[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedział panHarriette Wilson o szkole kurtyzan, zgadza się?Sir Reginald zakrztusił się i zaniósł chrapliwym kaszlem.Po chwili uspokoił się na tyle, żeby zebraćmyśli.- Chyba faktycznie - przyznał ostrożnie.- Któregoś dnia spotkałem ją w Covent Garden, akuratwystawiali jakąś sztukę czy coś takiego.Nie pamiętam dokładnie.Sloane popatrzył na niego złowrogo.- Nikt nie może o tym wiedzieć.Nikt, rozumie pan? Sir Reginald prychnął lekceważąco.- Nie rozumiem.Dlaczego? Przecież pomysł wydaje się ka- 204Diane Gastonpitalny - przyuczanie młodych kobiet do zawodu.I w dodatku robi to dama! Paradne!- Co pan wie o tej damie? - warknął Sloane.- To jakaś panna Hart.- zająknął się sir Reginald.Sloane chwycił go za klapy szlafroka i uniósł zkrzesła.- Słuchaj, człowieku - wycedził.- Nie wolno mówić o tym komukolwiek.Choćby nie wiem co, niewyjawi pan nikomu tego nazwiska.Jasne?Sir Reginald wytrzeszczył na niego oczy.- Nie powiem - wybełkotał.- Nie wyjawię.- Proszę dać słowo.- Sloane" potrząsnął nim jak workiem ziemniaków.- Ja.daję słowo.- Sir Reginaldowi plątał się język.Sloane puścił go i starszy pan opadł z powrotemna krzesło, dysząc przy tym tak ciężko, jakby pokonał biegiem cały Hyde Park.Sloane ponownie pochylił się nad arystokratą.- Teraz wyjdę - oznajmił.- Ale proszę pamiętać, że jeśli znowu zacznie pan mleć ozorem, dowiem sięo tym.Nie chciałby się pan przekonać, co wtedy zrobię.Sir Reginald pokiwał głową z takim zapałem, że luzna skóra na jego szyi wyraznie się zakołysała.Sloane wyszedł z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.Wstrząśnięty sir Reginald sięgnął po herbatę, aleręce trzęsły mu się tak, że filiżanka głośno szczękała na spodku.Lokaj ostrożnie wyłonił się zza drzwi sypialni.- Czy jaśnie pan jest ranny? - spytał niepewnie.- Skąd - prychnął sir Reginald.- Oczywiście, że nie jestem ranny.- Cóż to był za straszny człowiek.- Lokaj podniósł filiżankę Sloanea. Tajemnicze sąsiedztwo205- W rzeczy samej.Sir Reginald wpatrywał się w  Morning Post", ale nie mógł odczytać ani słowa, gdyż litery skakałymu przed oczami.Potarł dłońmi twarz, jęknął głośno i oparł czoło o blat stołu.Tego wieczoru madame Bisou przeszła przez kasyno w swoim lokalu i sprawdziła, czy na stołach leżąkarty oraz wszystkie inne niezbędne akcesoria.Westchnęła i ciężko usiadła na jednym z krzeseł.Bawiąc się stosem żetonów, przypomniała sobieminę Roberta, kiedy złożyła wizytę pannie Hart i jej dziewczętom po tym, jak Har-riette Wilsonskończyła swoją przydługą lekcję.Robert zachowywał się jak odurzony adorator.Czyżby miała gostracić? Był taki uroczy.I taki przewidywalny.Szczerze żałowała, że postanowiła przyprowadzić go do domu Morgany Hart.Przecież chodziło jejtylko o to, by dziewczęta nauczyły się obcowania z mężczyzną, o ile dałoby się nazwać Robertamężczyzną.Był taki chłopięcy, słodki i nieszkodliwy.Podejrzewała, że dobierze się do tej całej MaryPhipps, jak tylko dziewczyna rozkręci interes.To się nazywa wdzięczność!Do pokoju wszedł Cummings.- Madame, gość do pani - oznajmił.W jego ustach każda informacja brzmiała jak zapowiedz nieuchronnej zagłady.- Cummings, przecież wiesz, że lokal jest zamknięty.- Nie miała ochoty spotykać się z nikim, nawetpo otwarciu przybytku.- Przyszła pani Rice i koniecznie chce z panią rozmawiać.- Och, ta wstrętna Fortuna Rice.- Madame Bisou machnęła ręką.- Niech wejdzie do jadalni, tam jąprzyjmę. 206Diane GastonPodążyła za lokajem do jadalni, ale po drodze wpadła do gabinetu, skąd zabrała butelkę madery.%7łebyprzetrwać spotkanie z Fortuną Rice, musiała uzbroić się w alkohol.Usiadła i przed wejściem niemile widzianego gościa zdążyła opróżnić kieliszek.- Och, Fortuno - odezwała się na widok koleżanki po fachu i napełniła dwa kieliszki.- Zapraszam nawino.- Mam nadzieję, że zacne.Chyba nie postanowiłaś opędzić mnie sikaczem, co, Penny? - Pani Riceusiadła po przeciwnej stronie stołu.Madame Bisou momentalnie się zachmurzyła, ale doszła do wniosku, że puści tę uszczypliwą uwagęmimo uszu.- Obie pijamy wyłącznie najprzedniejsze trunki, Fortuno - wycedziła.- Ciężko na to zapracowałyśmy,prawda?- Właśnie w tej sprawie przychodzę.- Fortuna Rice jak zwykle nie traciła czasu na grzecznościowepogaduszki.- Obiło mi się o uszy, że maczasz palce w organizowaniu jakiejś szkoły kurtyzan.Toprawda? Madame Bisou długo zwlekała z odpowiedzią.By zyskać na czasie, powoli wypiła łyk wina,ale w końcu zdecydowała, że najlepsza będzie taktyka uników.- Czemu pytasz, moja droga? Pani Rice zmarszczyła brwi.- Ktoś mi ukradł dwie dziewczyny, a także trzecią, którą chciałam ściągnąć do domu.Chcę je zpowrotem.- Twoja strata, Fortuno, trzeba było lepiej je traktować.Ja dbam o swoje dziewczęta, więc są ze mną zwłasnej woli.- Moje dziewczyny nie mają ze mną zle - burknęła pani Rice.- Czuję się poszkodowana i chcę je zpowrotem.- Och, niewątpliwie.- Madame Bisou ponownie uraczyła się trunkiem. Tajemnicze sąsiedztwo207- Co wiesz o tej sprawie?Penny uznała, że jej rozmówczyni nie jest specjalnie bystra, skoro od razu wyłożyła wszystkie kartyna stół.- Nic o niej nie wiem - odparła.- I na pewno nie mam pojęcia, czemu sądzisz, że coś powinnamwiedzieć.- Sir Reginaldowi coś się wymsknęło na ten temat.Powiedział, że wczoraj wieczorem w Vauxhallpopisywałaś się dziewczynami.Madame Bisou udała szczere rozbawienie.- Och, a to dopiero! Co za błazenada! - Zaśmiała się i dla lepszego efektu otarła oczy chustką, którąwydobyła spomiędzy obfitych piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •