[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdjęła stanik, obaramiączka jednocześnie, i rzuciła przez ramię w jego stronę, ale wylądował metr przed nim.- Waga lekka - powiedział, śmiejąc się.- Masz rację, koronka niewiele waży - odpowiedziała i znowu odwróciła się do niegobokiem.Savich podszedł do niej powoli, nie spuszczając wzroku z jej dłoni zajętychsuwakiem spodni.Potem powoli zsunęła spodnie.Błyskawicznie podbiegł do niej, niemalprzewracając się o jej buty porzucone na pierwszym stopniu schodów.Uwielbiał jej pięknestopy.Savich wykazał się dużą siłą woli i zatrzymał się trzy stopnie niżej, czekając, co onadalej zrobi.Podejrzewał, że jeżeli nie będzie ostrożny, odgryzie sobie język, zwłaszcza teraz,kiedy pozbyła się spodni.Drażniła się z nim, wykonując powolne ruchy i bardzo wczuwałasię w swoją rolę.Kiedy zobaczył wspaniały zarys jej bioder odzianych w białe, koronkowe, wysokowycięte majtki idealnie dobrane do stanika, doprowadziło go to do szaleństwa.Podbiegł doniej, porwał w ramiona, a ona całowała go, zanurzając palce w jego włosach.Miał ochotęśmiać się ze szczerej radości, ale musiał skoncentrować się na tym, żeby trafić do sypialni, niepotykając się, bo w tym stanie nie był pewny, czy temu podoła. A naprawdę miał na to ochotę.Zawsze, kiedy się z nią kochał, wydawało mu się, że czas przyspieszał niczymhuragan i jednocześnie niemożliwie zwalniał.Kiedy w końcu znalazła się nad nim, a jej silne nogi obejmowały go w pasie, jej dłonieopierały się na jego piersi, jak zwykle zachwycił się posągową bladością jej ciałakontrastującą z jego śniadymi obejmującymi ją rękami.Uśmiechnęła się do niego.- To było przyjemne, Dillon.- O, tak.Popatrzył na jej ukochaną twarz, w jej oczy zamglone z rozkoszy, palcami dotknął jejognistych włosów, dziko rozwianych wokół twarzy.- Za rzadko ci to powtarzam.Jesteś moim życiem.Należał do niej, pomyślała, alesłowa poszły w zapomnienie, kiedy był już w niej, a ona całowała go, szepcząc mu do ucha.Nie wytrzymał tak długo jak chciał, ale ona była z nim i to było najważniejsze.Został powalony i do tego stopnia zrelaksowany, że nawet gdyby Sean zaczął terazskakać po nim, nie byłby w stanie się poruszyć.Jego oddech w końcu uspokoił się,przynajmniej na tyle, że mógł myśleć.Jednak jego mizerne myśli szybko rozproszyły się,kiedy zaczęła przesuwać się w dół jego zadowolonego, na wpół żywego ciała.Kiedy poczułjej język na swoim brzuchu, chwycił ją rękami za włosy, uniósł biodra i mruknął zzadowoleniem.- Muzyka dla moich uszu - wyszeptała.Zasnęła wtulona w niego, z włosami na jego ustach.Nawet nie poczuł, jak gołaskotały, bo zasnął kamiennym snem.Kiedy jego komórka zaczęła wygrywać melodię zprogramu telewizyjnego Monday Night Football, natychmiast się obudził i z odrazą spojrzałna telefon wystający z kieszeni spodni porzuconych na podłodze obok łóżka.Leżąca na nimSherlock też się obudziła.Nie chciał jej ruszać, ale telefon dzwoniący w piątek póznymwieczorem nie wróżył niczego dobrego.Wyciągnął rękę i chwycił komórkę.- Tak?Słuchał, jednocześnie gładząc brzuch Sherlock.Nie miała ochoty odrywać się od jegociepłej dłoni, jednak podniosła się i usiadła na łóżku.- Co się stało, Dillon? Coś złego?- Ktoś właśnie próbował zabić doktora MacLeana.Zostawili śpiącego Seana podopieką Lily i Simona i piętnaście minut pózniej byli już w szpitalu.W godzinie duchów szpital powinien być miejscem cichym i prawdę mówiąc, niespodziewali się tam jakiegoś zamieszania, jednak usłyszeli podniesione głosy i zobaczyli dwóch ludzi wbiegających po schodach.Ku ich zaskoczeniu winda była pusta.Kiedy dotarlina piętro, na którym leżał doktor MacLean, musieli ominąć nosze, dwa wózki inwalidzkiepozostawione na środku korytarza, i kilka biegających, krzyczących lub zamarłych wbezruchu osób z personelu szpitalnego.Przy drzwiach zebrało się wielu pacjentów, jakiśmężczyzna trzymał w ręku torebkę z kroplówką, a jeden z sanitariuszy próbował nakłonić godo powrotu do łóżka, ale ten nie dawał się przekonać.- Agent Tomlin, gdzie on jest? - Sherlock usiłowała dowiedzieć się od jednej zpielęgniarek.- Zajmują się nim.Ktoś wszedł do środka i wbił mu strzykawkę w szyję, ale niewstrzyknął całej zawartości.Louise zauważyła, że coś jest nie tak, bo zaczął się szamotać,wtedy zawołała go, ale nie odpowiadał.- Pielęgniarka niemal straciła oddech.- Louisepodbiegła do niego.Nie mam pojęcia, co się stało, Louise zniknęła, i słychać było strzał.Niewiedziałam, że może być taki głośny.To było jak wybuch, a wszyscy zaczęli krzyczeć ipanikować.Sherlock przymknęła oczy i modliła się, żeby Tomowi Tomlinowi nic się niestało.Szła tuż za Savichem, który właśnie otworzył drzwi do sali doktora MacLeana.Wokół jego łóżka kłębiło się kilka osób, wszyscy mówili naraz, żywo gestykulowali.Kiedy Savich przecisnął się przez ten tłum, ujrzał leżącego na podniesionym łóżkudoktora MacLeana, z głową spoczywającą na poduszce.Uśmiechał się do otaczających goludzi niczym patriarcha otoczony rodziną.- Timothy - powiedział Savich, przyglądając mu się uważnie.- Nic ci nie jest?- Jestem w doskonałej formie.- Maclean uśmiechnął się obłędnie.- I po co to całezamieszanie, proszę mi tu puścić jakąś skoczną muzykę, a odtańczę taniec zwycięstwa zLouise.Szkoda, że jej nie widziałeś, Savich.Wpadła tutaj i bam! Postrzeliła napastnika wramię.- W które ramię, Timothy? - zapytał Savich.- Hm, niech no się zastanowię, które to było? Chyba prawe, tak, to było jego praweramię.Upuścił strzykawkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •