[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Carrie wstała i podeszła do okna.Rozsunęła zasłony i wyjrzała nazewnątrz.Znała tu każdy strumień, każde drzewo.Znała każdy kwiatciemiernika, wyłaniający się z gąszcza orzeszków bukowych, a także każdydywan utkany z tymianków, posłonków i polnych storczyków rosnących nałąkach.Podczas sianokosów zapach ziół był odurzający.Jedno z pól zostało już zaorane.Carrie widziała w świetle księżycawypukłe pręgi świeżo poruszonej ziemi.Po niedzielnej wizycie Jacka weszłatu, do sypialni, i przyglądała mu się przez okno.Przeszedł przez pole, a potemwdrapał się na drewniane schodki na ogrodzeniu.Rozejrzał się powoli dokołana wszystkie cztery strony.Patrząc na młodego kuzyna, żałowała, że nie manawet ułamka tej jego niezwykłej energii.Carrie wiedziała, że Jack kochaSixfields tak samo jak ona.Jack, olśniło ją nagle, aż musiała się chwycić framugi, by nie upaść.Tenchłopak nie irytuje jej tak jak większość krewnych.A poza tym Sixfieldspotrzebuje jego młodości, jego siły.Nie mówiąc już o tym, jak świetnie by siępoczuła, mogąc zagrać im wszystkim na nosie.Dlaczego nie Jack?Przypomniała sobie jego sylwetkę, postać wysokiego, przystojnegomężczyzny.Pamiętała, że przed laty, jako mały chłopiec uwielbiał ten dom.Jego niebieskie oczy myszkowały po każdym pokoju, rejestrując każdy mebel,każdy detal.Dostrzegła wtedy w jego oczach chciwość, chciwość, któracharakteryzowała wielu Chancellorów.Carrie nie mogła przywiązać go do65RS siebie urodą ani wdziękiem, ale miała coś innego, co mogło go pociągać:pieniądze, ziemię i władzę, która szła z nimi w parze.Carrie uśmiechnęła się pod nosem.A co do tej drugiej sprawy, która niąwstrząsnęła, to przecież rachunki muszą zostać wyrównane.W środę Jack przyjechał do Sixfields, by pomóc przy sianokosach.Gdywieczorem obmywał twarz i ręce z kurzu pod kranem na podwórzu, poczuł nasobie wzrok Carrie. Chcę ci coś powiedzieć, Jack  odezwała się niespodziewanie. Mów. Wzruszył ramionami. Nie tutaj.W salonie.Wszedł za nią do domu.Kuśtykając korytarzem, Carrie powiedziała zezłością: Nie ubywa mi, niestety, lat.A na dodatek ta przeklęta dziewuchazabrała się i poszła.Choć i tak niewiele z niej było pożytku.Jack otworzył jej drzwi do salonu. Mogę ci pomagać, dopóki nie znajdziesz kogoś innego.Carrie rzuciłamu spojrzenie z ukosa. Podoba ci się ta praca, Jack, prawda? Może być.Wyciągnęła butelkę sherry.Szyjka była szara od kurzu. Zastanawiałam się, czy nie chciałbyś pracować tu na stałe, Jack?Jack nie był pewien, czy cieszyć się z tej zaskakującej propozycji.Wrodzona ostrożność oraz znajomość legendarnego skąpstwa kuzynki kazałymu się zawahać.Nie miał zamiaru być traktowany tak, jak ta nieszczęsnadziewczyna ze wsi.Musiał wiedzieć dokładnie, co Carrie mu proponuje.66RS  Jako kto?  zapytał. Najemny robotnik.? Czy jako zarządcamajątku.? Ani jeden, ani drugi.Postanowiłam spisać testament. Carrie nalałasherry do dwóch kieliszeczków. Zamierzam zapisać ci Sixfields, Jack. Zamierzam zapisać ci Sixfields, Jack".W pierwszej chwili to do niegonie dotarło.Słyszał bicie własnego serca.Na czoło wystąpił mu pot, a koszulazaczęła lepić mu się do pleców.Miał ochotę poprosić, by powtórzyła, żeby sięupewnić, że to nie sen. Zamierzam zapisać ci Sixfields, Jack".Po latachdziwił się, że jedno zdanie może całkowicie odmienić bieg życia człowieka. Farmę.?  szepnął. Mnie.? Są też pieniądze w banku, oczywiście.Zawsze byłam ostrożna, jeślichodzi o pieniądze.Nigdy nie szastałam nimi na prawo i lewo jak niektórzy.Jack wyobraził sobie dwór i otaczające go ziemie.Wszystko ma należećdo niego. Nie sądzę, byś musiał długo czekać  dodała Carrie szorstko,kuśtykając w stronę krzesła. Moje zdrowie nigdy nie było żelazne.Wszystkobędzie należało do ciebie, nim zdążysz się obejrzeć. Carrie. Czy chcesz tego, Jack? Tak  powiedział.Bardzo chciał mieć Sixfields.Choć nie wiedział otym aż do tej cudownej, nieoczekiwanej chwili. Tak, chcę. No to się dogadaliśmy.Napiszę do adwokata. Nigdy nie przypuszczałem.Zawsze sądziłem. Co?67RS  %7łe wybierzesz któregoś z kuzynów, z moich stryjów.Aączy cię z nimibliższe pokrewieństwo. Oni do niczego się nie nadają.Ty jesteś najlepszy, Jack.Kochasz tomiejsce, prawda? Widziałam to w twoich oczach.Pokiwał głową. Jest jeszcze jedna sprawa. dodała Carrie. Spodziewam się, żezamieszkasz na farmie. Oczywiście.Z przyjemnością. Możesz zająć mały domek. Nie spuszczała z niego oka. Nie maszchyba innych planów, co? Innych planów.? Ostatnio było mnóstwo ślubów.%7łołnierze wracali do domu, do swychukochanych.Myślałam nawet, że dzwony kościelne się pourywają.Nie masztego rodzaju planów, Jack?Oczami wyobrazni ujrzał Julię zbiegającą po urwisku prosto w jegoramiona. No cóż. Nie wierzę we wczesne małżeństwa.Jack poczuł, że wkracza na śliski grunt.Carrie była kobietą trudną inieobliczalną.Zaoferowała mu niezwykły dar i trzeba uważać, by wszystkiegonie zepsuć. Słyszałam, że widziano cię raz czy dwa z tą dziewczyną odTemperleyów. Z Julią?  Rzucił jej ostre spojrzenie.68RS  Jak już powiedziałam, nie wierzę we wczesne małżeństwa.Najczęściejnic z nich nie wychodzi.A poza tym słyszałam, że ta dziewczyna odTemperleyów jest.płocha. Płocha?  powtórzył, przypominając sobie Julię otoczoną wianuszkiemadorujących ją mężczyzn podczas niedzielnego przyjęcia.I dłoń dziewczyny,dotykającą włosów Willa. To tylko pogłoska  dodała Carrie beztrosko. Trudno się opędzić odplotek. Podała mu kieliszek. Co powiesz, Jack?Kiedy spojrzał na nią beznamiętnie, szepnęła: Sixfields, Jack. Zgoda, Carrie  wykrztusił ze ściśniętym gardłem, bo wydawało musię, że w pokoju brakuje powietrza. Zgoda. A więc wypijmy za nasze porozumienie. Carrie uniosła kieliszek.Wypijmy za Sixfields. Za Sixfields. Jack wypił.Sherry była strasznie słodka i oblepiła mugardło jak klej.Wjechał na szczyt wzgórza i zsiadł z roweru.Oparł go o bramę i obejrzałsię, by popatrzeć na dom.Wszystko należy do niego.Wszystko.Dom, ziemia, pieniądze w banku.Jack zastanawiał się, ile tygodni czy miesięcy musi upłynąć, nim ta myślprzestanie go szokować i nie będzie już wprawiała jego serca w szaleńczy bieg.Wiedział, że testament Carrie może odmienić jego życie.Na razie będzie miałwłasne mieszkanie i sensowne zajęcie.A kiedy już odziedziczy.Trzynaście lat temu, gdy jego ojciec stracił wszystkie oszczędności wczasie Wielkiego Kryzysu, Chancellorowie musieli opuścić swój piękny,przestronny dom na północ od Bridport i przenieśli się do mieszkania przy69RS szkole.Jack do tej pory nie zapomniał tamtego upokorzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •