[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może był po pro-stu człowiekiem, którego maniery uznałam za obrazliwe,nic poza tym.Mimo to jednak ciężko było pominąć fakt, żepodczas naszego pierwszego spotkania ktoś grał melodię Greensleeves.We wtorek rano Strap, Kitty i mnie kazano zająć sięłóżkami w namiocie-sali.Wielu rannych pojechało dodomu, więc miałyśmy pod opieką mniej niż dziesięciu pa-cjentów i siostra Radcliffe stwierdziła, że jest to okazja,by poodwracać materace, wyczyścić szalki i ogólnie mówiąc, zająć się tym wszystkim, co zostałoby pominiętew bardziej pracowitym czasie. Patrz, to powinno cię rozweselić  powiedziała Strapscenicznym szeptem, wyciągając złożony kawałek papieru. Dał mi to jeden z kierowców karetek.Poprosił, żebymdopilnowała, by dotarło do ciebie.Wzięłam liścik i rozwinęłam go, a moje serce przy-spieszyło na myśl o Archiem.Gdy czytałam krótką wia-domość, Strap się taktownie odsunęła.Bess, najdroższa, spotkaj się ze mną dziś wieczórw starej szkole.O szóstej.Zawsze twój, AC.Byłam zaskoczona.Informowanie mnie o czymkol-wiek z tak krótkim wyprzedzeniem było niepodobne doArchiego.Doskonale wiedział, jak trudno mi było wykraśćsię z PPM-u na kilka chwil czy godzin, żeby się z nimspotkać i nie podpaść.Ale z drugiej strony czasem do-stawał przepustkę w ostatniej chwili.Zerknęłam na ze-garek.Było już po piątej.Włożyłam liścik do kieszenii zerknęłam na Strap. Wydaje mi się  stwierdziła, wytrząsając z paczkipapierosa  że ktoś, kto lak ciężko pracuje, zasługuje nachwilę wolnego. Położyła się na łóżku w butachi z nogami w górze i papierosem w zębach zamknęłaoczy. Wydaje mi się, że tak powinno być  dodała.Stara szkoła przedstawiała się dość ponuro w mżawce moczącej jej szare ściany.Brama prowadząca na podwórzeszkolne nie była zamknięta.Pchnęłam wrota i przeszłamprzez pustą przestrzeń, która od tak dawna była opusz-czona, że nie pozostały ślady malowanej kredą gryw klasy.Nie było nawet śladów farby, jedynie upiorneecho dziecięcych głosów.Gdy dotarłam do głównegowejścia do budynku, zawahałam się.Z pewnością będziezamknięte.Obejrzałam się za siebie, lecz nikogo nie było.Przygnębiająca pogoda i nieustanny ostrzał zniechęcałyludzi do opuszczania domów, jeżeli nie było to konieczne.Sprawdziłam dużą mosiężną klamkę i odrobinę podsko-czyłam, gdy drzwi otworzyły się bez trudu.Popchnęłam jei weszłam do środka.W westybulu, oświetlonym jedynieszarym światłem wpadającym przez otwór wejściowy zamoimi plecami, panował przeciąg.Przeszłam do pierw-szych drzwi, które stały otworem.Gdy otwarłam je szerzej,wydały głośne skrzypnięcie.Znalazłam się w pomiesz-czeniu, które musiało być główną salą szkolną, wystar-czająco dużą, by pomieścić kilka tuzinów dzieci.Wypeł-niało ją zakurzone światło wpadające przez wysokie okna.Przed imponującą tablicą znajdowało się podwyższenie.Wszystkie ławki i krzesła wyniesiono i wykorzystano docelów wojskowych.A być może zostały spalone przezzdesperowanych wieśniaków.W przeciwległym rogu salistało pianino, a z jego prawej strony znajdowała się po-tężna komoda, przez której otwarte drzwi widać było pustepółki.Obcasy moich butów stukały zbyt głośno na drew-nianej podłodze.Powoli podeszłam do tablicy i przesu- nęłam palcami po szorstkiej powierzchni.Zastanawiałamsię, co się stało z tymi wszystkimi dziećmi.Gdzie oneteraz są?Moje myśli gwałtownie powstrzymała muzyka dobie-gająca od strony pianina.Odwróciłam się.Instrument stałpod takim kątem, że widziałam jedynie jego tył, a grającybył całkowicie zasłonięty.Nie znałam tej melodii, były tojedynie nuty, gamy i ozdobniki.Otwarłam usta, by za-wołać Archiego, jednak coś mnie powstrzymało.Nieprzypominałam sobie, by kiedykolwiek wspominał, że grana pianinie.Choć nie było powodu, by nie miał tego po-trafić, coś mi się tu nie zgadzało.Stwierdziłam, że idęw stronę muzyki, nie chcąc się odzywać, lecz i nie pró-bując uciec.A potem, gdy znalazłam się w odległościkilku kroków od drewnianego tyłu pianina, pośród pozor-nie przypadkowych nut zaczęłam rozróżniać melodię.Tę,którą tak dobrze znałam.Bardzo dobrze nawet.Było to Greensleeves.Stopy odmówiły mi posłuszeństwa.Wekrwi rozszalała się adrenalina, pobudzając opuszki moichpalców i wywołując kołatanie serca w piersiach.W tejsamej chwili wyczułam kwaśny, siarkowy zapach, z któ-rym po raz pierwszy zetknęłam się w lasach Batchcombetak wiele istnień temu.W pierwszej chwili skarciłamsamą siebie za taką naiwność.Czyż tak niewiele się nau-czyłam przez te wszystkie lata, gdy unikałam swego prze-śladowcy? Czy mój instynkt czarownicy został tak bardzoupośledzony żałością i cierpieniem wojny, że nie byłamw stanie wykryć jego obecności w pobliżu? Tak się wydawało.Przecież stałam tutaj, w odległości nic większej niżkilka metrów od kogoś, kto pragnął co najmniej mniezniszczyć, ale bardziej prawdopodobne było, że pragnąłmojej duszy.Nie było dokąd uciekać.Musiałam stawić muczoła.Zmusiłam się, by iść naprzód, by obejść pianino.Zanim ta odrażająca melodia się skończyła, dostrzegłampianistę, który z nisko opuszczoną głową w skupieniupochylał się nad klawiszami.Gdy podeszłam bliżej, nie-spiesznie się wyprostował i odwrócił z uśmiechem.Byłto ten sam uprzejmy uśmiech, którym powitał mnie pod-czas naszego pierwszego spotkania w schronie. Najdroższa, zaczynałem podejrzewać, że możesz jużnie przyjść  stwierdził porucznik Maidstone, nie przery-wając gry  ale przecież powinienem bardziej wierzyćw siłę prawdziwej miłości. W jego ustach słowo  mi-łość zabrzmiało żałośnie, nędznie, podle.Wreszcie me-lodia dobiegła końca i obrócił się na krześle przodem domnie.Zmrużył oczy. Stałaś się blada i szczuplejsza, Bess.Wydaje mi się,że ta wojna ci nie służy.Moim zdaniem zebrana tu energiajest.odżywcza. Wstał, przeciągnął się, rozłożył szerokoramiona, obejmując ciemną siłę, którą można znalezćwszędzie lam, gdzie jest przemoc.W tej samej chwili poczułam bolesną tęsknotę za Ar-chiem, za jego pokrzepiającą obecnością, jego miłością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •