[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokąd się wybierasz? Przecież w pojedynkę i tak nie odnajdziesz wielebnegoBoba.- Lynn z wolna odzyskiwała zdolność trzezwego myślenia.- A FBI? A twoiprzyjaciele z ATF, służby bezpieczeństwa, CIA i cała reszta? Czy to nie ichzadanie?Wstał, okręcił się prześcieradłem w pasie i ruszył do drzwi.- Wierz mi, ktoś z tej listy na pewno go prędzej czy pózniej dopadnie.To tylkokwestia czasu.Tylko że właśnie czasu nie mieli dość, Lynn zrozumiała ten drobny szczegół,biegnąc za Jessem.- Nie mam zamiaru nawet próbować tropić wielebnego Boba - rzucił przez ramię,defilując przed oczami zdumionej dyżurnej pielęgniarki.Ledwie kobieta,ochłonąwszy nieco, uświadomiła sobie, że owo półnagie zjawisko jest umykającym zoddziału pacjentem, Jess rozpłynął się za zakrętem korytarza, zanim nawetzdołała się poruszyć.Tam przypadł do wind i nacisnął guzik oznaczony strzałkąskierowaną do góry.Umykając przed zaskoczoną pielęgniarką, Lynn pośpieszyła za nim.- Skoro nie zamierzasz ścigać wielebnego Boba, co chcesz zrobić? - pytałazdyszana.- Jeżeli ładunki można zdetonować za pomocą komputera, wydaje się oczywiste, iżw ten sam sposób można także zapobiec nieszczęściu.Trzeba tylko odgadnąć, jak.Muszę koniecznie po rozmawiać z Theresą i Louisem i ustalić, czy przypadkiem niewiedzą czegoś, co nam pomoże znalezć klucz do tej zagadki.- Przecież nie wiesz nawet, w których są pokojach - biadoliła Lynn.W tej samejchwili drzwi windy zamknęły się, odcinając drogę pielęgniarce ścigającej dwojeuciekinierów.- Wiem, gdzie leży Louis, a Theresę znajdę, nie martw się.Podjechali dwapiętra.Cichy dzwonek oznajmił im, że są na miejscu.Drzwi ledwie zaczęły sięrozsuwać, gdy kowboj wyskoczył z windy i pognał korytarzem.Lynn nie odstępowałagu ani na krok.W dyżurce Lynn dojrzała rozpartego swobodnie na krześle Martiego, popijającegokawę i flirtującego z pielęgniarką.Kiedy Jess śmignął mu niespodziewanie przed nosem, policjant wprawdzie otworzył szeroko oczy ze zdumienia, lecz najwyrazniejnie dowierzał sam sobie.Dopiero widok gnającej za podejrzanym Lynn przywróciłmu zdolność reagowania.- Co, u licha? - wymamrotał, odstawiając niedopitą kawę z takim impetem, żebrunatny płyn przelał się przez brzegi papierowego kubka.Spojrzawszy za siebie,Lynn zobaczyła, jak stróż porządku skacze na równe nogi, ssąc przy tym kciuk.Widocznie kawa była gorąca.Policjant ruszył za nimi, usiłując niezdarnie wyszarpać pistolet z kabury.Nieświadomy nadciągającej burzy, Jess wpadł jak bomba do pokoju 609, gdziezwinięty na łóżku spał chudzielec.- Louis, wstawaj! - Szarpnąwszy za zielony szpitalny strój, w który ubranowspółpracownika wielebnego Boba, Jess wyciągnął śpiącego z łóżka.- Co takiego? O co chodzi? - Tamten, wyrwany ze snu, wił się jak piskorz, napróżno usiłując wywinąć się z żelaznego chwytu dłoni wczepionej kurczowo w przódkusej koszuliny, która stanowiła jego jedyne ubranie.Przyglądająca się tejscenie Lynn skromnie spuściła oczy, nie zamierzając oglądać obnażonych wdziękówchudzielca.- Nie ruszać się! - zagrzmiał Marty, wbiegając w tym momencie do pokoju zpistoletem w dłoni.Zanim drzwi się za nim zamknęły, Lynn dojrzała jeszcze dwóch strażnikówszpitalnych nadciągających korytarzem z odsieczą.Prawdopodobnie siostra dyżurna wezwała posiłki.- Ty tam! Puść go natychmiast! - Marty zatrzymał się tuż przy drzwiach i stanąłna rozstawionych nogach, w obu wyciągniętych dłoniach ściskając pistoletwymierzony prosto w kowboja.- No właśnie, natychmiast mnie puść - podchwycił Louis, wpijając się paznokciamiw rękę Jessa.Ten nie uwolnił go jednak, lecz zamiast tego obrócił się razem ze swym więzniem,opuszczając go przy tym na, tyle, że Louis mógł stanąć na podłodze na własnychnogach.Dzięki temu prostemu manewrowi uczeń wielebnego Boba znalazł się całkiemniespodziewanie między lufą pistoletu a Jessem.Sprytne posunięcie, podsumowała z uznaniem Lyrm.- Posłuchaj, imbecylu! - natarł na policjanta Jess ponad głową chudzielca.-Chodzi o bezpieczeństwo narodowe! Jestem agentem federalnym i nie mam czasu nazabawy! W tej chwili odłóż broń!- Nie jesteś.To znaczy.jesteś? - przemówił niepewnie Marty, tracąc całyrezon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •