[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Boże! Nie wiedział, czy to dobrze, czy zle, ale pragnął tego z całej duszy.Gardener potrząsnął energicznie głową, jak gdyby starał się odzyskać jasność myśli. Chodz, przyjrzyjmy się powiedział do Andy ego.Nie czekając na niego, podszedł do wykopu i zajrzał.Słyszał szum wody, ale niewielewidział.Zawiesił na linie jedną z lamp łukowych, których używali do pracy w nocy, i opuściłna głębokość dziesięciu stóp.Wystarczyło.Gdyby spuścił linę jeszcze dziesięć stóp, lampaznalazłaby się pod wodą.Wyglądało na to, że musieli się przebić do prawdziwegopodziemnego jeziora.Wykop wypełniał się bardzo szybko.Po chwili obok niego stanął Andy.Miał zrozpaczoną minę. Tyle roboty! krzyknął. Przyniosłeś trampolinę, Bozie? Może zorganizujemy darmowe wejścia w czwartki albopią& Zamknij się! wrzasnął na niego Andy Bozeman. Zamknij się, nienawidzę cię!Gardenera nagle ogarnęła histeria.Zatoczył się i usiadł na pieńku, zastanawiając się, czy tocholerstwo mimo upływu lat jest wodoszczelne i ile można by wytargować za latający talerznoszący ślady uszkodzenia spowodowanego przez wodę.Zaczął się śmiać.Jim Gardener niemógł się powstrzymać od śmiechu, nawet gdy Andy Bozeman podszedł do niego i uderzył gow twarz, powalając na ziemię.8Czwartek, 4 sierpniaKiedy nikt nie się zjawiał, mimo że była już za kwadrans dziewiąta, Gardener zaczął sięzastanawiać, czy może dali sobie spokój.Bawił się tą myślą, siedząc na werandzie nabujanym fotelu Bobbi i dotykając pokaznego sińca, jakiego nabił mu Bozeman.Po północy znów parę osób przyjechało cadillakiem Archinbourga.Prawie tych samych,co zwykle.Jeszcze jedna impreza w szopie o północy.Gardener wsparł się na łokciu iobserwował ich przez okno pokoju gościnnego, zastanawiając się, kto przynosi chipsy i sos nate przyjęcia.Widać było tylko ich cienie zgromadzone wokół maski cadillaca coupe deville.Stali tam przez chwilę, a potem weszli do szopy.Gdy otworzyli drzwi, całe podwórko iwnętrze gościnnego pokoju zalało upiorne zielone światło niczym blask fosforyzującej tarczyogromnego zegarka.Weszli do środka.Blask przygasł, lecz nie zniknął zupełnie, bo zostawiliuchylone drzwi, przez które przezierał pionowy zielony pas.Mieszkańcy tej zapadłejmieściny w Maine byli najgenialniejszymi ludzmi na Ziemi, ale widocznie nawet oni nieumieli wykombinować, jak zamknąć drzwi kłódką od zewnątrz, a nie pomyśleli, by założyć jąod środka.Siedząc na werandzie i spoglądając w stronę miasteczka, Gardener pomyślał: Może kiedytam wchodzą, są tak wniebowzięci, że nie w głowie im tak przyziemne rzeczy jak kłódki.Przysłonił oczy dłonią.Nadjeżdżała jakaś ciężarówka.Wielki stary wóz do wożeniadrewna wyglądał dziwnie znajomo.Z tyłu leżał jakiś kształt przykryty brezentem, któryłopotał na wietrze.Gardener wiedział, że ciężarówka zmierza właśnie tu.Oczywiście, że niezrezygnowali.Zbudziwszy się nagle wśród nocnych ciemności, ujrzałem pod szopą gromadę gości.UStukostrachów trwa zabawa na sto dwa, lecz ja nie chcę wiedzieć, w co tam się dzisiaj gra.Nie sądził, aby jurorzy konkursu dla młodych poetów w Yale ocenili tę poezję zbytwysoko.Tak jednak dziś wygląda twórczość Jima Gardenera, pomyślał Gardener.Możekiedyś nazwą to Fazą Stukostrachów.Albo Okresem pod Szopą, albo&Ciężarówka zredukowała bieg i z rykiem wtoczyła się przed dom Bobbi.Silnik zarzęził izamilkł.Mężczyzna w koszulce bez rękawów, który wysiadł z samochodu, był tym samymczłowiekiem, który czwartego lipca podwiózł Garda do granicy Haven.Gardener poznał good razu.Kawa, pomyślał.Dałeś mi dobrze posłodzonej kawy.Bardzo smacznej.Facetwyglądał jak postać z powieści Jamesa Dickeya o chłopcach z miasta, którzy w weekendwybrali się na wycieczkę kajakową na Cahoolawassee.Gardener nie przypuszczał jednak,żeby mieszkał w Haven chyba mówił wtedy o Albion.Cholerstwo sięga coraz dalej, pomyślał.Czemu nie? Skutek opadu po wybuchu.Poza tymwiatry wiały właśnie w kierunku Albion. Patrzcie no powiedział kierowca ciężarówki. Chyba mnie nie pamiętasz dodałtakim tonem, jakby mówił: Nie próbuj ze mną żadnych pierdolonych sztuczek, Fred. Chyba pamiętam odrzekł Gardener i nazwisko mężczyzny jak za dotknięciemczarodziejskiej różdżki stanęło mu w pamięci, mimo upływu& ledwie miesiąca, w ciąguktórego wydarzyło się tyle dziwnych rzeczy, że wydawał się trwać ponad dziesięć lat.Freeman Moss.Podwiozłeś mnie.Jechałem zobaczyć, co u Bobbi.Ale chyba wiesz. Aha.Moss podszedł do pakunku na pace ciężarówki, zaczął rozwiązywać supły i szarpać sznur. Pomożesz mi z tym?Gardener zaczął schodzić z werandy, ale przystanął na schodkach, uśmiechając się lekko.Najpierw Tremain, Enders, potem Bozeman w swoich żałosnych poliestrowych spodniach. Jasne rzekł. Ale musisz mi coś powiedzieć. Aha? Moss przestał wyciągać linki.Szarpnął plandekę i Gardener zobaczył mniejwięcej to, czego się spodziewał dziwaczne urządzenie złożone z wielu elementów:zbiorników, węży i trzech samochodowych akumulatorów przybitych do deski.NowaUlepszona Pompa. Jeśli tylko będę mógł.Gardener uśmiechnął się niezbyt wesoło. Przywiozłeś mi zdechłego szczura i kawałek sznurka, na którym można nim wywijać?9Piątek, 5 sierpniaNad Haven nie odbywały się żadne regularne loty od końca lat sześćdziesiątych, gdyzamknięto bazę lotnictwa wojskowego Dow w Bangor.Gdyby ktoś wtedy odkrył statek wziemi, mógłby mieć kłopoty; cztery lub pięć razy dziennie po niebie śmigały myśliwce, odktórych huku drżały szyby w oknach, a czasem nawet pękały, gdy samoloty przekraczałyprędkość dzwięku.Pilotom nie wolno było latać z prędkością naddzwiękową nadkontynentalną częścią Stanów, z wyjątkiem przypadków wyższej konieczności, leczcwaniaków zasiadających za sterami F 4, których większość miała jeszcze na policzkach iczołach ślady trądziku, czasem ponosiła fantazja.W porównaniu z odrzutowcami mustangi ichargery, którymi jeszcze rok wcześniej jezdziły te duże dzieci, wydawały się śmiesznymizabawkami.Gdy zamknięto Dow, przebiegało tu jeszcze kilka tras lotniczych GwardiiNarodowej, ale nieco dalej na północ, w stronę Loring w Limestone.Po pewnym okresie wahań bazę przekształcono w lotnisko cywilne, nadając mu nazwęMiędzynarodowy Port Lotniczy w Bangor.Niektórzy sądzili, że to nazwa trochę na wyrostdla lotniska, które dziennie obsługuje zaledwie kilka rzężących maszyn linii lotniczychNortheast udających się do Bostonu i parę lekkich piperów latających do Augusty i Portlandu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexPratchett Terry & Baxter Stephen DÅ‚uga Ziemia #2 DÅ‚uga Wojna
L Frank Baum Oz 19 The Lost King of Oz
Meyer Stephenie Bella Swan 05 Midnight Sun (tłum. Madeline nieoficjalne)
Stephens Susan Harlequin Œwiatowe Życie Ekstra 205 Na francuskim zamku
Pratchett Terry & Baxter Stephen DÅ‚uga Ziemia #3 DÅ‚ugi Mars
Stephen J. Spignesi Sto największych katastrof wszech czasów
Lawhead Stephen Piesn Albionu Wezel bez konca
Gilles Deleuze, Felix Guattari Politique et Psychanalyse
Weis Margaret, Hickman Tracy Kroniki Smoczej Lancy 03 Smoki wiosennego Âświtu
Fred Saberhagen Berserker 07 Berserker Blue Death