[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilę milczał, starając się wymyślić jakąś uwagę niezbyt zuchwałą, i w końcu spojrzeniejego padło na broszkę spinającą jej suknię wyciętą przy szyi zgodnie z obowiązującą modą.- Jak pani ładnie w tej broszce - mruknął zakłopotany.Bezwiednie dotknęła jej ręką.- Nie bardzo zależy mi na takich rzeczach - odpowiedziała - ale to istotnie dobrykamień.Odetchnął szybko, zmieszany.Wyobrażał sobie, że to jakieś świecidełko, kryształ bezwartości, a tymczasem był to prawdziwy kamień - duży, iskrzący się brylant.Pod wpływemtej wiadomości oczy jego również zaiskrzyły się.- Musi pani wybrać się któregoś dnia do miasta i pójść ze mną na herbatę - usłyszałsiebie wypowiadającego te słowa z niesłychaną zuchwałością.Spojrzenia ich spotkały się.- Bardzo chętnie - odparła z uśmiechem.W tej chwili jednak ciotka Ewa wstała i oświadczyła, że jeśli skończyli, to trzebawyjść na słońce.- Chyba się dobrze bawisz - szepnęła Piotrowi przechodząc.Zaśmiał się, rycerskootwierając przed nią drzwi.Znów tenis, znów śmiechy, znów rozmowy.Między dwiema partiami pomagał Różyszukać w krzakach zgubionej piłki.Głowy ich, pochylone pod krzewem wawrzynu, zbliżyłysię do siebie tak bardzo, że mógł na jej górnej wardze dostrzec kropelki potu.Zachwycającywidok!411 Około szóstej przyszedł wuj Ryszard - jak zwykle trzymając wyniośle głowę, ale zżartobliwym wyrazem twarzy, łagodzącym jego surowość - aby zobaczyć, jak się bawimłodzież.Zdawał się być ucieszony obecnością Piotra i po chwili usiadł obok niego, trochę nauboczu.- Przykro mi, że twoja matka nie mogła przyjechać - rzekł ostrożnie, zakładając nogęna nogę.- Jakże się miewa?- Dziękuję, doskonale.Ryszard skinął głową.- To mnie cieszy.Bardzo cieszy.- Zamilkł wpatrując się w czubek swojego trzewika.-Czasem mam wrażenie, że twoja matka nie jest sprawiedliwa w stosunku do nas.Nie możemyponosić za nią odpowiedzialności, to jasne.Niemniej życzymy wam jak najlepiej.- Oczywiście - spiesznie powiedział Piotr - to zrozumiałe.- Nastała pauza.- %7łycie zle się obeszło z Aucją - ciągnął Ryszard.- Rozumiem to i nie żywię do niejżadnej niechęci.Pragnę, byś o tym pamiętał, mój chłopcze.I będziesz tu zawsze milewidzianym gościem.Ciotka Ewa.- Spojrzał z czułością na stojącą z dala żonę.- Tak, ciotkaEwa bardzo lubi młodzież.Przyjeżdżaj tu, kiedy tylko zechcesz.Piotr był wdzięczny, głęboko wdzięczny.- I bardzo się cieszę twoim powodzeniem na uniwersytecie - ciągnął dalej wujRyszard.- Swego czasu, przyznaję, miałem pewne wątpliwości.Ale teraz, gdy patrzę naciebie, nie jestem już zdziwiony.Wytrwaj, mój chłopcze, a wyjdziesz zwycięsko.- Dziękuję wujowi - wyszeptał Piotr.Nie zastanawiał się nawet, za co właściwiedziękuje, niemniej czuł potrzebę wyrażenia wdzięczności.- Pozdrów matkę - Ryszard spojrzał na złoty zegarek i wracając do zwykłegoszorstkiego tonu, dodał: - Muszę już iść.412 Dlaczego, pomyślał Piotr po odejściu wuja, wspomnienie matki dotknęło go nagle wsposób tak niemiły, przejęło dziwnym poczuciem nędzy.Jak gdyby miał na sobie jakieś pęta,jakieś więzy, których znaczenia nie umiał sobie wytłumaczyć.Zapragnął zerwać te pęta,odrzucić więzy.Za chwilę zapomniał jednak o tym wszystkim i znów zaczął się bawić.Wreszcie słońce zniknęło z kortu tenisowego.Powiał lekki wietrzyk i anemiczna Werazadrżała z zimna.Był to sygnał do ogólnego powrotu do domu, a Piotr nie chcąc zepsuć tegowspaniałego dnia przez nadużycie gościnności, od razu wbiegł na piętro, by się przebrać.Najpierw wziął zimny tusz w dużej porcelanowej wannie - jakże niepodobnej do popękanegoi powyginanego cebra w domu - następnie ubrał się z nadzwyczajną starannością,wyszczotkował włosy brylantyną kuzyna, aż błyszczały, i zszedł na parter.Róża i Jim zamierzali właśnie odejść - nie wiadomo dlaczego, miał wrażenie, żezwlekała z pożegnaniem do jego przyjścia.Teraz zwróciła się do niego i spytała cicho:- Może odwieziemy pana na stację?- Jedzmy wszyscy! - wesoło, ze zwykłą nierozwagą zawołała Kitty.Pożegnał wujostwo i przesadnie dziękując powiedział, że nie potrafi wyrazić imswojej wdzięczności, następnie poszedł za resztą towarzystwa do wielkiego czerwonego auta.Wierzyć się nie chce, że on, który przed paru godzinami stał nieśmiało przed tą samą bramą,teraz odjeżdża autem - jako członek tej wesołej kompanii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •