[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Włoska w dodatku, wygląda mi na to - powiedziałem.- Jak te szkła.- Może prezent od tego Viscontiego? - zapytał sierżant Sparrow.- Na odwrocie nic nie świadczy o tym - powiedział inspektor.- Miałem nadzieję, żetam jest jakaś dedykacja.Interpol nie ma nawet próbki jego podpisu.już nie mówiąc oodciskach palców.- Zerknął na jakąś kartkę wyjętą z kieszeni.- Czy słyszał pan kiedyś, żeby ciotka wymieniła któreś z tych nazwisk.Tiberio Titi?- Nie.- Stradano? Passerati? Cossa?- Raczej niewiele mówiła mi o swoich znajomych Włochach.- To nie byli znajomi - powiedział inspektor Woodrow.- Leonardo da Vinci?- Nie. Zaczął znów przeszukiwać wszystkie pokoje, ale widziałem, że tylko po to, byformalności stało się zadość.Pózniej w drzwiach podał mi numer telefonu.- W razie otrzymania wiadomości od ciotki - powiedział - jeśli pan w ogóle jakąśotrzyma, proszę niech pan do nas zadzwoni natychmiast.- Niczego nie obiecuję.- Chcemy tylko zapytać ją o parę rzeczy - powiedział sierżant Sparrow.- O nic niejest oskarżona.- Miło mi to słyszeć.- Nawet istnieje możliwość - powiedział inspektor Woodrow - że pańskiej ciotceosobiście zagraża poważne niebezpieczeństwo.Ze strony jej niefortunnych powiązań.- Zwłaszcza ze strony tego gada, Viscontiego - dorzucił swoje trzy grosze sierżantSparrow.- Dlaczego pan go stale nazywa gadem?Sierżant Sparrow udzielił wyczerpującej odpowiedzi.- To jedyny rysopis, jaki nam podał Interpol.Oni nie mają nawet jego fotografii zpaszportu.Ale kiedyś nazwał go żmiją szef policji rzymskiej.w roku tysiąc dziewięćsetczterdziestym piątym.Wszystkie ich akta z czasów wojny uległy zniszczeniu, tenkomendant policji nie żyje, więc nie wiemy, czy żmija odnosiła się do wyglądu, czy też byłoto określenie postawy moralnej tego człowieka.- Przynajmniej - powiedział inspektor - mamy teraz pocztówkę z Panamy.- To już coś do akt - wyjaśnił mi sierżant Sparrow.Kiedy porządnie zamknąłem drzwi wejściowe i ruszyłem za nimi, pozostawili mniepod smutnym wrażeniem, że może ciotka nie żyje i tym samym najciekawsza część mojegożycia się skończyła.Długo czekałem, żeby się zaczęła, a trwała jakże krótko! Część druga IKiedy statek holowano w żółty prąd odpływu, a niechlujne wieżowce i najeżonablankami komora celna oddalały się raptownie, jak gdyby to nie statek tylko one sunęły nakońcu tej liny, myślałem o przygnębieniu, które odczuwałem tamtego, odległego już dnia, io płonności swoich ówczesnych obaw.Był ósmy dzień lipca, poranek, mewy miauczałyniczym koty na Latimer Road, chmury wiszące nad morzem wróżyły deszcz.Przez jedynąszparę wśród tych chmur przedzierało się słońce padając na La Plata i nadając szarej rzecew jednym miejscu srebrzysty połysk, ale najjaśniejszą plamą w całym ponurym krajobrazierzeki i wybrzeża były płomienie z rur gazowych rozchwiane na tle czarnego nieba.Czekałymnie jeszcze cztery dni rejsu po rzekach La Plata, Parana i Paragwaj przed zobaczeniem sięz ciotką Augustą, więc przestałem oglądać argentyńską zimę i zszedłem do przegrzanejkajuty, żeby rozwiesić ubrania na wieszakach, ułożyć książki i papiery tak, by stworzyćsobie na te długie cztery dni atmosferę jako tako domową.Od mojego spotkania z policjantami z wydziału śledczego minęło ponad pół roku,zanim dostałem wiadomość od ciotki.Nabrałem już przekonania, że ona nie żyje, i raznawet we śnie okropnie mnie przeraziła jakaś bestia, pełznąca ku mnie po podłodze, bestiaz połamanymi nogami, które kołysały się jak ogon węża.Już, już chciała mnie ściągnąć złóżka w zasięg swoich strasznych zębów i czekałem na to, obezwładniony lękiem jakznieruchomiały w obliczu węża ptak.Budząc się z tego przerazliwego snu, przypomniałemsobie o panu Viscontim, chociaż, o ile mi wiadomo, ptaki paraliżuje nie żmija, tylko kobra.W owym pustym okresie otrzymałem zaledwie jeden list od panny Keene [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •