[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ogierek, odbiór.Przygotujcie kombinezony przeciwpromienne na nasz powrót.Musimy się śpieszyć.- Tylko uważaj z odrzutem - zachichotał centaur.- Artemis leci szybem właściwie pierwszy raz, bo po drodze w tę stronę on i Butler byli zmesmeryzowani.Nie chcielibyśmy, żeby się przestraszył.Holly dodała gazu mocniej, niż to było konieczne.- Co to, to nie - zachichotała.- W żadnym razie nie wolno nam go przestraszyć.W tej sytuacji Artemis postanowił zapiąć uprząż.Doskonały pomysł, jak się okazało.Kapitan Nieduża rozpędziła prowizoryczny prom po magnetycznej szynie, wiodącej do szybu.Stateczniki drżały, śląc wzdłuż kadłuba kaskady iskier.Trzeba zmienić ustawienie wewnętrznego żyroskopu, pomyślała Holly, bo inaczej Błotni Ludzie zwymiotują do kabiny.Jej kciuki zawisły nad przyciskami turbodoładowania.- Dobra.Zobaczymy, na co stać tę balię.- Nie próbuj bić żadnych rekordów - ostrzegł Ogierek z głośnika.- Ten statek nie został zbudowany do wielkich szybkości.Widywałem już krasnale o bardziej aerodynamicznych kształtach.Holly stęknęła.Czy latanie powoli ma jakiś sens? Żadnego.A skoro przy okazji paru Błotniaków się przerazi, tym lepiej.Dotarli do wylotu tunelu startowego.Przed nimi rozpościerał się szyb.Artemisowi z wrażenia zaparło dech.Widok był zaiste porażający - Mount Everest wrzucony do tej dziury nawet nie otarłby się o ściany.Ciemnoczerwone światło z głębi ziemi pulsowało na ścianach niczym odblask ogni piekielnych, a nieustające trzaski pękających skał odbijały się od poszycia kapsuły jak fizyczne ciosy.Holly uruchomiła wszystkie cztery silniki i statek pokoziołkował w głąb otchłani.Wszelkie troski znikły niczym mgiełki snujące się po kokpicie.To była kwestia ambicji - im niżej pilotowi udało się opaść, nie wychodząc z lotu nurkowego, za tym większego chojraka uchodził.Nawet śmierć, jaką poniósł w płomieniach funkcjonariusz Odzysku SKR Bom Armurek, nie zniechęciła pozostałych pilotów do zabawy w nurkowanie do jądra.Ostatni rekord należał do Holly - zbliżyła się do płynnej powierzchni plazmy na odległość pięciuset metrów.Niestety, wyczyn ten kosztował ją dwa miesiące zawieszenia w obowiązkach oraz sporą grzywnę.Ale nie dzisiaj.W tym tłuku nie pobije żadnego rekordu.Z napiętymi od przeciążenia policzkami Holly pociągnęła ku sobie drążki sterownicze i wyprowadziła dziób do pionu.Niemałą przyjemność sprawiło jej wyraźne westchnienie ulgi, jakie wydobyło się z ust obu ludzi.- Dobra, Ogierek, lecimy.Jaka sytuacja na górze? Wyraźnie usłyszała stukanie klawiatury.- Przykro mi, Holly, ale nie mam połączenia z urządzeniami zewnętrznymi.Zbyt duże promieniowanie po ostatniej flarze.Jesteś zdana na siebie.Holly zerknęła na dwóch bladych Błotniaków w kabinie.Zdana na siebie, pomyślała.Żeby tylko.ParyżSkoro więc człowiekiem, który pomagał Pałce uzbroić B’wa Kell, nie był Artemis, to kto? Jakiś tyran lub dyktator? A może niezadowolony generał, mający nieograniczony dostęp do baterii? Jak by to powiedzieć.nie.Niezupełnie.Za sprzedaż baterii B’wa Kell odpowiadał niejaki Luc Carrere.Zupełnie na to nie wyglądał - tak naprawdę nawet o tym nie wiedział.Luc był drobnym francuskim detektywem prywatnym, powszechnie znanym z nieskuteczności.W kręgach zawodowców uważano wręcz, że nie umiałby wyśledzić piłeczki golfowej w beczce sera mozzarella.Pałka postanowił wykorzystać Luca z trzech powodów.Po pierwsze, z kartotek Ogierka wynikało, że Carrere cieszy się opinią kombinatora, który pomimo skłonności do partactwa nieomylnie znajduje to, co klient chce kupić.Po drugie, Luc odznaczał się chciwością i nigdy nie umiał się oprzeć pokusie łatwego zarobku.Po trzecie zaś, był głupi, a każda wróżka wie, że słaby rozum łatwiej poddaje się mesmeryzacji.Odnalazłszy akta Carrere’a w bazie danych Ogierka, Pałka niemal się uśmiechnął.Oczywiście, wolałby nie mieć w łańcuchu zbrodni ludzkiego ogniwa.Ale łańcuch składający się tylko z goblinów to łańcuch kretynów.Nawiązanie kontaktu z Błotnym Człowiekiem nie przyszło Pałce lekko.Wrzosiec, choć niezrównoważony, doskonale pojmował, że jeśli ludzie zwęszą nowe rynki pod powierzchnią Ziemi, ruszą na podbój jej jądra niczym rój czerwonych mięsożernych mrówek.A Pałka nie był jeszcze gotów stawić im czoła - jeszcze nie teraz.Mógł się z nimi zmierzyć, tylko mając za sobą całą potęgę SKR.A więc na razie Pałka wysłał Lucowi Carrere’owi małą paczuszkę.Bezpieczną, goblińską ekstrapocztą.Pewnego lipcowego wieczora Luc Carrere wszedł znużony do swego biura i zobaczyłna stole niewielki pakunek.Nic szczególnego - po prostu przesyłka z firmy kurierskiej.Albo coś, co bardzo ją przypominało.Rozciął taśmę.W pudełku, na wyściółce ze zwiniętych stufrankowych banknotów, leżało małe płaskie urządzenie, podobne do odtwarzacza CD, lecz wykonane z dziwnego, czarnego metalu, który wydawał się pochłaniać światło.Luc omal nie krzyknął do recepcji, by sekretarka nie łączyła żadnych rozmów.Nie miał jednak recepcji i nie miał sekretarki.Toteż po prostu jął wpychać pieniądze za wytłuszczoną koszulę, jakby miały za chwilę zniknąć.Nagle urządzenie otworzyło się z trzaskiem niczym małż, odsłaniając mikroekran i głośniki.Na monitorze ukazało się mroczne oblicze i choć Luc dostrzegł jedynie parę zaczerwienionych oczu, sam ich widok sprawił, że przeszył go dreszcz.Dziwne, ale gdy twarz przemówiła, Luc pozbył się lęków gładko jak wąż zrzucający starą skórę.Czegóż miał się bać? Ta istota najwyraźniej zaliczała się do jego oddanych przyjaciół.Cóż za cudowny głos, jakby jednoosobowy chór anielski.- Luc Carrere?Luc niemal rozpłakał się ze wzruszenia.Czysta poezja.- Oui.To ja.- Bonsoir.Widzisz pieniądze, Luc? To wszystko twoje.Sto kilometrów poniżej Pałka niemal się uśmiechnął.Poszło łatwiej, niż przypuszczał.Obawiał się, że niewielkie resztki mocy, jakie zachował w mózgu, nie wystarczą, by zamesmeryzować człowieka.Ale ten konkretny Błotniak najwyraźniej miał siłę woli głodnego wieprza, stojącego przed korytem pełnym otrąb [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •