[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie odezwał się cichym gło-sem: Gotów jestem zrobić dla pana wszystko.Proszę rozporządzaćmoją osobą i tym, co posiadam.Do końca życia pozostanę pańskimdłużnikiem. A gdybym zażądał  spojrzałem uważnie na twarz gospodarza czegoś bardzo ważnego? Nie ma rzeczy, której bym nie wykonał  Achmed wypowie-dział te słowa z powagą. Jeśli pan zechce, ten dom i wszystko, cosię w nim znajduje, stanie się pańską własnością.50 Nie wiem, czy pod wpływem wina, czy też na skutek upałów, dojakich Europejczyk zwłaszcza w marcu nie jest przyzwyczajony,dość że wstąpiła we mnie dziwna przekora. Ten dom, choć piękny, to za mało dla mnie.Chcę czegoś wię-cej ! Proszę rozporządzać moją osobą i tym, co posiadam. A więc dobrze  podjąłem tę grę  chciałbym, żeby mi panopowiedział o piramidzie. O piramidzie?  w głosie Araba zadzwięczało zdumienie, ale iprzestrach. Właśnie.O Wer Chafre.Czy tak wiele żądam?Po moich słowach zapadła cisza.Arab siedział z pochyloną gło-wą.Zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie  zastosowałem przecieżchwyt niezupełnie fair.Już chciałem się jakoś wycofać, gdy usłysza-łem, że Hosni mówi coś niemal szeptem, powoli: Są sekrety, które przechodzą z ojca na syna.z pokolenia napokolenie.których nie wolno nikomu powierzyć.Nawet najlepsze-mu przyjacielowi. Ja nie chcę sekretów! Chcą tylko znać prawdę o piramidzie.Achmed Hosni westchnął, znów popatrzył na mnie uważnie. Dobrze  powiedział po chwili wahania  powiem panu, jakbudowano Dom Miliona Lat Chafre.A przynajmniej, jak mi się tokiedyś wyśniło.Usiadł wygodnie w fotelu, odchrząknął i już spokojnym, równymgłosem zaczął opowiadać.* Pewnego dnia wróciłem po południu bardzo zmęczony dodomu i położyłem się ot tu, na tej sofie pod ścianą.51 Nagle doznałem dziwnego uczucia, jakbym gdzieś zawisł w prze-strzeni.Spojrzałem na zachód, tam gdzie powinny się znajdowaćpiramidy.Rzeczywiście, ujrzałem je.Ale tylko dwie.Jedna z nichbłyszczała wspaniale w promieniach słońca.Cała biała i zupełniegładziutka.A sam jej czubek świecił szczerym złotem.Poznałem ją od razu.To piramida Cheopsa.Ale w pełnej swejkrasie.Taka, jaką musiała być przed czterdziestu siedmiu wiekami.Jaką dwa tysiące lat temu opisywał Herodot.Druga piramida, płasko ścięta, nie miała czubka.Od wschodniejstrony wznosił się na tę samą wysokość wał ziemny.Wydawało mi się, jak gdybym znajdował się w sali kinowej i pa-trzył na ekran, na którym następuje zbliżenie obrazu.Znalazłem siętuż koło piramid.Ta druga, teraz widziałem to doskonale, to DomMiliona Lat Chafre.Nie miała obudowy i nie była ukończona.Jejpodstawa wyglądała mniej więcej tak, jak i dzisiaj.Nasyp z piaskuczy z gruzu prowadził aż do samej góry, gdzie trwały roboty.Wszę-dzie kręcili się robotnicy.Przesuwano wielkie bloki kamienia, dopa-sowywano je jeden do drugiego i w ten sposób powstawała nowawarstwa piramidy.Wał ziemny zastępował nasze obecne rusztowa-nia.Zaczynał się przy drodze wyłożonej kamiennymi płytami, któraopadała łagodnie w dół i kończyła się widocznymi stąd kamienioło-mami.Na drodze i na wale ziemnym wszędzie poruszali się ludzie.Trzech ciągnęło linę przymocowaną do masywnych sań, pięciu po-pychało je.Dwóch innych stale czerpało wodę z wielkich glinianychkadzi, stojących co kilka metrów na całej długości drogi, i zwilżałokamienne płyty lub ziemię przed saniami, aby zmniejszyć tarcie iulżyć tragarzom.Jeszcze inni ciągnęli w dół puste sanie.Wracali ponastępny ładunek.52 Nieco z boku ciągnęły się rzędy baraków.Cała armia kucharzyprzygotowywała posiłek dla pracujących.Z magazynów wytaczanoduże, czerwone dzbany z piwem.Piekarze wypiekali na rozpalonychkamieniach płaskie placki z pszenicy lub jęczmienia.Wszyscy ciludzie byli prawie zupełnie nadzy.Tylko na biodrach nosili króciut-kie, białe przepaski.Pomiędzy pracującymi kręcili się dozorcy.Można ich było od-różnić, gdyż przepaski mieli nieco dłuższe, a w ręku trzymali kij.Nasamym szczycie drogi siedzieli pisarze.Każdy z nich miał w rękudługi zwój papirusu, trzcinę zaciętą na ostro i glinianą buteleczkęatramentu.Dokładnie oglądali każdy przyciągnięty na budowę blok,sprawdzając znaki wyryte na kamieniu, i jeśli wszystko było w po-rządku, wskazywali, gdzie należy go skierować.Właśnie wyładowane sanie zatrzymały się w połowie drogi.Ro-botnicy wyprostowali się i odpoczywali.Zaraz doskoczył do nichdozorca. Dlaczego stoicie? Tarasujecie drogę.Ciągnąć! Zaraz, panie.Musimy się wody napić.Jeden z polewaczy podał im dzbanek.Pili i opłukiwali twarze. Wracajcie do pracy.Dosyć tego.Zablokujecie całą robotę  do-zorca wymachiwał kijem, ale nie uderzył.Jemu samemu na tym upa-le także chciało się pić.Zresztą następne sanie znajdowały się jesz-cze dość daleko.Znowu naprężyły się liny.Pchający wytężali siły, aby ruszyć blokz miejsca.Nawet dozorca odłożył swój kij i sam próbował pomóc.Polewacze także pomagali.Wreszcie sanie ruszyły i z wolna sunęły pod górę. Dzisiaj  powiedział jeden z ciągnących linę  powinni nam daćpodwójną porcję piwa.Jest bardzo gorąco, praca stała się dużo53 cięższa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl