[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mayhew wstał.Deacon bez słowa przywołał go ruchem ręki.Mayhew stanął przynim nie rozumiejąc, o co chodzi.Deacon przytrzymał go mocno, ostrzenoża przyłożył mu do ucha i odwrócił go twarzą do siebie tak, by usta-wili się profilem do lustra.Mayhew zaśmiał się, ale zaraz umilkł.Po-dobnie jak Deacon, patrząc na ich lustrzane odbicie, czuł niemal zwie-rzęcy zapach potu.Czubki ich butów stykały się, wargi zbliżyły się.Mayhew drgnął.Poczuł silny uścisk Deacona, a nóż zniknął z polawidzenia.Krew uderzyła mu do głowy.Oddychał ciężko i przestępowałz nogi na nogę jak człowiek, którego na przyjęciu osaczył jakiś nudnywesołek.Na środku pokoju czuł się tak, jakby zapędzono go do rogu.- No i co, w porządku? - zaśmiał się sztucznie.Deacon nie odpowiadał i nie poruszał się. To było tak.Właśnie tak, sukinsynu.Patrzył w ciemne szkło antycznego lustra.Miał błędne oczy.Ręka,którą przytrzymywał Mayhewa, zaczęła drżeć z wysiłku.- John?Usta przy ustach.Mogli być kochankami.Mogli być wszystkim.Deacon odłożył nóż na miejsce.Powietrze w kuchni wydawało sięlekkie, łatwo było nim oddychać.Mayhew patrzył na niego z holu,myśląc już o aresztowaniu Normana Blacketta.Kiedy szli do drzwi wyjściowych, Deacon spytał:- Czy w mieszkaniu Cochlan były jakieś lustra?- W sypialni.Cała ściana.- Nie w łazience?- Nie.- A Meredith wybierała się na kolację?- Tak, do siostry.- Na którą godzinę?145 - Na wpół do ósmej.- Umarła.- Około siódmej.Trudno stwierdzić przez ten upał.i sposób za-bójstwa.- A tu było tylko kimono.- Deacon przypomniał sobie stertę sta-rannie poskładanych ubrań w sypialni Kate Lorimer i odciski palców naperłowych guzikach nowej sukienki Lady Olivii.- Tak.Nad czym się zastanawiasz?- Kimono leżało pod nią - całe pogniecione.- Zgadza się.- Gdzie znalazłeś sukienkę, którą miała na sobie Cochlan?Doszli do samochodów.Mayhew zastanawiał się, szukając jedno-cześnie kluczyków.- Dwie były jeszcze w torbie.- Zmarszczył czoło.- A jedna chybana krześle.- Tak po prostu rzucona?- Boże, nie pamiętam.Czy to ma jakieś znaczenie?- Próbuję stworzyć coś z niczego.- Daj mi znać, jak ta sztuczka ci się uda.- Dobra.Deacon wsiadł do samochodu i patrzył, jak Mayhew w zwykły dlasiebie sposób włącza się do ruchu, nie racząc nawet popatrzeć na tych,którym zajechał drogę. Coś jakby szablon.Samochód stał w pełnym słońcu i mimo że okna były opuszczone, wśrodku było jak w piecu hutniczym.Zaczął się pocić, kropelki potubłyszczące jak koraliki, spływały mu po policzkach i szyi. Czego chciałeś, ty sukinsynu? Czego od niej chciałeś? 22.Nie jesteś zbyt rozmowny.- Laura podniosła do ust inhalator zVentolinem.Deacon uśmiechnął się.- Mam zamiar powiedzieć ci dużo różnych rzeczy.Jak się czujesz?- Raz lepiej, raz gorzej.Wolałabym, żeby kwiaty inaczej się roz-mnażały.- Oparła głowę o poręcz krzesła i zamknęła oczy.Wyglądałana zmęczoną.Nie była wyzywająco piękna, ale było w niej coś urocze-go.Czytając w jego myślach, powiedziała: - Nie szkodzi mi dym papie-rosów, naprawdę.Nie mówię tego przez uprzejmość.Niejako zachęcony tym, zapalił papierosa, chociaż podejrzewał, żenie powiedziała prawdy.- Nie można dowiedzieć się, gdzie idą pieniądze? - spytał.Laura pokręciła głową nie otwierając oczu.- W.C.Fields będąc u szczytu kariery, opanowany paranoicznąobsesją, że wszyscy chcą położyć łapę na jego pieniądzach, założył wcałej Ameryce konta na nazwisko John Doe.Potem nagle umarł.Jegopieniądze wciąż gdzieś tam są, ale tak naprawdę, to nikt nie wie gdzie.Tajemnica bankowa.- A czy twój dyrektor może wiedzieć?- Buxton?- Tak.147 - Może.Ale nie musi.Wiedziałby, jeśli klient by mu się zwierzył,ale nie jest to wymagane jako warunek wstępny przy otwieraniu konta.- A co jest?- Kupa forsy.- W porządku.- Deacon wydmuchał chmurę dymu, starając się tra-fić w otwarte okno.- Co wydarzyło się w związku z zaginioną taśmą?- Otóż to - ożywiła się Laura.Uniosła nieco głowę i otworzyłaoczy.- Też o tym myślałam.Sęk w tym, że nic się nie wydarzyło.- Jesteś tego pewna?- Zupełnie pewna.Przecież to dzięki mnie dowiedziano się o jejzaginięciu.I nikt nie zadał mi ani jednego pytania.Ten szczurekThwaite - facet z archiwum - omal nie umarł z wrażenia.I na tym sięskończyło.- Może sądzą, że sprawa jest zbyt poważna?- Nie wiem.Nigdy nic takiego się nie wydarzyło.Rozumiem, żejest to wielka tragedia dla takiego dupka jak Thwaite.Należy do gatun-ku mężczyzn, którzy każą swoim żonom prasować im gacie.Materiał,jaki zawierała taśma, nie był aż tak bardzo ważny.Tylko że w tymprzypadku.- Prawdopodobnie był na niej test.- Tak.- A więc brak jakiegokolwiek dochodzenia jest trochę podejrzany.- Tak.Zgniótł niedopałek papierosa i natychmiast poczuł, że ma ochotę nanastępnego.To, że usiłował nie palić w jej towarzystwie, powodowałotylko nasilanie się głodu nikotynowego.- Są dwie sprawy - zaczął, wypowiadając głośno myśli, które gognębiły.- Ale jakoś trudno mi je powiązać.Laura usiadła po turecku, przyglądając mu się uważnie.Opowiedział jej o Meredith [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •