[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Urania wstała raptownie, wyciągnęła z torebki garść euro i rzuciła na stolik.- Zapłać za lunch - powiedziała do Tracey.- Możesz też zaprosić na coś twojegoznajomego.Ja muszę już iść, ale ty zostań, jeśli masz ochotę.Tracey chwyciła ją za rękę i podniosła się także.- Ależ nie - powiedziała.- Mnie też czas się zbierać.Wyjdziemy razem.Aktorka nie mogła nie zauważyć rozpaczliwego błagania w oczach dziewczyny.Zrozumiała, że z jakiegoś powodu Tracey nie chce zostać sama z Tedem Riphenburgiem.- W takim razie chodzmy - zdecydowała.- Milo mi było poznać pana - rzuciła wkierunku Teda.- Mnie również - odrzekł obojętnie.- Przykro mi, ale muszę już pędzić - pożegnała go Tracey.- Czas wracać do pracy.Może jeszcze się spotkamy.- Mam nadzieję.- Ted się uśmiechnął.- Któregoś dnia moglibyśmy się wybrać nadrinka.- Zwietnie - rzuciła Tracey, czując, że Urania ciągnie ją za rękę.Pomachała Tedowi,odchodząc.- Do widzenia.- Do widzenia - pożegnał ją.- Do zobaczenia wkrótce.usoladnacsROZDZIAA TRZYDZIESTY CZWARTYOpuszczając kawiarnię, Tracey nie odważyła się spojrzeć na Teda.Urania szybkimkrokiem ruszyła w kierunku willi.- Kochanie, o co w tym wszystkim chodziło? - zapytała.- Ja.ja po prostu go nie lubię - odrzekła Tracey.Nie chciała dzielić się z Uraniąswoimi obawami.Lękała się choćby pomyśleć, jak aktorka zareagowałaby na wieść, że wpobliżu jej domu kręci się ktoś, kto może być mordercą.- Kiedyś w Miami usiłował mnieuderzyć, więc nie chcę mieć z nim nic wspólnego - skłamała.- Mężczyzni - sarknęła gwiazda.Kiedy jadły lunch, niebo pociemniało, nadciągnęły ciężkie, gniewne, czarne chmury izerwał się zimny, porywisty wiatr, wznosząc tumany kurzu i żwiru.Nieliczni przechodniepośpiesznie chronili się pod dachami, uciekając przed nadciągającą ulewą.Tracey musiała przytrzymywać kapelusz, w obawie, że nagły powiew zdmuchnie jejgo z głowy.Okularów nie zdejmowała, chroniąc oczy przed piaskiem.Kiedy mijałyminimarket, ze zdumieniem zauważyła, że staruszka siedzi na swoim zwykłym miejscu przedsklepem, nie zważając na pogodę.Przesłonięte bielmem oczy odnalazły Tracey i wówczaskobieta wyraznie się zdenerwowała, a z jej ust popłynął strumień niezrozumiałych greckichsłów.- O Boże - mruknęła Urania pod nosem - nienawidzę tej wiedzmy.- Hej, Trace! - zawołał czyjś głos.Odwróciła się i zobaczyła Kathy stojącą w drzwiach sklepu.- Cześć, Kathy.- Pomachała do niej ręką.- Było do ciebie kilka telefonów - powiedziała młoda kobieta.Tracey odwróciła się do Uranii, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, aktorka rzuciła:- Idz.Ja wracam do willi.Nie mogę znieść widoku tej starej czarownicy.- Ja też zaraz wracam - odrzekła Tracey, ale Urania była już kilka kroków dalej.Tracey weszła do sklepu, starając się nie zwracać uwagi na bełkot staruszki.Czuła, żeręce jej sztywnieją.Szybko podeszła do lady.- Kto dzwonił? - zapytała bez tchu.Kathy wręczyła jej kawałek papieru.- Telefonowała kilka razy.Ostatnio dosłownie kilka minut temu.Mówiła, że to bardzoważne.Tracey popatrzyła na kartkę.Widniał na niej numer Maribel.usoladnacs- Dzięki stokrotne, Kathy - powiedziała.- Zadzwonię do niej i dowiem się, o cochodzi.- Masz jeszcze karty telefoniczne? - zapytała właścicielka sklepu.- Tak, mam.Najlepiej od razu pójdę do automatu, zanim zerwie się burza.- Pospiesz się - odrzekła Kathy.- Zanosi się na prawdziwą nawałnicę.- Do zobaczenia pózniej.Dzięki jeszcze raz.- Nie ma za co.Tracey skierowała się do najbliższej budki telefonicznej, włożyła kartę do aparatu iwybrała numer Maribel, myśląc jednocześnie: o Boże, żeby tylko ten łajdak nie znalazł mnietutaj.Na szczęście przyjaciółka odebrała zaraz po pierwszym sygnale.- Och, Dios mio, tak się cieszę, że dzwonisz.- Co się stało? - zapytała Tracey, starając się mówić swobodnie i beztrosko.Słuchając drżącego ze strachu i podniecenia głosu przyjaciółki, nie przestawaławpatrywać się w ulicę, w obawie, czy nie pojawi się tam nagle Ted Riphenburg.- Dostałaś moją wiadomość? - spytała Maribel.- Przed chwilą.- Nie, nie tę.Telefonowałam wcześniej do willi Uranii Vickers i zostawiłamwiadomość, żebyś natychmiast oddzwoniła.- Naprawdę? - zdumiała się Tracey.- Nie miałam pojęcia.- Owładnął nią jeszczewiększy niepokój.Przyjaciółka nie posłużyłaby się numerem Uranii, gdyby nie stało się cośnaprawdę ważnego.- Co.co się dzieje, Maribel?- Och, amiga, wszystko.Nie chciałabym niepotrzebnie napędzać ci stracha, ale musiszto wiedzieć.Nie wiem tylko, jak.- Maribel, ale co? - przerwała jej Tracey.- Słuchaj, zwolnij i opowiedz mi owszystkim po kolei.- No dobrze.Po pierwsze, to, czego byłaś taka pewna.Twój tata nie popełniłsamobójstwa.Tracey zabrakło tchu, choć przecież była o tym przekonana.- Skąd.skąd wiesz? - zapytała, odzyskawszy głos.- Pamiętasz tego gliniarza z wydziału przestępstw gospodarczych? Montague'aPleasance'a? Znajomego Raya?- Oczywiście, że pamiętam.Ale co on ma z tym wspólnego?usoladnacs- Kazał zbadać samochód twojego ojca.W laboratorium policyjnym wzięli go podlupę i okazało się, że ktoś majstrował przy akceleratorze i hamulcach.Nie wiem dokładnie, wjaki sposób, ale Ray wie.On się zna na tych sprawach.Hamulce nie działały, a akceleratorbył zablokowany, rozumiesz? Samochód jechał coraz prędzej i nie można go było zatrzymać.Kiedy Tracey nie odpowiedziała od razu, Maribel zapytała:- Trace, jesteś tam jeszcze? Przełknęła ślinę.- Tak, jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexMcNaught Judith Cykl Kolejna Szansa 02 Doskonałoœć
McNaught Judith Szepty w œwietle księżyca
Krantz Judith Póki się znów nie spotkamy
Merkle Riley Judith Tajemnica Nostradamusa
Krantz Judith Klejnoty Tessy Kent
Lennox Judith Wszystkie moje siostry
Lennox Judith Duchy przeszłoœci
Lennox Judith Florenckie lato
John D MacDonald Travis McGee 18 The Green Ripper
Brooks Terry Magiczne Królestwo 03 Nadworny czarodziej