[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A tak sięwłaśnie składa, że sam zamierzam wziąć do łóżka córkę mego wroga.Istnieją słodsze ichętniejsze dziewki, ale bawi mnie poniżenie tej warczącej wilczycy.Wybierz sobie inną dlatwej rozrywki, Ristkonie, i bądz pewien, że wynagrodzę twą lojalność milszym łupem niż ten.- Zaprowadzcie ją tymczasem do moich komnat - rozkazał gwardzistom, którzywyprowadzili Teres.Przechodząc obdarzyła go lekceważącym spojrzeniem, ignorując resztęszczerzącego zęby zgromadzenia.Pogonił za nią szyderczy śmiech Ristkona.- Ale opowiesz nam, co u niej znalazłeś, prawda? Być może będziesz musiał założyćkaganiec wilczycy.jej ugryzienie jest prawdopodobnie równie jadowite jak jej warczenie!Dribeck uznał, że zaspokoił wollendańskiego renegata.Najwidoczniej zgodził się, żew tej chwili upokorzenie Teres jest dostateczną zemstą.Ważniejsze było dla Dribecka, że takisposób rozegrania sprawy spodobał się jego ludziom.Był to wspaniały dowcip, pasujący dopijackiej uciechy tego wieczoru.Jutro lub pojutrze całe wydarzenie zblednie i stanie się tylkotematem zabawnej anegdotki będzie więc mógł realizować swe nowe plany bez przeszkód wpostaci konsekwencji dzisiejszego wieczoru.W innym skrzydle cytadeli Teres niespokojnym krokiet przemierzała pokój.Dwiepokojówki o zdecydowanymi wyglądzie śledziły ją nerwowym wzrokiem, bardziej pilnując,by nie zamknęła drzwi na klucz, niż z jakiegokolwiek innego powodu.Komnaty Dribeckabyły bowiem położone na najwyższym piętrze zamku i daleko, daleko w dole pod ich oknamibrukowane cegłami ulice Selonari jarzyły się świąteczną iluminacją.Za drzwiami wartowałodwóch gwardzistów.Teres nie zamierzała wyskoczyć jak idiotka oknem; miała zamiarnajpierw pokazać pazury Dribeckowi, gdyby chciał urzeczywistnić swą przechwałkę.W ponurym nastroju rozglądała się po swym więzieniu.Mocny sznur lub jegoekwiwalent umożliwiłyby jej ucieczkę przez okno.Ale wątpliwe było, czy Dribeck trzymałcoś takiego pod ręką.Strażnicy już wynieśli z pokoju kilka sztuk broni.Być może przeoczylijeszcze jakieś i gdyby niepostrzeżenie dostała coś takiego do ręki.Ale obie kobiety niespuszczały jej z oczu.Gdyby jej myśli nie zajmowało coś innego, zauważyłaby że komnaty są interesujące.Urządzone były bogato, choć nie przesadnie, w męskim stylu, nadającym im swobodną,przyjemną atmosferę.W jednej z alków znajdował się mały gabinet z półkami zapchanymimapami i książkami.Rzuciła; okiem na mapy, szczególnie dokładnie obejrzała ukazującąZiemie Południowe, ale nie znalazła na niej nic, co miałoby znaczenie militarne.Księgi nic jej nie mówiły z wyjątkiem jednej, której tytuł z trudem przesylabizowała.Była to historiaklanów Wollendanu.Jej lektury ograniczały się przede wszystkim do raportów wojskowych,gdyż uważała, że wszystko inne, przedstawiające jakąś wartość, mogą jej odczytać na głospisarczykowie.A więc Dribeck rzeczywiście był tak uczony, jak mówiono.Niechętniemusiała przyznać, że nie brakowało mu zręczności w ważniejszych sprawach.widziała nawłasne oczy, jak potrafił walczyć.Aóżko - wbrew jej woli wciąż przyciągało spojrzenie - byłoogromnym meblem, z kosztownymi futrami na materacach.Wyglądało, że jeśli nie przetrząśnie różnych szaf i schowków, niewielkie ma szansęznalezienia jakiejś broni.Wątpiła też, czy jej dozorczynie pozwoliłyby na takie poszukiwania.Jedna z komódek zastawiona była kosztownymi damskimi przyborami toaletowymi,ozdobami, biżuterią.- Pentri, kochanka milorda - odpowiedziała jedna z pokojówek na jej pytającespojrzenie.Wzruszyła ramionami.Przez całe życie zdecydowana była unikać tego rodzajumiałkiej elegancji.Leżało też przewrócone lusterko i Teres mimochodem zauważyła, że twarzma naprawdę brudną.By zająć się czymkolwiek, znalazła umywalkę i umyła się.Twarz miałacałkiem niezłą.Za drzwiami rozległ się pomruk i wszedł Dribeck.Gestem odesłał pokojówki.Podszedł do Teres z odrobiną wahania w ruchach.- A więc.czy pan na Selonari znalazł dość odwagi, by  poniżyć tę warczącąwilczycę"? - zaszydziła Teres z wymuszonym spokojem, jednocześnie mierząc wzrokiemodległość między nimi.- Niekiedy pijani kretyni próbowali mnie obmacywać.Niektórzy znich mieli pózniej dość szczęścia, by znalezć sobie wygodne posady.jako tłuści strażnicyharemów pewnych zagranicznych cesarzy.A może powinnam zemdleć na widoknieubłaganego wojownika.dumnie kroczącego zwycięzcy, którego słowo nie trwa dłużej niżoddech, na którym je wypowiada!Ku jej zdumieniu Dribeck padł na fotel i zmarszczył brwi, patrząc na nią poirytowany.- Do diabła, gdybym chciał się mocować z megierą o ostrym języku, zapolowałbymna Gerwein.Ona przynajmniej nie nosi w łóżku ostróg.o ile mi wiadomo.Powiedziałem ci,że nic złego cię nie spotka, i słowa dotrzymam! Mogłem łatwo wydać cię Ristkonowi.ioszczędzić sobie trudnej chwili.Ale tego nie zrobiłem i jeśli idzie o mnie, możesz tu przespaćsobie noc bez mojego towarzystwa.Jutro, gdy sprawa się załagodzi, możesz przenieść się nakwaterę, którą dla ciebie wybrałem.w każdym razie nie do celi więziennej.Do diabła, czy tysobie wyobrażasz, że czuję do ciebie nieodparty pociąg seksualny? Ristkon chciał ciebie tylkodla jakiejś ponurej złośliwości, a ja wtrąciłem się jedynie po to, by cię ocalić przed jego zboczoną zemstą.- Ale to ty dobierasz sobie tych, co ci służą! - odparła Teres, zastanawiając sięrównocześnie, czy wszystko to jest podstępem, by ją zaskoczyć znienacka.A także poczułasię obrażona jego szorstką odprawą - uczucie, które jej samej wydało się nielogiczne.-Pozwolę sobie powiedzieć, że myśl o dzieleniu z tobą łoża była dla mnie ledwie odrobinęmniej niesmaczna niż perspektywa objęć tęgi zdrajcy.A najlepiej zademonstrujesz, jak świętejest twoje słowo, jeśli natychmiast zabierzesz stąd dupę w troki.Twoja Pentri pewnie jużjęczy z tęsknoty za tobą.Dribeck drgnął.Przez jego wargi przewinął się leciuteńki uśmiech.- Pentri? Hmmm.Do Breimen docierają zjełczałe plotki.Ten kociak już mi sięznudził.Jest tam na dole zapewne z Kane'em.Mój ponury przyjaciel wydał mi sięniezadowolony, nie mając bitwy w bliskiej perspektywie wysłałem więc Pentri, by ulżyła jegomelancholii.- Nie musi długo pogrążać się w czarnych myślach.Będzie następna bitwa, i toszybko! Czy naprawdę spodziewasz się, że Malchion zrezygnuje z tej wojny tylko dlatego, żeprzez twój podstęp ponieśliśmy chwilową porażkę? Nim śniegi nadejdą, twój obchódzwycięstwa będzie pośmiewiskiem dla wszystkich!Dribeck złożył dłonie palcami, podparł kciukiem podbródek, a łokcie złożył nakolanach.- Być może nie - sprzeciwił się, opuszczając ręce.- To właśnie mam nadzieję ż tobąprzedyskutować.Kontynuowanie wojny naprawdę nie ma sensu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •