[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will wyszedł, aby czatować na nich, brudząc wysterylizowane ręce, bo musiałzatrzymać Donalda i Tomcia, kładąc rękę na piersi każdego z nich, gdy rzucili się w kierunkuzamkniętych drzwi sypialni.- Zatrzymajcie się tutaj, pędraki! - Przyklęknął na jednym kolanie i przygarnął ich dosiebie.- Musimy coś mamie pokazać! - Donald Wade trzymał w ręku ptasie gniazdo.- Twoja mama odpoczywa.- Zobacz, co znaleźliśmy! - Donald Wade ruszył w kierunku drzwi, ale Will mocniejprzytrzymał go za rękę.- Pamiętacie, jak mama powiedziała wam o tym, że pewnego dnia w koszyku pojawisię dziecko? - Przestali się szarpać i patrzyli na Willa z niewinną ciekawością.- No cóż,dziecko urodzi się już wkrótce, a wasza mama nie będzie się czuć zbyt dobrze, gdy to sięstanie, ale tak samo było, kiedy i wy, chłopcy, przychodziliście na świat, więc nie bójcie się,dobrze? - Delikatnie uścisnął ich.- A teraz chcę, abyście byli grzeczni.Donaldzie Wade, weźtrochę ciasteczek i wyjdź ze swoim bratem na dwór i nie wracaj, dopóki cię nie zawołam,dobrze?- Ale.- Teraz posłuchaj, nie mam czasu na spory, ponieważ wasza mama mnie potrzebuje,jednak jeśli chcecie, obiecam, że wezmę was do kina pewnego dnia i to już wkrótce.Umowastoi.- Donald Wade wahał się, przenosząc spojrzenie z Willa na drzwi sypialni.- Na Hopalonga Cassidy?- A pewnie.A teraz idźcie.- Will delikatnie pchnął ich w kierunku kuchni i słoika zciastkami.Gdy byli już w bezpiecznej odległości gdzieś na dworze, jeszcze raz wyszorowałręce, pobiegł do sypialni i zamknął drzwi nogą.- To byli chłopcy.Przekupiłem ich podróżą do kina i wysłałem na dwór z garściąciastek.Jak się czujesz? - Podszedł do łóżka i usiadł na twardym drewnianym krześle.- Boli mnie.- Roześmiała się i kołysała brzuchem.Wyciągnął rękę, jak gdyby chciałmusnąć jej brew.- Nie dotykaj mnie, Will.Nie wolno ci.Niechętnie zabrał czystą dłoń, aby siedzieć z nieszczęśliwym wyrazem twarzy,odczuwając swoją nieprzydatność.Przy następnym bólu podniosła się na materacu, a Will wstał z krzesła, aby pochylićsię nad nią, patrząc, jak jej twarz wykrzywia się, a kolana rozchylają się i sięga do góry, abyzłapać się żelaznej poręczy łóżka nad głową.Kiedy wstrzymywała oddech, on wstrzymywałswój.Kiedy wykrzywiała usta i on je wykrzywiał.Kiedy zaciskała zęby, on zaciskał swoje.Czuł, że sześćdziesiąt sekund jej skurczu trwało dłużej niż cokolwiek innego w jego życiu.Gdy skurcz się skończył, otworzyła zamglone oczy i odwróciła głowę, aby spojrzeć naniego.- Już czas, Will - zdołała powiedzieć.- Umyj mnie te.teraz alkoholem i po.pomóżmi znaleźć strzemiona.Drżały mu ręce, gdy przesunął się do nóg łóżka, odwinął koszulę nocną i patrzył.OBoże.Na miłość boską, jak musi ją boleć.Była spuchnięta, jej ciało było nabrzmiałe,zniekształcone, widok ten przekraczał jego wszystkie wyobrażenia.Mógł naprawdę zobaczyćwybrzuszenie spowodowane przez główkę dziecka znajdującą się tuż nad jej nogami.Narządy rodne wydawały się zaognione, jak gdyby po ukąszeniu pszczoły.Coś wyciekało, abielizna pościelowa była poplamiona na bladoróżowy kolor.Ścisnęło go w gardle, ale wyrwałsię z tego odrętwienia, kiedy podniosła się i ogromny potok przezroczystego płynu wypłynąłz jej ciała, mocząc prześcieradło i zostawiając na nim ogromną plamę.Ten widok pobudził godo działania.Wiedział, co to jest, wiedział, że oznaczało to, iż dziecko parło bardzo nisko,przygotowując się do przyjścia na świat.Nagle stało się zupełnie jasne, co ma zrobić, a gdy uświadomił to sobie, wszystkiejego lęki znikły.Żołądek uspokoił się.Ręce przestały drżeć.Opuściło go zdenerwowanie, gdyuświadomił sobie, że potrzebuje go zarówno dziecko, jak i matka.Potrzebowali kogoś, ktozna się na rzeczy.Nie żałował alkoholu, przecierając jej brzuch, uda i narządy rodne.Paliły go palcetam, gdzie przerwał naskórek, szorując wcześniej dłonie, ale prawie tego nie poczuł.Na zapaswytarł alkoholem także strzemiona, zanim delikatnie podniósł jej pięty i wsunął w skórzanepętle, które zacisnęły się powyżej kolan.Następnie umieścił pod nią dodatkowe czystezłożone flanelowe prześcieradło.- W.W.Will.- Oddychała ciężko, gdy zaczął się następny skurcz.- Tak, kochanie - odpowiedział spokojnie, ale stał na swoim stanowisku, a jego wzrokprzykuty był do wstrząsanego skurczem brzucha.Patrzył, jak Elly wolno wygina się w łuk,jak z każdym skurczem jest coraz większa.- W.W.Wiiiiill! - wydobyła z siebie rozdzierający krzyk, gdy skurcz nadszedł inasilił się.Umieścił dłonie pod jej udami i pomógł to przetrwać, czując, jak napinają sięwszystkie mięśnie, gdy się podniosła.Dopiero gdy się rozluźniła, podniósł oczy na jej twarz.Kropelki potu wisiały na jej brwiach.Duże kosmyki włosów były wilgotne, a wargi suche ipopękane.Zwilżyła je językiem, a on myślał o słoiku wazeliny, którego nie odważył siędotknąć.Zanim wyschły jej wargi, nadszedł jeszcze jeden ból, a wtedy można było zobaczyćciemną główkę dziecka.- Widzę ją! - krzyknął Will.- Spróbuj jeszcze raz, kochanie, a będzie tutaj za chwilę!Czekał z dłońmi rozpostartymi w powitalnym geście, nie ośmielając się ani na chwilęodwrócić wzroku od ciemnych włosków teraz już doskonale widocznych.Macica Elly wygię-ła się, nogi naprężyły się w rzemieniach, a ręce zacisnęły na żelaznych prętach.Ochrypłykrzyk rozdarł powietrze i Will dowiedział się, co oznacza słowo krocze, gdy patrzył na łzyElly.Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad tym, ponieważ w tej samej chwili wysunęłasię główka dziecka - odwrócona do tyłu, tak jak obiecywano, twarzą do dołu i śliska w jegooczekujących rękach.Następnie, jak gdyby za sprawą jakiegoś cudu, odwróciła się na bok,zgodnie z naturalną koleją rzeczy, a on kołysał ją w dłoni maleńką, śliską i czerwoną.- Jej główka jest już na zewnątrz, kochanie.O Boże, ma ciemne brwi.- Zniekształconatwarz była ciemna i naznaczona trudami narodzin, a ostrzeżenie w książce bardzo przydałosię Willowi, bo wiedział, że tego należało oczekiwać; wiedział, że dziecko nie udusi się zkroczem przylegającym ciasno do szyi.Nie panikuj! Nie próbuj jej wyciągnąć! - A terazspokojnie, maluszku - wymamrotał do dziecka - muszę wyczyścić twoją buzię.Jak gdybyMatka Natura wiedziała dokładnie, co robi, dała dostatecznie dużo czasu, aby Elly mogłaodpocząć, a Will otarł palcem buzię dziecka i oczyścił rękę, zanim Elly zgięła się i pojawiłosię najpierw jedno ramię dziecka, a następnie drugie, a później urodziło się całe dziecko.Narękach oczekującego Willa pojawiło się stworzonko z ciemną buzią, połączone z matkącienką linią życia.Przyszła na świat śliska i wilgotna, napełniając jego serce ogromnąradością.Twarz Willa jaśniała wielkim zadziwieniem.- Już z nami jest, Elly, urodziła się! Miałaś rację.To dziewczynka.I.o mój Boże,mniejsza niż moje ręce.- Gdy mówił, położył cenny ładunek na brzuchu Elly, a ona ciężkooddychała, mając krótki czas wytchnienia po narodzinach.Rozluźniając uścisk na poręczyłóżka za głową, Elly wyciągnęła ręce, aby dotknąć główki dziecka, podnosząc własną zwysiłkiem i uśmiechając się ze znużeniem.Gdy głowa opadła jej do tyłu, roześmiała się, a łzypociekły po skroniach.- Czy jest ładna?- Jest najżałośniejszym stworzeniem, jakie widziałem w życiu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •