[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciała czekać.Jego moc buzowała w jej żyłach; czuła, że zaraz eksploduje.Przesunęła się, odnalazła jego usta, oddała mu moc.Jęknął.- Meg.Cholera jasna, Meg.Oderwała stopy od podłogi i oplotła nogami jego talię.Oparli się o ścianę: chłód za plecami nie studziłognia, nie koił rozszalałych myśli.Czuła jego erekcję; nie wiedziała, jaki dzwięk wydobył się z jej ust i nic jej to nie obchodziło.Wiedziała tylko, że w tej pozycji nie może dosięgnąć guzików jego koszuli; była tak zamroczona, żenie potrafiła go rozebrać.Między nią a tym, czego pragnęła, wyrosła biała bariera; szarpała, usiłowałaściągać mu ją przez głowę.W końcu dała za wygraną, wplotła palce w jego włosy, pogłębiałapocałunek, aż poczuła krew. Poczuła kolejny, jeszcze silniejszy przypływ mocy.Rozpoznała jego energię.Nie czas na myśli.Nieczas na zmartwienia, nie teraz, gdy jego zdecydowana dłoń odnalazła wnętrze jej ud.Ledwiemusnąwszy skraj pończochy, przesuwał się wyżej, tam, gdzie najbardziej chciała go poczuć.Wystarczył dotyk w połączeniu z mocą i emocjami.Zbyt wiele.Wtuliła się w Greysona, wygięła włuk, zadrżała, nie słyszała własnego głosu, zagłuszał go jego ochrypły pomruk.Oderwał ją od ściany, pokonał pokój kilkoma długimi krokami i otworzył drzwi do sypialni.Odsunąłsię od niej.Czuła, że się rozgląda.Malleus, Maleficarum i Spud siedzieli w małych fotelikach przy toaletce.Szeroko otworzyli oczy zezdziwienia.Powinna się przejąć ich obecnością, speszyć tym, że spod zadartej do pasa sukienki widać jej czarnemajteczki, że ją słyszeli, że wiedzieli, co się dzieje.Ale nic jej to nie obchodziło.To oznaczałobywydatek energii, a tę chciała zachować dla Greysona.- Precz - warknął niewyraznie.Bracia, jeśli chcieli, albo gdy im kazano, umieli się poruszać z szybkością błyskawicy.Megan byłapewna, że chętnie zostaliby i patrzyli, co będzie dalej.Nie dlatego, że kręciło ich podglądanie, aledlatego, że chcieli mieć pewność, że wszystko się ułoży.Ale tak nie będzie.Choć w tej chwili nawet to jej nie obchodziło.Wybiegli z pokoju.Greyson pocałował Megan, jeszcze zanim zamknęły się za nimi drzwi.Kolejny szok.I więcej płomieni; buzowały pod sufitem, jakby ściany polano benzyną.Rozdzierały jejciało, jakby wypełnione prochem strzelniczym.Wydyszała jego imię, powtarzała je, gdy układał ją na łóżku i zsuwał sukienkę.Usiadła, uklękła.Nareszcie mogła dosięgnąć guzików, zedrzeć z niego koszulę i całować.Mocno,namiętnie.Oderwali się od siebie, by mógł zdjąć z niej sukienkę.Megan ściągnęła mu koszulkę,mocowała się z paskiem nagle niezręcznymi palcami.Z ustami na jej wargach cytował Yeatsa.Jęknął, gdy rozpięła suwak i znalazła go nabrzmiałego,wilgotnego.Zacisnęła na nim dłoń, głaskała, spowijała rozżarzonym pomarańczowym światłemtańczących wokół nich płomieni.Zdjął jej stanik.Jego dłonie powędrowały do piersi Megan, na żebra.Jej skóra płonęła, gdziekolwiekjej dotknął.Napierała na niego, szukała jego dotyku, wtuliła się w jego pierś, dotykała skóry takgorącej i cudownej.Całowała go, drażniła zębami, schodziła coraz niżej, niżej, aż objęła go ustami.Ostatni raz.Nie chciała o tym myśleć, nie teraz.Skupiła się na nim, na dymnym smaku skóry.Na jegodłoniach w jej włosach, przyspieszonym oddechu i głosie, szepczącym jej imię.Zatracała się w nim, gdy odsunął się, przewrócił ją na plecy i jednym szybkim ruchem zdjął jejmajteczki.Pieścił wargami prawe udo, rozsunął je łagodnie.Wygięła się w łuk.Jej ciało wibrowało, drżało, w głowie miała ogień i dym.Czuła go w ustach, wsobie, czuła, jak wypala rozpacz i żal.Wszystko zniknęło, gdy dotknął najwrażliwszego zakątka jejciała tym cudownie rozdwojonym językiem i doprowadził ją do krzyku.Drugi orgazm huczał jej w żyłach, niósł drżenie i łzy.Nie odsunął się, sprawiał wrażenie, że jeszczedługo zostanie tam, gdzie jest.Chwyciła go za włosy, pociągnęła w górę.Dość.Dość.Już za wiele, nie mogła dłużej czekać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl