[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Postanowił, żeprzy okazji następnych rutynowych badań postara się uzyskać próbkę krwi księdza w celuustalenia jego kodu DNA.Liczył, że i w tej sprawie uda mu się skorzystać z pomocy wujaRachele, choć nie sądził, by wynikły z tego jakieś rewelacje.Doskonałe dziecko wyrosło po prostu na przyzwoitego, myślącego i cieszącego sięwyjątkowo dobrym zdrowiem człowieka.I może na tym właśnie polega jego doskonałość.Idąc do wyjścia, Gray zauważył rozłożoną na stoliku i niedokończoną łamigłówkę-układankę.- Lubi ksiądz puzzle? - zapytał.Ksiądz Piotr uśmiechnął się z rozbrajającym zażenowaniem.- Takie sobie niewinne hobby - powiedział.- Pozwala ćwiczyć umysł. Gray skinął ze zrozumieniem głową i ruszył do wyjścia.Pamiętał, że Hugo Hirszfeldmiał podobne zainteresowania.Czyżby działanie  Dzwonu spowodowało przejście nachłopca jakichś cech żydowskiego naukowca? Opuścił teren kościoła i wracając mostem nadOdrą, zamyślił się nad podobieństwami łączącymi ojców i synów.Czy decyduje o nich tylkogenetyka? Czy też jest w tym coś więcej? Coś na poziomie kwantowym?Wątpliwości te nie były dla Graya niczym nowym.Nigdy nie miał ze swoim ojcemdobrych relacji i dopiero od niedawna zaczęli budować pierwsze mosty.Ale i tak nękało gowiele pytań.Co w jego przypadku jest puzzlem księdza Piotra, tym czymś, co przejął poojcu? Niewątpliwie czymś bardzo konkretnym mógł być alzheimer - realna genetycznagrozba odziedziczenia po ojcu choroby - ale jego obawy z całą pewnością sięgały głębiej.Doich zawsze szorstkich relacji.Bo jakim ojcem byłby on sam?Mimo że był już mocno spózniony, zatrzymał się w pół kroku i zamarł bez ruchu.Pytanie to sprowadziło go na ziemię.Pamiętał scenę w samolocie, kiedy Monk rzuciłmu wyzwanie w sprawie Rachele i jego zamiarów wobec niej.Z całą wyrazistością powróciłydo niego wypowiedziane wtedy słowa. Trzeba było widzieć twoją minę, kiedy wspomniałem o ciąży Kat.Omal się nieposrałeś ze strachu.A to przecież tylko moje dziecko.Oto sedno jego obaw.Więc jakim byłby ojcem?Czy byłby kopią swojego ojca?Odpowiedz nadeszła z najbardziej nieoczekiwanej strony.Tuż obok przeszła młoda dziewczyna w swetrze z kapturem, którym osłoniła głowęprzed chłodem ciągnącym od rzeki.Przypomniała mu Fionę.Pamiętał ich walkę o życie i to,jak poszukiwała jego dłoni i jak go potrzebowała, jednocześnie nie przestając się z nimkłócić.Pamiętał, co wtedy czuł.Położył dłonie na balustradzie mostu i z całej siły zacisnął.Czuł wtedy radość iuniesienie.I chciał znów to poczuć.Roześmiał się na głos, jak ktoś niespełna rozumu.Przecież nie musi być taki jak jegoojciec.Wprawdzie tkwi w nim potencjał pójścia jego śladem, ale ma też wolną wolę.Zwiadomość decydującą o tym, jak ten potencjał zostanie rozładowany, w którą stronę sięprzechyli. Wyzwolony, ruszył w dalszą drogę, pozwalając, by ta rzeczywistość rozładowała wnim inne potencjały, przewracając je jak klocki domino i doprowadzając do ostatniej kwestii,co do której wciąż nie miał pewności.Do Rachele.Zszedł z mostu i skręcił w kierunku miejsca ich spotkania.Gdy dotarł do kawiarni, już na niego czekała przy stoliku na patio.Wyglądało na to,że też dopiero co przyszła.Nie zauważyła jego przybycia, więc stanął w drzwiach, napawającsię jej urodą.Zawsze tak na nią reagował.Wysoka, długonoga, z obiecującymi krągłościami ilekko wygiętą szyją.Odwróciła głowę i zauważyła, że się jej przygląda.Jej twarzrozpromienił uśmiech, orzechowe oczy rozbłysły ciepłem.Jakby z zażenowaniem przeczesałapalcami hebanowoczarne włosy.J