iwalczą za wspólną sprawę.Nawet Huttowie byli zmuszeni zrzec sięczęści swojej przestrzeni, aby uniknąć wojny na śmierć i życie.Bombaasa raz jeszcze obejrzał się na Jedi.- Tak, jedyną zaletą tej wojny jest to, że Kyp Durron ma teraz cie-kawsze zajęcie niż ściganie szmuglerów.- zawiesił głos i porozumie-wawczo spojrzał na towarzyszy Karrde'a, po czym westchnął ciężko.-Miałem wrażenie, że doczekam się jakiejś reakcji, ale widzę teraz, żechyba nie pora na żarty.- Zmiej się, ile chcesz - odparł Kyp bezbarwnie.- Mogę śmiać się, ile zechcę - powtórzył Bombaasa i zaraz teatral-nym gestem dotknął głowy.- Czy ktoś kazał mi to powiedzieć? Ganneruspokajającym gestem położył dłoń na ramieniu Kypa.Bombaasaprzez chwilę obserwował Jedi, po czym znowu zwróciłsię do Karrde'a.- Masz rację, Talon, rzeczywiście wszystkie linie zostały wykreślo-ne na nowo.Ale co to znaczy dla ludzi twojego i mojego pokroju, to sięjeszcze okaże.- Mów za siebie, Crev.Ja wiem, na czym stoję.Bombaasawestchnął.- Jestem człowiekiem praktycznym, Talon.Chcę tylko przetrwać.ito w jak najlepszych warunkach, jakie uda mi się załatwić.Ty twier-dzisz, że także zdecydowałeś już o swojej pozycji.No to możepowiesz mi wreszcie, co ci chodzi po głowie.Karrde zmrużył oczy tak, że wyglądały jak szparki.- Nie chcesz dostarczyć towaru ani na Tynnę, ani na Bothawui, anina Korelię, prawda?Bombaasa splótł dłonie i umieścił je na wydatnym brzuchu.- Owszem.I muszę powiedzieć, że zaimponowałeś mi, wybierającwłaśnie te systemy, w których zawiesiliśmy działalność.- Yuzzhanie są w przestrzeni Huttów - ciągnął Karrde.- Już opa-nowali Gyndine.Można by zatem przypuszczać, że próbujecie unikaćobszarów potencjalnego konfliktu.- Raz jeszcze moje wyrazy uznania.Po co ryzykować dostawy,wysyłając je w sporne obszary? Mogłoby się to okazać niebezpiecznedla przewożących towar osób.- A zatem albo jesteś po prostu ostrożny, albo wypełniasz rozkazy,które wydali ci Huttowie.Bombaasa zaczął błądzić wzrokiem po suficie.- Powiedzmy po prostu, że w tym momencie Huttowie mają więk-sze możliwości, aby stwierdzić, które obszary są niebezpieczne.Karrde skinął głową. - Tak właśnie myślałem.A jak wyjaśnisz Bordze tę rozmowę? Crevwzruszył ramionami.- Opowiem jej dokładnie to, co się wydarzyło.Talon Karrde chciałkupić towar z dostawą do zabronionych obszarów, więc nie udało namsię dojść do porozumienia.- Nalana twarz Bombaasy zmarszczyła sięironicznie.- Borga w każdym razie spodziewała się takiego spotkania.- Gra na dwa fronty?- Czeka na numer jeden.Karrde nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Nie zapomnę ci tego, Crev.Bombaasa złączył grube palce i dotknął nimi podwójnego pod-bródka.- A wtedy może wspomnisz o tej historii swoim przyjaciołom.jakodowód po czyjej jestem stronie.- Możesz na to liczyć - odparł Karrde.- Pewnego dnia może wszy-scy będziemy pracować razem: szmuglerzy, handlarze informacją,piraci i najemnicy.a to wydaje mi się dobrym początkiem.Statek yammoska  Creche" wisiał na stacjonarnej orbicie nad pla-netą Ando.W podobnym do groty doku statku dowódca Chine-kal i ka-płan, Moorsh, witali na pokładzie Randę Besadii Diori.Pierwszymiosobami, które opuściły przysłany z Ando paskudny ubrikkiański jachtkosmiczny o kształcie sabota, byli młodzi twi'lekiańscy i rodiańscy słu-dzy Hutta.Za nimi podążali nadzy, humanoidalni Aqualishe z olbrzy-mimi kłami, którzy tworzyli jego gwardię obronną.Na końcu pojawił sięsam Hutt, odpychając się muskularnym ogonem.Uśmiechał się sze-roko.W tej ponurej, słabo oświetlonej przestrzeni czuł się jak u siebiew domu.- Widzę, że lubicie mrok, tak samo jak my, Huttowie - powiedziałRanda do Chine-kala, kiedy został już odpowiednio zaanonsowany igdy dokonano wszelkich niezbędnych prezentacji.Dowódca uśmiechnął się uprzejmie.- Lubimy mrok, kiedy odpowiada naszym celom.Randa przypisałdwuznaczność uwagi Chine-kala niedoświadcze-niu yuzzhańskiegotłumacza.- Musisz odwiedzić mnie w Nal Hutta, dowódco, i poznać pałacmoich rodziców.Jestem pewien, że ci się spodoba.Dyplomatyczny uśmiech nie znikał z twarzy Chine-kala.- Słyszałem o nim wiele, młody Hutcie.Komandor Malik Carr byłszczerze zachwycony.- Podobnie jak Borga była zachwycona komandorem MalikiemCarrem - odparł Randa z dwornym ukłonem.- Chciałbym nauczyć siętyle, ile mogę, na temat waszych działań, abyśmy mogli zadowolić wa-sze potrzeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •